Zgodnie z obietnicą, jest! Średnio mi się podoba ten rozdział, ale musiał być taki... przejściowy. Następny mam już ułożony w głowie, ale trzeba go jeszcze napisać, chociaż szczerze powiedziawszy, takie upały wcale nie sprzyjają mojej wenie. Ale koniec żali! Zaczynam myśleć nad nowym opowiadaniem (będzie romans, szczypta fantastyki i sporo akcji) i opuszczeniem blogspota na dobre. Oczywiście, Różę dalej będę tu wrzucać, ale następne opowiadania planuje wstawiać na wattpada. Wydaje mi się, że tamtejsze środowisko jest bardziej przyjazne niż blogspot ostatnimi czasy.
Przypominam, że jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach drogą mailową, to można pisać na rozawpotrzasku@gmail.com.
A tymczasem, miłego czytania :)
***
Resztę dnia Jennifer i Rose spędziły na szykowaniu jedzenia na wieczorną imprezę. Umysł Rose był tak zaabsorbowany wszystkimi czynnościami, że nawet nie miała czasu myśleć o przykrych rzeczach.
Może to i dobrze, pomyślała, układając obrus na stole i rozkładając zastawę. To był jej dzień i miała prawo myśleć tylko o sobie.
— Pomóc ci? — zaoferował się tata, obserwujący ją z kanapy.
— Nie trzeba, już kończę. — Wygładziła ostatnie zmarszczki na obrusie i uśmiechnęła się zadowolona. — Masz jakieś plany na wieczór, tato?
— Spokojnie, nie będę wam się tu kręcił — prychnął. — Umówiłem się z chłopakami z pracy na piwo.
— Wiesz, że nie o to mi chodziło — odparła Rose, wywracając oczami.
W tym momencie Jennifer weszła do salonu z zadowoloną miną.
— No, chyba wszystko gotowe — oznajmiła. — Teraz możemy zająć się tobą — oświadczyła, patrząc znacząco na Rose.
— Że co?
— To twoje święto, musisz wyglądać oszałamiająco!
Rose spojrzała na tatę z cierpiętniczą miną, ale on tylko wzruszył ramionami.
— Na mnie nie patrz.
— Dziękuję ci bardzo! — wykrzyknęła Rose z oburzeniem, kiedy Jenn ciągnęła ją w stronę schodów.
— Wszystkiego najlepszego!
Zbiorowy okrzyk przywitał ją, kiedy otworzyła drzwi. Piątka przyjaciół stała w progu, uśmiechając się do niej.
— Wchodźcie — roześmiała się Rose.
— Nie wierzę, że nie powiedziałaś nam o swoich urodzinach i musiałam się dowiadywać od Jennifer — jęknęła Pixie, przechodząc korytarzem do salonu.
— Właśnie, ty nieczuła kobieto — dodała Natalie, dreptając tuż za nią.
— Nie wszyscy muszą trąbić na około o swoich urodzinach — skomentował Simon, wywracając oczami. — Nie jesteśmy tobą, Pixie.
Brunetka posłała mu mordercze spojrzenie.
— A niby kiedy coś takiego robiłam?
— No, tylko spokojnie, Pixie. — Daniel położył ręce na jej ramionach i pchnął ją lekko do przodu, żeby przyśpieszyła.
— Pixie, nie rób mi wstydu — wtrącił się Michael, który szedł na samym końcu, za Simonem.
— Jasne, wszyscy przeciwko mnie, świetnie — mruknęła dziewczyna, prychając z irytacją.
W salonie, Jennifer przywitała się ze wszystkimi, a Rose ledwo stała na nogach z chyboczącymi się w rękach paczkami, którymi obdarzyli ją goście, ale z pomocą Daniela ułożyła je na stoliku obok kanapy.
— A gdzie twój tata? — zainteresowała się Natalie, rozglądając się.
— Chyba nie chciał nam przeszkadzać, więc poszedł z kolegami na piwo — wyjaśniła Rose, wzruszając ramionami. — Wychodzi na to, że mamy cały dom dla siebie.
— Nie trzeba mi tego dwa razy powtarzać — wyszczerzyła się Pixie i rzuciła na kanapę. — Prawie zapomniałam, jaką masz wygodną kanapę — dodała, wyciągając się na całą jej długość.
Wszyscy wybuchli śmiechem, a Rose w końcu pozwoliła sobie zapomnieć o Willu i dobrze się bawić.
Kilka godzin później, kiedy siedzieli przy stole i zaśmiewali się z przekomarzań Pixie i Daniela, przerwał im dzwonek do drzwi.
— Kto to może być? — wymamrotała Rose, wstając od stołu.
— Ja otworzę — uprzedziła ją Jennifer, już zasuwając swoje krzesło
Nucąc pod nosem, udała się w stronę korytarza prowadzącego do wyjścia. Kiedy otworzyła drzwi i zobaczyła Williama była równie zdziwiona jak on.
— William, co ty tu robisz? — zapytała zdumiona.
— Jennifer... jeśli dobrze pamiętam? — Chłopak zmarszczył czoło, poprawiając pokrowiec na gitarę przewieszony przez ramię. Przytaknęła, czekając na odpowiedź. — Czy... hm... zastałem Rose?
Przygryzła wargę z niepokojem. Przypuszczała, że przyjaciółka wcale nie miała ochoty rozmawiać z Davisem.
— Wiesz, z tym może być mały problem — zaczęła, ale przerwały jej głośne okrzyki“Wszystkiego najlepszego!” i wybuch śmiechu, który po nim nastąpił.
William zajrzał w głąb domu, a Jennifer odwróciła głowę, krzywiąc się w kierunku salonu, skąd właśnie dobiegła zafałszowana piosenka urodzinowa.
— Urodziny Rose? — Davies wcisnął ręce do kieszeni, spoglądając na Jennifer, która skinęła głową. — W takim razie nie będę przeszkadzał. Przekaż jej, że życzę wszystkiego najlepszego.
Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i odszedł w stronę samochodu zaparkowanego przy krawężniku.
— William! — zawołała za nim bez zastanowienia i od razu przeklęła się w myślach, kiedy odwrócił się z pytającym spojrzeniem. — Dzięki. Przekażę jej.
Uśmiechnął się, jakby doskonale wiedział, że nie to chciała powiedzieć i kiwnął w geście pożegnania.
Z westchnięciem oparła się o framugę, patrząc na odjeżdżający samochód. Szczerze powiedziawszy, chciała zapytać go o mnóstwo rzeczy, ale wiedziała, że nie może. Dlaczego tu przyszedł? Rose chyba nie powiedziała jej wszystkiego o ich relacji. Może i powinna się o to wkurzyć, ale nawet przyjaciółki miały przed sobą sekrety, a Rose nigdy nie była zbyt wylewną osobą. Znała ją bardzo dobrze i w sprawach sercowych potrafiła milczeć jak grób. Z drugiej strony, nigdy wcześniej tak bardzo tego nie przeżywała. Co takiego było w Williamie, że Rose tak się do niego przywiązała?
Zamknęła drzwi, kiedy zaczęło być jej zimno i wróciła do salonu.
— Kto to? — zapytała Pixie, nalewając sobie soku do szklanki.
— Ten, co to wciska ludziom różne rzeczy — wyjaśniła Jennifer. Na pewno nie mogła powiedzieć Rose o tej wizycie. — Jak się na nich mówiło?
— Akwizytor? — podpowiedział Simon.
— Dokładnie — zaśmiała się.
— Akwizytor o tej porze? — zapytała zaskoczona Rose, wyłaniając się z kuchni, na co Jennifer wzruszyła ramionami. — Tak długo go spławiałaś?
— Chciał mój numer telefonu, więc wyobraź sobie. — Przewróciła oczami, opadając na krzesło.
Nie chciała okłamywać Rose, ale gdyby powiedziała o wizycie Daviesa, narobiłaby tylko więcej szkód. W dodatku reszta nie miała pojęcia, że cokolwiek ich łączy.
— Wiecie, Jennifer zawsze była uznawana za najładniejszą dziewczynę w szkolę — powiedziała Rose z rozbawieniem. — Wiedziałam, z kim się zaprzyjaźnić.
— Biorąc pod uwagę, że w szkole było co najwyżej dwustu uczniów, to kiepskie osiągnięcie — zauważyła Jenn, krzywiąc się.
Wszyscy wybuchli śmiechem, a Natalie skomentowała:
— Ja tam uważam, że i tak zrobiłabyś u nas furorę. Przecież za te włosy można zabić!
— Nie wiem, o co ci chodzi, sama masz piękne włosy — odparła Jennifer, ciesząc się z tej zmiany tematu.
— Rude — powiedziała Natalie takim tonem, jakby samo to było obelgą.
— Ale rude włosy są ładne — zauważyła Rose.
Natalie zmierzyła ją spojrzeniem.
— Jasne, ale piegi już nie bardzo. A tych, jak na złość, mam pod dostatkiem.
— Piegi są urocze — wtrącił Daniel, ignorując spojrzenie, jakim obdarzyła go rudowłosa.
— Chciałabym mieć piegi — westchnęła tęsknie Pixie, na co Simon uśmiechnął się z politowaniem i wymienił spojrzenia z Rose, która pokręciła jedynie głową z rozbawieniem.
Widząc zmieszanie Jenn, obiecała sobie, że później wyjaśni jej sprawę z Pixie i Danielem.
— Nie wiem, jak wy, ale ja robię się głodny, a te pyszne zapachy z kuchni wcale nie polepszają sytuacji — odezwał się Michael, który do tej pory jedynie przysłuchiwał się rozmowie.
— Pizza! — Rose zerwała się ze swojego miejsca z okrzykiem przerażenia i pognała do kuchni.
— Pomogę jej — zaoferowała się Jennifer.
— Gdyby nie ja, to nici z kolacji — zauważył Michael z pełną samozadowolenia miną. — Za to powinienem dostać największy kawałek.
— Figę dostaniesz — skomentowała Pixie, dreptając za blondynką. — Idę z tobą.
— Nie zostawiajcie mnie tu samej z nimi — jęknęła Natalie, dołączając do dziewczyn.
— Pomyślałby kto, że jak znalazła sobie w końcu chłopaka, to faceci przestaną ją tak przerażać. — Simon uśmiechnął się złośliwie.
— Chłopaka? — zapytała Jennifer, unosząc brew.
— Opowiem ci w kuchni — obiecała rudowłosa, pośpieszając ją gestem.
Przez resztę wieczoru Rose bawiła się tak dobrze, że musiała podziękować Jennifer w duchu za zorganizowanie wszystkiego. Gdyby nie to, to prawdopodobnie spędziłaby ten dzień leżąc na kanapie, objadając się słodyczami i oglądając telewizję. Davies nie był całym jej życiem, musiała po prostu przejść nad tym do porządku dziennego i przestać się tak zadręczać.
*
Jakby na złość, następny tydzień spędziła z trzydziesto dziewięcio stopniową gorączką, zachrypniętym gardłem i górą zasmarkanych chusteczek. Nie mogła nawet odprowadzić Jennifer na dworzec, kiedy wyjeżdżała w niedzielę.
— Przepraszam, że nie mogę z wami jechać — westchnęła, stojąc przy drzwiach owinięta w ciepły koc.
— Nie ma sprawy. — Jennifer pocieszyła ją uśmiechem. — Ty masz się kurować.
— Gdybym wiedziała, że tak to się skończy, to na pewno nie spędziłabym kilku godzin na mrozie, moknąc w deszczu — stwierdziła, krzywiąc się. — Jedyny plus jest taki, że przez jakiś czas nie będę musiała widzieć się z Davisem.
— Gotowa do drogi? — przerwał im tata, zbliżając się z salonu.
— Tak jest! — Jenn zasalutowała, uśmiechając się.
— Będę czekał w samochodzie.
Kiedy znowu zostały same, Jennifer chwyciła ją za obie dłonie.
— Nie znoszę się z tobą żegnać.
— Tęsknie za czasami, kiedy wcale nie musiałyśmy tego robić. — Rose uśmiechnęła się smutno. — Martwię się o ciebie, Jenn.
— Zabawne, bo właśnie miałam powiedzieć to samo.
— Ja sobie poradzę, ale co będzie z tobą? W końcu będziesz musiała wybrać, z kim chcesz mieszkać.
— Kiedy jestem tu z wami... Z tobą i twoim tatą — zaczęła Jenn — to czuję się jak w domu. Nawet nie wiesz, jak bardzo ci tego zazdroszczę. Chociaż nie ma tu twojej mamy, masz szczęśliwą rodzinę. Tatę, który się o ciebie troszczy i zrobiły dla ciebie wszystko. U mnie też tak kiedyś było. Ale właśnie, kiedyś. Teraz mam wrażenie, że dla rodziców jestem tylko kulą u nogi. Wiem, że chcą ułożyć sobie życie osobno, a dorosłe dziecko tego nie ułatwia. Kłócą się o mnie, jakbym była jakimś przedmiotem, ale kłócą się raczej dla zasady. Jakby po tylu latach nieporozumień potrafili robić tylko to.
Rose patrzyła jak twarz przyjaciółki wykrzywia się w smutku, jak zaciska usta w cienką linię, i jak marszczy czoło, powstrzymując się od płaczu.
— Obiecałam tacie, ale... — Ścisnęła mocniej dłonie dziewczyny, która spojrzała na nią niepewnie. — Miałam ci o tym nie mówić, żeby do niczego cię nie nakłaniać, ale nie mogę patrzeć, jak się męczysz. — Odetchnęła głęboko. — Gdybyś zdecydowała, że nie chcesz mieszkać ze swoimi rodzicami, możesz przeprowadzić się tutaj, do nas. — Obserwowała, jak oczy przyjaciółki rozszerzają się w zdumieniu. — Mogłabyś zacząć trzecią klasę razem ze mną. Ale to musi być twoja decyzja. Nie chcę się do niczego zmuszać, nie możesz czuć się zobowiązana. To tylko propozycja.
— I twój tata się na to zgodził? — zapytała Jennifer z niedowierzaniem.
— Powiedział, że i tak jesteś dla niego jak druga córka.
— To... Nawet nie wiem, co powiedzieć. — Pokręciła głową. — Nigdy bym się tego nie spodziewała.
Rose bez namysłu objęła przyjaciółkę.
— Przemyśl to, Jenn — roześmiała się jej prosto do ucha. — My zawsze przyjmiemy cię z otwartymi ramionami.
Obie podskoczyły, kiedy dobiegł ich dźwięk klaksonu z zewnątrz.
— Chyba pora się zbierać — skwitowała blondynka, ściskając ją mocno. — Dziękuję, Rosie. Za to, że jesteś i w ogóle za wszystko.
— To ja tobie powinnam dziękować, że ze mną wytrzymujesz — zaprotestowała z mocą.
— Świetnie, obie jesteśmy sobie wdzięczne i jest idealnie — podsumowała z rozbawieniem Jennifer, odsuwając się i poprawiając torbę na ramieniu.
— Zadzwoń, jak dojedziesz.
— Jasna sprawa.
Otworzyła drzwi, wpuszczając do środka zimne powietrze. Ostatni raz uśmiechnęła się do Rose, posłała jej całusa w powietrzu i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Uśmiechnęła się do swojego odbicia, wspominając tamten moment. Minął ponad tydzień i już zdążyła stęsknić się za przyjaciółką, ale pocieszała ją wizja wspólnego mieszkania, jeśli Jennifer zdecyduje się przenieść do Nowego Jorku.
— Siedzisz tam już prawie godzinę! — Tata załomotał w drzwi do łazienki.
— Już wychodzę! — zawołała.
Prawda była taka, że przez jakieś pół godziny próbowała przekonać samą siebie, że nie powinna tak się przejmować powrotem do szkoły, i że przecież spotkanie z Williamem to nic takiego. Sprowadzało się to do kłótni z własnym odbiciem.
— Podwieźć cię do szkoły? — zapytał tata, kiedy wyszła z łazienki.
Zgodziła się natychmiast, bo nie uśmiechała jej się przejażdżka autobusem, kiedy za oknem widziała tylko ścianę deszczu.
— Wezmę tylko torbę.
W drodze do szkoły miała czas porozmawiać z tatą i nadrobić zaległości. Opowiedziała mu o wszystkim, co się u niej działo, pomijając tematy oczywiste. Słuchała, jak tata z ożywieniem opowiada o pracy, ciesząc się, że nie żałował przyjęcia awansu. Czasami miała wrażenie, że wolałby wrócić do ich domu po środku niczego, ale kiedy widziała go tak zaangażowanego w swoje życie, wiedziała, że teraz nie mógłby wrócić.
— Jesteśmy — oznajmił tata, zatrzymując się przed bramą szkoły.
Dała mu szybkiego całusa w policzek i wygramoliła się z samochodu, otwierając parasol. Nie oglądając się za siebie, szybko przebiegła przez dziedziniec i z ulgą wskoczyła do środka. Otrzepała parasol z wody i wrzuciła do kosza obok drzwi.
Do zajęć zostało zaledwie kilka minut, więc nie było tu zbyt wielu ludzi, dlatego z łatwością dostrzegła, że ktoś do niej podchodzi.
— Możemy pogadać?
Zamarła, słysząc znajomy głos. Wiedziała, że rozmowa z Davisem była nieunikniona, ale nie spodziewała się, że nastąpi tak szybko.
Potrzebowała kilku sekund, żeby się pozbierać, po czym odwróciła się w jego stronę i kiwnęła głową.
Taaaaaaak! <3 Komentuję dopiero teraz, ale wiesz co?! Zrobiłaś mi prezent na urodziny!! <3 <3 <3 Idealne zakończenie tego dnia :D (haha, i Rose też obchodziła urodziny xDDD tyle że inne miesiące xDDD)
OdpowiedzUsuńZa mało Willa!! xDD Wiem, jestem nieznośna xD Jak nie ma Willa, to marudzę, że go nie ma, a jak jest, to marudzę, że za mało xD Ale nic nie poradzę na to, że tak bardzo go lubię i jego relację z Rose *_* No i skończyłaś w takim momencie!!! KOBIETO! Ty wystawiasz moją ciekawość i cierpliwość na niezłą próbę xDDD Tak bardzo chcę już się dowiedzieć, jak przebiegła ich rozmowa, że nie mogę :o :o :o :o Kurczęęęęęęęęę. Ja już chcę wieeeeedzieć, co będzie dalej! Mam nadzieję, że nie każesz nam zbyt długo czekać!
I oczywiście będę czekać na nowe opowiadanie *_* Też mam wrażenie, że blogspot wyszedł z mody jakoś xD Na wattpadzie pewnie dotrzesz do większej ilości ludzi :D I dobrze! Tak świetnie piszesz, że jak najwięcej osób powinno przeczytać to cudo, które wychodzi spod Twojej ręki *o* <3 <3
Do następnego rozdziału! :D <3
No to, wszystkiego najlepszego! :) Nie może być za dużo Willa, bo się przyzwyczaicie i co? Muszę wam go dawkować.
UsuńI dziękuję za ostatnie zdanie, to naprawdę miłe, czytać takie pochwały o sobie :)
Pozdrawiam,
Viv
Witam.
OdpowiedzUsuńAchh chyba zapiszę się do subskrypcji, bo rozdział jest a ja nic o tym nie wiem!
Nie wiem dlaczego twierdzisz, że ten rozdział był słaby. Ten kawałek z Jennifer i Willem to sztos.A koniec? ZŁY!!! Bynajmniej nie słaby! Genialny, lecz cieszyłabym się bardziej gdybym mogła kontynuować czytanie, póki emocje trzymają :D Tak leję wodę, bo w zasadzie Meredith idealnie wszystko podsumowała.
A i spokojnie Will się nie znudzi :P A jak już zaczniemy się przyzwyczajać to pewnie nas czymś zaskoczy, więc no problem :D Jak ktoś będzie zakładać jego fanklub to z chęcią dołączę :D
A jeśli chodzi o Twoje nowe opowiadanie, to bardzo cieszę się, że będzie fantastyka i też głosuję za wattpadem, tam jest łatwiej dotrzeć do ludzi. Mam nadzieję, że dasz nam znąc kiedy zaczniesz nowe i nie zapomnisz o Róży
Ściskam i czekam na nastepny rozdział (będzie się działo? :D)
Zapraszam do subskrypcji, wysyłam maile z powiadomieniami :D
UsuńWill mnie też zaskakuje, więc nie dziwię się wcale. Ale w przyszłym rozdziale powinno być go całkiem sporo, ale nic nie obiecuję, bo jeszcze nie zaczęłam go pisać ;) Za bardzo się teraz podjarałam tym nowym opowiadaniem i mam już nawet zalążek pierwszego rozdziału i cały koncept. Przeniosę się z nim na wattpada, ale tutaj na pewno będę wrzucać Różę.
Dzięki za komentarz,
Viv
Chyba się nie doczekam...
OdpowiedzUsuńRozdział już jest :)
UsuńNareszcie nadrobiłam zaległości! Twoje opowiadanie jest wciąż mocno wciągające. :) Wiedziałam, że przerwiesz w najlepszym momencie. Jestem ogromnie ciekawa, jak potoczy się ich rozmowa. Mam nadzieję, że jednak wkrótce dodasz kolejny rozdział, nie mogę się doczekać. Przerwy między kolejnymi są mocno demotywujące. :(
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, ale rozdział już jest!
UsuńNiecierpliwiec ze mnie, ale nie mogę się powstrzymać i muszę zapytać: kiedy nowy rozdział? :D :(
OdpowiedzUsuńRozdział właśnie się ukazał!
Usuńhttp://roza-w-potrzasku.blogspot.com/2017/11/rozdzia-xl-wybor.html
Proszę ładnie o komentarze :)
Hej w wakacje trafiłam na Twoją ksiązkę i jednym słowem ujmę jest ŚWIETNA! Długo nie ma nowego rozdziału i nie mogę się powstrzymać od zapytania kiedy nowy rozdział? Oczywiście wiem że jest szkoła i dużo obowiązków po szkole i mało wolnego czasu. Więc wszystko zrozumiem i z niecierpliwością czekam na nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńRozdział właśnie się ukazał!
Usuńhttp://roza-w-potrzasku.blogspot.com/2017/11/rozdzia-xl-wybor.html
Proszę ładnie o komentarze :)