Skoro mam za sobą Prolog i Rozdział I, pora na jakąś mowę. Opowiadanie zaczęło się pisać w wakacje i moim zamiarem było zrobienie z tego romansu, wychodzącego poza utarte już schematy. Jak mi to wyjdzie, ocenicie sami, ja mam tylko nadzieję, że moje wypociny się komuś spodobają. Zakładka Bohaterowie zostanie uzupełniona jak najszybciej, a spis wszystkich rozdziałów znajdziecie w zakładce Spis Treści.
Byłabym wdzięczna za jakiekolwiek komentarze, przyjmę wszelka konstruktywną krytykę i odpowiednie się do niej ustosunkuje.
Byłabym wdzięczna za jakiekolwiek komentarze, przyjmę wszelka konstruktywną krytykę i odpowiednie się do niej ustosunkuje.
Za pomoc z bohaterami dziękuje Oli - mojej nadwornej pani grafik :)
Enjoy!
Rozdział II
Nigdy
nie sądziła, że znienawidzi poniedziałki. Stała przed lustrem, patrząc na swoje
odbicie z rosnącym przerażeniem. Zawiniła jej głupota. Poprzedniej
nocy z nerwów nie mogła zasnąć, więc postanowiła obejrzeć film. Wyciskacza łez. Nie przewidziała, że może skończyć z podkrążonymi i lekko
spuchniętymi oczami. Teraz bezradnie patrzyła się na swoją twarz, zastanawiając
się co począć. Alter-ego patrzyło na to wszystko przez palce obu rąk.
Nałożyła makijaż, czego praktycznie nigdy nie robiła, ale opuchlizna wciąż była
widoczna. Zerknęła przez niewielkie okno w łazience i zobaczyła, że przez
chmury co jakiś czas przebijało słońce.
Przejrzała się w lustrze. W poprzedniej szkole nie mieli mundurków, więc mogła
ubierać się, jak chciała. Skrzywiła się na swój obecny strój. Granatowa
spódnica przed kolano, biała bluzka i czerwony krawat. Podkolanówki nie były
obowiązkowe, a obuwie określone. Zdecydowała się na czarne baleriny, nie
chciała zaliczyć wpadki w pierwszy dzień szkoły. Poprawiła krawat i mankiety
koszuli, po czym strzepnęła niewidoczne pyłki z marynarki. Mimo wszystko,
mundurek oszczędził jej dylematu pod tytułem W co ja się dzisiaj ubiorę!?
Zwarta i gotowa na swój pierwszy dzień, przerzuciła torbę przez ramię i zeszła
na dół. Cisza świadczyła o tym, że tata wyszedł już do pracy. Na stole w kuchni
Rose zastała talerz tostów i szklankę soku pomarańczowego. Nie miała wiele czasu
do przyjazdu autobusu - specjalnie przygotowała się i sprawdziła wszystkie
połączenia do szkoły - więc chwyciła jedną grzankę, upiła trochę napoju i
wyszła na zewnątrz, gdzie powitał ją lekki, chłodny wiatr, przed którym
chroniła ją marynarka. Wygrzebała okulary przeciwsłoneczne z torebki i
pośpiesznie wsunęła je na nos. Z pewnością wyglądała dziwacznie, ale wolała to
niż opuchnięte oczy.
Stanęła przed żeliwną bramą i spojrzała w górę. Liceum, do którego zapisał ją
tata było naprawdę ogromne. A przecież to nie prywatna szkoła. W jej rodzinnym
mieście placówki były raczej niewielkie i nie tak zadbane. Rzeczywiście,
wszystko tutaj było na odwrót. Czekały ją tutaj dwa lata, musiała zacząć się
przyzwyczajać.
Zacisnęła ręce na pasku od torby i przekroczyła otwartą bramę. Było tu dużo
zieleni i wysokich drzew, które rzucały cień, gdzie można było usiąść podczas
przerw. Sporo uczniów kręciło się wokół, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. W
tak dużym mieście, nowa uczennica to z pewnością nie rzadkość. Chociaż niektórzy
chyba uważali za dziwne noszenie okularów przeciwsłonecznych. Westchnęła ciężko
i przekroczyła próg szkoły, po czym ściągnęła okulary i schowała je do torby.
Nie była pewna, czy powinna skierować się do sekretariatu. A może do dyrekcji?
-
Cześć. - Usłyszała za sobą czyjś głos, odwróciła się zaskoczona.
Przed nią stał wysoki chłopak. Miał jasne, zmierzwione włosy i łagodne rysy
twarzy, które podkreślały duże, orzechowe oczy. Jego mundurek był w każdym calu
idealny - od starannie zawiązanego krawatu po wyprasowane w kant spodnie.
Jedyne co kłóciło się z tym wyglądem to doskonale widoczny grymas, szpecący
jego twarz.
- Jesteś nową uczennicą? - mruknął, wciskając ręce do kieszeni spodni. - Hej,
słuchasz mnie?
Rose otrząsnęła się i powoli kiwnęła głową, po czym dodała:
- Tak.
- I tyle masz do powiedzenia? – Spojrzał na nią uważnie. - Widzę, że nie bardzo
jesteś ogarnięta. Ale przynajmniej dobrze wyglądasz w naszych mundurkach.
Dziewczyna
zamrugała zaskoczona. Czy to jakiś rodzaj żartu? Może jakieś słowo na to
widniało w słowniku? Jej alter-ego wertowało potężną encyklopedię, a jej oczy
prawie wychodziły z orbit.
- To jakiś kawał, który robicie nowym? - Zdecydowała się na szczerość. -
Przerazić mnie, zawstydzić, zażenować, czy co tam jeszcze przyjdzie wam do
głowy?
Tym
razem to chłopak wydawał się zaskoczony.
- Nie bawimy się w takie rzeczy. To po prostu moje pierwsze wrażenie -
westchnął. - Nazywam się Simon i powinnaś wiedzieć, że zawsze, bez względu na
wszystko, mówię prawdę - Grymas zniknął z jego twarzy, wyciągnął ręce z
kieszeni i prawą wystawił przed siebie.
- Jestem Rose - odparła, uśmiechając się w myślach. - Nowa - dodała,
potrząsając jego dłonią.
- Zostałem oddelegowany, żeby zaprowadzić cię do sekretariatu, więc chodź za
mną - mruknął znużony i bez żadnego słowa wyjaśnienia odwrócił się i ruszył
korytarzem.
Rose miała tremę. Zazwyczaj łapała ją tylko przed skromnymi występami w jej
poprzedniej szkole. Nie dziwiła się. Nowe miasto, nowa szkoła, nowi ludzie,
całkowicie różniący się od jej dawnych znajomych. Ale co mogła poradzić? Nie
chciała martwić taty, który cieszył się ze swojego awansu.
Ruszyła za Simonem dość nieśmiałym krokiem. Trochę zawstydziło ją stwierdzenie,
że dobrze wygląda w mundurku. Nie była przyzwyczajona do komplementów na temat
swojego wyglądu, w starej szkole nie było wielu chłopaków, a większość z nich
zachowywała się jak zwykłe dupki. Ale jeżeli nowo poznany uczeń naprawdę był
tak bardzo szczery, to może to być odrobinę przerażające. W pewnym sensie
poczuła ulgę. Przynajmniej jedna osoba nie będzie fałszywa, tylko powie jej prosto w oczy, co myśli.
Simon
zatrzymał się tak nagle, że Rose prawie by na niego wpadła. Przytrzymał ją za
łokieć, żeby odzyskała równowagę i wywrócił oczami.
- Co
za niezdara - potrząsnął głową, wskazał na drzwi obok i odezwał się: - Oto
sekretariat. Zapewne dadzą ci twój plan lekcji i sprawdzą, czy wszystkie
dokumenty są na miejscu. Jesteśmy w tej samej klasie, więc poczekam na ciebie,
żebyś się nie zgubiła. Pozdrów ode mnie dyrektora i powiedz, że wykonałem
zadanie jak sobie życzył.
- Eee - zawahała się. - Jasne, nie ma sprawy. Dziękuje.
Ostatni raz spojrzała na Simona, odwróciła się i wkroczyła do pomieszczenia.
Był to niewielki pokój, w którym stało proste, drewniane biurko, zawalone
stertą papierów. Cały bałagan próbowała ogarnąć kobieta w średnim wieku,
nosząca grube okulary z czerwonymi oprawkami.
Była
tak zaabsorbowana swoją pracę, że nie zauważyła wejścia uczennicy. Dziewczyna
odchrząknęła dyskretnie, czym zwróciła na siebie uwagę.
-
Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
- Dzień dobry. Nazywam się Rose Parker i zostałam przeniesiona do tej szkoły.
Powiedziano mi, że mam tutaj przyjść.
Kobieta
zastanowiła się przez chwilę, po czym odłożyła długopis i podniosła się z
miejsca.
-
Tak, tak, pamiętam - odezwała się niskim, dudniącym głosem. - Zaraz dyrektor z
tobą porozmawia. Zaczekaj tu chwilę. - Ze sterty papierów wyciągnęła kilka
kartek i zniknęła za drzwiami do gabinetu dyrektora, jak domyśliła się Rose.
Dziewczyna butami wystukiwała chwytliwą melodię, czekając. Jej alter-ego
puszczało balony z różowej gumy owocowej, leżąc na kanapie. W końcu drzwi się
otworzyły, pojawiła się w nich kobieta i skinęła jej głową. - Możesz
wejść.
Rose skinęła głową i raźnym krokiem weszła do pokoju. Tutaj panował porządek.
Duże, ciemne drewniane biurko stało pod oknem, na przeciwko niego wygodne
krzesło. Pod ścianą znajdował się regał z różnokolorowymi segregatorami, a obok
mały stolik i dwa fotele. Przy biurku siedział mężczyzna, którego nie od razu
poznała. Wydawał jej się znajomy. Zmarszczyła czoło i nagle przypomniała sobie.
Od razu tego pożałowała, czuła jak jej policzki oblewa rumieniec.
- To pan! - wykrzyknęła głupio, od razu gryząc się w język. - To znaczy...
Spotkaliśmy się już? - Nie chciała, żeby zabrzmiało to jak pytanie. Różowy
balon pękł i twarz jej alter-ego oblepiła słodka, pachnąca masa.
Spojrzała ze strachem na mężczyznę. To rzeczywiście był on. Kilkudniowy zarost,
który pamiętała z przystanku autobusowego był teraz jeszcze dłuższy. Jednak tym
razem dostrzegła elegancki strój – dopasowany, czarny garnitur.
Wpatrywał się w nią przez kilka sekund, po czym wybuchnął śmiechem. Trwało to
niecałą minutę zanim się uspokoił. Rose stała i bezmyślnie się gapiła, próbując
zrozumieć, czy trafiła w dobre miejsce.
- Jaki ten świat mały - powiedział w końcu. - Kto by się spodziewał, że
dziewczyna, która tak spektakularnie uderzyła o rozkład jazdy, będzie moją uczennicą
- posłał Rose uśmiech i zetknął ze sobą palce obu dłoni. - Usiądź proszę.
Rose nieśmiało przysiadła na skraju miękkiego krzesła i przygryzła wargę ze
zdenerwowania.
- Chciałam podziękować za wcześniejszą pomoc - wykrztusiła z siebie. -
Przeprowadziłam się z tatą niedawno i jeszcze nie bardzo orientuje się w
mieście.
- Oczywiście, że musiałem ci pomóc. W tym mieście nie znajdziesz wielu
współczujących ludzi, zapamiętaj to - rzekł serdecznie, po czym spoważniał,
chociaż w jego oczach tańczyły wesołe ogniki. - Przejdźmy do konkretów. Pani
Sheet wręczy ci twój plan lekcji i sprawdzi, czy wszystkie dokumenty są na
miejscu. Wszystkie praktyczne sprawy wytłumaczy ci przewodniczący twojej klasy,
do niego także kieruj swoje pytania. Nie ma sensu, żebym truł ci o wszystkich
nudnych aspektach szkolnego życia, twoi koledzy zrobią to lepiej ode mnie. Mam
nadzieję, że szybko zaaklimatyzujesz się w szkole. Życzę ci powodzenia.
Mężczyzna
wstał i wyciągnął do niej rękę, którą serdecznie uścisnęła.
- Jeśli będziesz miała jakiś problem, śmiało zgłoś się do mnie, Rose.
- Dziękuje, panie... - zawahała się, nie znając jego nazwiska.
- Jack Keeneth - skinął jej głową i wskazał na drzwi. - Za niedługo zaczynają
się lekcje, możesz już iść.
Rose złapała za klamkę, kiedy przypomniała sobie prośbę Simona. Czy może to
zrobić? Chyba nie powinna.
- Proszę pana - zaczęła, a dyrektor podniósł na nią wzrok znad zadrukowanej
kartki. - Simon... To znaczy chłopak, który mnie tu przyprowadził kazał pana
pozdrowić i powiedzieć, że wykonał zadanie.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
- Przeklęty nicpoń - mruknął. - Dziękuje, Rose.
Z sekretariatu wyszła pięć minut później, zastając przed drzwiami
zniecierpliwionego Simona. Opierał się o ścianę i zerkał na zegarek na
nadgarstku.
- Co
tak długo? - westchnął ciężko i podszedł bliżej. - Lekcje zaczynają się za parę
minut, pośpieszmy się.
W klasie panował rozgardiasz. Większość osób siedziała na ławkach, rozmawiając,
rzucając się kulkami papieru i przekrzykując. Niektórzy posłusznie byli w
ławkach z nosami w książkach.
Na jej widok, rozmowy ucichły. Rany, jak ona nienawidziła być w centrum uwagi.
Wszyscy obserwowali ją w ciszy, aż w końcu z jednego z blatów ześlizgnęła się
mała, drobna brunetka. Doskoczyła do niej i stanęła wyprostowana, ręce
trzymając za plecami.
- Jesteś Rose, prawda? - zapytała, a właściwie zawołała wysokim, dźwięcznym
głosem. - Jaka ładna. Nie-sa-mo-wi-ta! - zajrzała jej prosto w oczy, niezrażona
zaskoczoną miną. - Simon zabrał mi cię sprzed nosa, chciałam pierwsza się
przywitać - dodała i pokazała język chłopakowi, który tylko przymknął oczy i z
westchnieniem na ustach usiadł w jednej z ławek w pierwszym rzędzie. Tymczasem
dziewczyna już okrążała Rose, lustrując ją wzrokiem. Poczuła się tak bardzo
niezręcznie, jak prawdopodobnie nigdy w życiu. Albo z tą szkołą jest coś nie
tak, albo to ona oszalała?
- Daj jej spokój, Pixie - Rose spojrzała w stronę, z której dochodził głos.
Kilka metrów przed nią stał chłopak średniego wzrostu. Miał czarne włosy i
niechlujnie założony mundurek. Zielone oczy wysyłały błyskawice w stronę
niziutkiej uczennicy. Ale nie to uderzyło Rose najbardziej. Chłopak był bardzo
podobny do wspomnianej Pixie. Są bliźniaczym rodzeństwem?
- Psujesz całą zabawę, Michael - pisnęła dziewczyna i złapała Rose pod ramię. -
To mój wstrętny brat, nie zwracaj na niego uwagi. Musisz mi wszystko
opowiedzieć. Skąd jesteś, jakiej muzyki słuchasz, co lubisz jeść, jacy są twoi
znajomy, czego...
- Pixie, czy musisz tak straszyć każdego nowego ucznia, który pojawi się w
naszej klasie? Przez ciebie jeszcze nam ucieknie - Dziewczyna odwróciła się i
posłała szeroki uśmiech właścicielowi głosu.
- Oczywiście, że nie, Daniel - powiedziała słodko. Rose zlustrowała chłopaka
wzrokiem. Wyróżniał się jedynie swoim wzrostem. Ona sama nie była niska, ale
musiałaby lekko zadrzeć głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Oprócz tego miał ciemno
brązowe, precyzyjnie ułożone włosy i wąskie usta, wykrzywione w kpiącym
uśmiechu.
Tylko przesunął wzrokiem po Pixie, skupiając się na Rose, która przestępowała z
nogi na nogę, przygryzając wargę.
-
Nazywam się Daniel McCourtney i jestem przewodniczącym - odezwał się ciepłym
głosem, a dziewczyna wymieniła z nim uścisk dłoni. - W naszej klasie jest
niewielu uczniów, jak sama widzisz. Ta mała, którą już znasz, to Pixie, a tam
stoi jej brat, Michael - Pixie wydęła wargi niezadowolona, a Michael skinął
głową. - Simona miałaś okazje poznać, jest moim zastępcą. Dalej, kolejno siedzi
Angelina, Kate, Tony, Julia, Max, Nate i Natalie.
- Miło mi was poznać - skinęła, a jej alter-ego robiło notatki i starało
zapamiętać wszystkie imiona. - Nazywam się Rose Parker i mam nadzieję, że ze
mną wytrzymacie - uśmiechnęła się szeroko. Z pewnością nie będzie się tu
nudziła.
- Świetnie! - Daniel klasnął. - Kiedy będziesz miała jakieś pytania, przyjdź do
mnie, to postaram się wszystko wyjaśnić. Pozostaje jeszcze kwestia oprowadzenia
po szkole. Kto byłby chętny pokazać wszystko nowej?
Ręka Pixie prawie wypadła ze stawu, kiedy machała nią przed jego nosem. Rose usłyszała
ciche westchnienie.
- Okej, Pixie, ale zrób to porządnie.
- Jasna sprawa.
Lekcje minęło zaskakująco szybko. Na większości z nich nie musiała nic robić,
tylko zorientować, jak dużo ma zaległości i ile czasu potrzebuje, aby je
odrobić. Podczas przerwy na lunch, Pixie pokazała jej szkołę i różne sprytne
skróty, aby nie krążyć po całej placówce.
Siedziała
właśnie na ostatniej lekcji, odliczając minuty do końca, kiedy Pixie nachyliła
się w jej stronę z ławki obok.
- Rose, po zajęciach idziemy do klubu Fantasy. To nasza tradycja,
przynajmniej raz w tygodniu się tam wybieramy. Musisz iść! W dodatku gra
dzisiaj szkolny zespół, który jest znany w całym mieście. Dziewczyny szaleją na
ich punkcie - wywróciła oczami, dając znać, że jej to nie dotyczy. - Nie ma
mowy, żebyś nie poszła! Prawda?
Rose
miała zamiar dzisiaj odbyć długą rozmowę z Jennifer, ale to mogło poczekać.
Pokiwała energicznie głową.
- Świetnie! Już my pokażemy ci, że nasza szkoła jest najlepsza - Pixie
uśmiechnęła się szeroko, mrużąc oczy, przez co przypominała małego elfa. Była
tak bardzo pozytywną osobą, że Rose nie mogła zrobić niczego, oprócz
odwzajemniania uśmiechu.
nudno tu dziś :*
OdpowiedzUsuńKurczę, tak fajnie się czytało, a tu nagle koniec :( Smutłam.
OdpowiedzUsuńKochana, zawsze Ci mówiłam, że piszesz świetnie, ale teraz piszesz super świetnie! Naprawdę bardzo się podszkoliłaś w fachu ;) Czekam na rozdział z tym koncertem ^^
Nie wiem czemu ale Pixie kojarzy mi się z tobą xD nie pytaj, nie mam pojęcia dlaczego, serio xD Lubię Daniela i Simona ;D i Michaela ^^ fajni kolesie chciałabym takich w klasie xD
Czekam na następny więc wiesz, spinaj poślady i dodawaj ^^
Buziam <3 :*:*
Hahah, mi też tak wiele razy zdarzyło się zapłacić podkrążonymi oczami za nieprzespaną nockę.. :)
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy, wciąga i to jest najważniejsze.
Ciekawie opisałaś tę nową szkołę... Naprawdę ciekawie... choć miałam wrażenie, że lekko nierealnie, ale cóż xd Jest spoko ;> Ciekawe, czy gdzieś się tu pojawi ten niemiły chłopak z księgarni ;p
OdpowiedzUsuń