6.12.14

Rozdział XVIII "Kac moralny"


Dobra, macie prezent na Mikołaja! Ładnie sprawdziłam rozdział i mam wrażenie, że ten wyszedł mi zaskakująco dobrze. Na następny będziecie musieli poczekać do świąt - jak dobrze pójdzie. A tymczasem, wszystkiego najlepszego, mam nadzieję, że 6 grudnia się wam udał :) Trzymajcie za mnie kciuki w poniedziałek, bo mam egzamin z prawka!

Miłego czytania :)


***




Natalie czuła jego wzrok, kiedy trzymała głowę między kolanami, wciągając do  płuc lodowate powietrze. Czuła, że w każdej chwili może zwymiotować i przeklinała się za doprowadzenie do takiego stanu. Przecież doskonale zdawała sobie sprawę, że jej odporność na działanie alkoholu jest godna pożałowania.
- Będziesz tak stał i się gapił? – mruknęła, poruszając się niespokojnie.
Kiedy po dłuższej chwili nie otrzymała odpowiedzi, podniosła głowę, mając nadzieję, że James odpuścił i zniknął.
Zakrztusiła się własną śliną, zobaczywszy jego twarz tuż przed nią. Kucał naprzeciwko, przechylając głowę jak zaciekawione zwierzę. Kaszlnęła kilka razy, krzywiąc się.
- Co ty robisz? – wymamrotała, odsuwając się.
- Zastanawiam się, jak można było doprowadzić się do takiego stanu. – Uśmiechnął się do niej tym przerażającym uśmiechem, który teraz przyprawiał ją jedynie o ciarki. – Gdzie był twój ukochany Daniel, kiedy się spijałaś?
Podniosła się z ziemi, na której siedziała i spojrzała na niego z góry.
- Nie wiem, co chciałeś osiągnąć tym strojem – Zlustrowała jego rozwianą szatę, po czym poprawiła swoją, zsuniętą z ramion. – ale to wszystko nie twój interes.
Wiedziała. Wiedziała, że obiecała Pixie i Rose. Ale to wszystko ją przerosło. Gdy James wspomniał o Danielu, stanęła jej przed oczami scena, której wolałaby nie pamiętać.
James wstał, otrzepał ręce z grudek wilgotnej ziemi i usiadł na ławce.
- Denerwujesz się w mojej obecności – zauważył z pewną dozą satysfakcji, którą rudowłosa doskonale wyczuła. Była dobrym obserwatorem.
- No co ty nie powiesz – mruknęła sarkastycznie. – Skończ z tym, James – wypaliła nagle, dziwiąc się samej sobie. Alkohol chyba rozwiązał jej język.
- Z czym, kochanie?
Skrzywiła się.
- Właśnie z tym. – Zaplotła ręce na piersi. – Z zaczepianiem mnie, dogadywaniem, prowokowaniem. Tylko denerwujesz tym Daniela.
- A ciebie nie? – zapytał cicho, patrząc prosto w jej oczy.
Zdecydowała się to przemilczeć.
- Wszystko powinno być dla nas jasne od dawna. Było fajnie, ale to już koniec. Wygląda na to, że jedyną osobą, która nie może się z tym pogodzić, jesteś ty. – Jej głos nabrał szyderczego tonu pomimo ucisku w gardle, kiedy gładko kłamała.
- Masz rację – powiedział obojętnie. – Nie mogę się pogodzić ze zdradą. Powiedz, Daniel był zadowolony z pełnienia roli tego drugiego?
Z nagłego przypływu złości, Natalie zakręciło się w głowie, więc oparła się o pobliskie drzewo.
- Zdrada – prychnęła, śmiejąc się. – Masz tupet.
- A jak inaczej chcesz to nazwać? – Pochylił się nieznacznie w jej stronę. – Proszę, słucham.
- Oko za oko, ząb za ząb, kochanie. – Pohamowała odruch wymiotny, jej czoło pokryła cienka warstewka potu.
- Alkohol źle na ciebie działa, nie lubię takiej Natalie. – James podniósł się ze swojego miejsca i ruszył w jej kierunku, chwiejąc się lekko.
- Nie zależy mi na twojej sympatii – zaśmiała się histerycznie, nie mając gdzie uciec. Jeśli oderwie się od drzewa, z pewnością odbędzie zbliżenie z ziemią, a tego wolałaby uniknąć.
- Cóż mogę poradzić? – rozłożył ręce, uśmiechając się kącikiem ust. Stanął przed nią i spojrzał tymi oczami, w które uwielbiała wpatrywać się wieczorami, kiedy oświetlone były jedynie słabym blaskiem lampki nocnej.
Wpatrywała się w niego bez drgnięcia, nie reagując, gdy uniósł dłoń i niepewnie chwycił kosmyk jej włosów między palce.
- Przecież możesz iść – powiedziała cicho, zaciskając dłonie w pięści. Chciała, żeby się odsunął, żeby przestał tak ją do siebie przyciągać.
- Nie jestem pewien czy chcę.
Szarpnęła głową, wyrywając lok z lekkiego uścisku. Okazało się to bardzo złym pomysłem. Odruchowo pochyliła głowę i zwymiotowała.
- Natalie! – James złapał jej włosy i przytrzymał wysoko w górze. – Wszystko w porządku?
Dziewczyna chwyciła się za brzuch, przyciskając do niego rękę. Drugą otarła usta, w których czuła nieprzyjemny posmak. Kaszlnęła, z zażenowania i upokorzenia czerwieniąc się intensywnie. Dlaczego doprowadziła się do takiego stanu?
- Idź już – wyjąkała słabo, gardło drapało ją z każdym oddechem.
- Przyniosę ci coś do picia – oznajmił James, nie widziała jego twarzy, wciąż zgięta w pół. – Nie waż się stąd uciekać.
Puścił jej włosy, które opadły po obu stronach jej głowy, przysłaniając widok. Słyszała jego oddalające się szybko kroki.
Chwiejnym krokiem podeszła do ławki i opadła na lekko wilgotne drewno. Dopiero teraz dogłębnie poczuła zimne powietrze, zadrżała gwałtownie.
Ukryła twarz w dłoniach, w jej głowie panował chaos. Zwymiotowała przy Jamesie, pokazała jak bardzo jest słaba, chociaż obiecała sobie, że w jego obecności ukaże swoją silną, niezależną stronę. Powinna słuchać Daniela, kiedy mówił jej, żeby nie piła więcej.
W dodatku, co miała teraz powiedzieć dziewczynom? Chciała dotrzymać obietnicy, przecież zaczęła z nim rozmawiać. Ale zamiast wyjaśnić wszystko i zakończyć te nieporozumienia, oboje tylko pogorszyli sprawę, a Natalie idealnie ją podsumowała, czego dowody można znaleźć pod drzewem.



Pixie z zaangażowaniem rozglądała się po sali, szukając wzrokiem Natalie i Rose. Chwyciła się pod boki i spojrzała na Daniela, który tępym wzrokiem wpatrywał się w wirujący w szklance poncz.
- Czemu nie pomagasz mi ich szukać? – rzuciła z irytacją. – No gdzie one są? – dodała cicho do samej siebie.
- Natalie pewnie zaszyła się gdzieś na osobności, ciężko będzie ją teraz znaleźć. – Chłopak skrzywił się. – Mam nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego.
Pixie ponownie zlustrowała wnętrze wzrokiem, zaniepokojona. Kątem oka dostrzegła znajomą postać, zmierzającym szybkim krokiem w stronę stołu. Dlaczego James miałby być tak zdenerwowany? Odpowiedź przyszła kilka sekund później, tak bardzo oczywista. Jeśli Natalie dotrzymała obietnicy, to chłopak mógłby być niespokojny po ich rozmowie. A więc nic jej nie było. Przynajmniej fizycznie.
A co z Rose? Zgubiła ją gdzieś w tańcu i od tamtego czasu nie widziała ani razu. Pixie martwiła się o przyjaciółkę, która była nowa w tym towarzystwie, w dodatku pochodziła z małego miasteczka, więc tym bardziej wszystko mogło ją przytłoczyć.
- Pójdę jej poszukać – odezwał się nagle Daniel, zdecydowanym gestem odkładając szklankę na stół.
- W takim razie ja rozejrzę się za Rose.
Brunetka przygryzła wargę, kierując się w stronę wyjścia.


Opierała czoło o szybę, zaciskając mocno powieki. Jej ciało było ociężałe, jakby ktoś przywiązał jej do nóg ciężarki i kazał biegać. Wargi pulsowały lekko, ręce drżały ledwo zauważalnie, a serce kołatało w klatce piersiowej, próbując się wyrwać.
Otworzyła oczy, a jej wzrok automatycznie padł na chłopaka siedzącego w samochodzie. Emocje buzowały w jej głowie, kiedy patrzyła na przystojną twarz, pogrążoną we śnie z błogim uśmiechem.
Już wiedziała, dlaczego wcześniej czuła te nieuzasadnione obawy przed balem. Opuszkami palców dotknęła spierzchniętych warg, wciąż niedowierzając w to, co się wydarzyło.
William przez długi czas bezlitośnie męczył jej usta, nie pozwalając na chwilę wytchnienia, a ona poddawała się temu, nie bardzo wiedząc dlaczego. Kiedy Davies w końcu oderwał się od niej, jego głowa przechyliła się na bok i opadła na ramię Rose, a ręce zawisły bezładnie. Kilka długich sekund stała sztywno, nie potrafiąc się ruszyć, aż chwyciła go za ramiona i odchyliła do tyłu.
- Zasnął – wyszeptała zszokowana.
Uginając się pod ciężarem chłopaka, wpadła na pewien pomysł. Wyłuskała kluczyki do samochodu z jego kieszeni i otworzyła zamek. Z niewielkimi przeszkodami, udało jej się wpakować Daviesa do pojazdu i szybko zamknąć drzwi. Chłopak oparł głowę o zagłówek, nie przebudzając się nawet na moment.
Odrywając od niego wzrok, odepchnęła się rękami od drzwi, nie mogąc dłużej patrzeć na tę zadowoloną twarz. Dawno nie miała takiego mętliku w głowie. Przed chwilą całowała się z kimś, kto niemiłosiernie ją irytował i z każdym kolejnym uśmieszkiem miała coraz większą ochotę rozkwasić mu twarz. A zazwyczaj nie była taka agresywna.
Rozejrzała się wokół, jednak nie dostrzegła nikogo. Odetchnęła z ulgą. Gdyby ktokolwiek ich zobaczył, plotki najprawdopodobniej nie ograniczyłyby się jedynie do szkoły. Nie chciała znajomości z Williamem, nie chciała problemów ani zainteresowania postronnych osób. Potrzebowała spokoju, a Davies nie byłby w stanie jej go zapewnić. To był główny powód jej wyjazdu, poza niechęcią rozstawania się z tatą. W rodzinnej wsi Rose wszyscy się znali i widzieli o sobie wszystko, często wystarczyło małe nieporozumienie, aby wywołać lawinę. Decydując się na przyjazd no Nowego Jorku liczyła na wtopienie się w tłum, pozostanie jedną z wielu, niewyróżniającą się szarą postacią. Och, dlaczego musiała wtedy podsłuchać tę nieszczęsną rozmowę?
Chwyciła się za głowę, rujnując fryzurę Pixie. Kątem oka zerknęła na śpiącego chłopaka, nieświadomego jej wewnętrznych rozterek. Jak spojrzy mu w oczy? A co ważniejsze, jak on się do wszystkiego ustosunkuje? W końcu to była jego inicjatywa.
- Rose, to ty?
Odwróciła się gwałtownie, jej serce zabiło jak szalone, oblała ją fala gorąca. Kilka metrów dalej, zza jednego z samochodów wychylała się Pixie.
- Och, jak dobrze, że to ty – westchnęła brunetka, idąc w jej kierunku, a Rose wypuściła haust powietrza z poczuciem olbrzymiej ulgi. – Szukałam cię! Gdzie się straciłaś? Martwiłam się razem z Danielem.
- Musiałam się przewietrzyć – odparła natychmiast Rose, zerkając niespokojnie za siebie.
- Mogłaś dać znać, a nie… - Urwała i zmarszczyła czoło. – Czekaj, co ty robisz przy samochodzie Daviesa? – Podeszła bliżej i wyjrzała zza ramienia Rose. – I do tego z nim samym w środku?
- To skomplikowane? – pisnęła, czerwieniąc się mimowolnie.
Pixie spojrzała na  nią, uniosła brwi i podniosła ręce w obronnym geście.
- Dobra, nie chcę wiedzieć – oznajmiła, wywracając oczami.
- Możemy iść? – rzuciła Rose, chcąc jak najszybciej oddalić się od Williama i uniknąć niechcianych pytań.
- Dzwonić po Michaela? – Pixie machnęła jej telefonem przed nosem.
- Tak. – Ucałowała ją w policzek z wdzięcznością.

Następny dzień spędziła w łóżku, umierając. Tata doskonale wiedział, co jej dolegało, ale skomentował to tylko wymownym chrząknięciem i dostarczeniem jej odpowiedniej ilości wody i środków przeciwbólowych.
- Wychodzę dzisiaj załatwić parę spraw, a wieczorem wybieram się do knajpy ze znajomymi z pracy – poinformował, stojąc w progu jej spokoju. – Dasz sobie radę?
Otworzyła jedno oko, przyciskając wilgotną ściereczkę do czoła. Machnęła ręką, uznając to za wystarczającą odpowiedź. Poza tym i tak wątpiła, czy z jej ust wydobyłby się dzisiaj jakiś dźwięk.
- Tylko nie umrzyj mi tutaj! – krzyknął mężczyzna z parteru, zdając sobie sprawę, że nawet nie mogła odpowiedzieć jakąś ciętą ripostą. Do czasu.
Niestety, przykucie do łóżka oznaczało długie godziny na rozmyślanie, czego Rose chciała uniknąć. Już wcześniej poinformowała Amelie o swoich planach, więc weekend miała wolny od pracy. Rozmawiała również z Natalie, która była w podobnej sytuacji, zakopana w pościeli, natomiast Pixie jak gdyby nigdy nic wybierała się dzisiaj na zakupy. Rose zazdrościła przyjaciółce, żałując jednocześnie swojej lekkomyślności podczas balu. Po co jej było to całe picie?
- Alkohol moim wrogiem – wychrypiała, krzywiąc się.
Nie dość, że męczył ją wczorajszy poncz, to jeszcze kac moralny. Na myśl o jutrzejszych zajęciach, ściskało ją w żołądku, a głowę wypełniały bardzo niechciane wspomnienia. Przecież spali się ze wstydu jak tylko zobaczy Daviesa, a potem prawdopodobnie wścieknie się, widząc jego zadowolony uśmiech. Była przekonana, że dla niego to nic nie znaczyło, ot wina alkoholowego upojenia.
Byliśmy sami i pijani, tak wyszło.
Prawie słyszała te słowa wypowiadane znajomym głosem i zwieńczone nonszalanckim wzruszeniem ramion.
Jednak tym, co martwiło Rose najbardziej, była jej własna reakcja. Oddała pocałunek! Mimo, że na początku próbowała się wyrwać, w końcu poddała się fali uczuć. I chociaż nie do końca wiedziała, co to były za uczucia, była przekonana, że nie wyjdą jej one na dobre. Jej serce waliło jak szalone, to nie mógł być dobry znak!



Według Rose poniedziałek nadszedł zbyt szybko. Wczesnym rankiem przemykała korytarzami, nerwowo miętosząc spódniczkę. Wślizgnęła się do klasy, gdzie większość uczniów zajmowała swoje miejsca, rozprawiając z zapałem o sobotnim wydarzeniu. Wytężyła słuch, ale nie doszły do niej żadne podejrzane informacje.
- Nowa, chodź no tutaj! – zawołał ją Daniel, który razem z Natalie opierał się o ławkę Pixie. Najwyraźniej już się pogodzili, pomyślała z zadowoleniem.
- Odchorowałaś imprezę? – zapytał Simon, uśmiechając się niewinnie. – Sprzątanie po tobie samochodu Michaela nie było przyjemnym zadaniem.
- Przepraszam – jęknęła po raz kolejny, pamiętając swoją litanię, kiedy już zapaskudziła wycieraczkę na tylnych siedzeniach.
- Nie będę wypominał, kto kiedyś zwrócił swoją kolację w moim aucie – podsumował Michael w stronę blondyna, unosząc znacząco brwi.
Chłopak prychnął, odwracając ostentacyjnie wzrok, a reszta parsknęła śmiechem.
- Jak to jest, że Pixie nigdy nic nie jest? – mruknęła Natalie, patrząc z zazdrością na brunetkę. – Moja niedziela była koszmarna, pierwszy kac w życiu.
- Trzeba mieć głowę do picia – zachichotała Pixie, pukając się palcem po skroni.
Daniel poklepał rudowłosą po ramieniu w geście pocieszenia, co wywołało kolejną salwę śmiechu. Jak dobrze było mieć takich przyjaciół.

Połowa zajęć minęła spokojnie, wszyscy wciąż rozprawiali o balu. Nauczyciele jedynie uśmiechali się pobłażliwie, najwyraźniej przyzwyczajeni do tego corocznego rytuału. Jak zwykle podczas przerwy obiadowej, stołówka była wypełniona po brzegi, tym bardziej, że deszczowa pogoda nie zachęcała do posiłku na świeżym powietrzu.
Rose, razem z Pixie, Natalie i Michaelem odniosła brudne naczynia i skierowała się w stronę wyjścia.
Nagle drogę zagrodziła jej Carmen, opierając ręce na biodrach.
- Czekaj chwilę – poprosiła i odwróciła głowę w bok, gdzie Rose dostrzegła Williama, stojącego kilka kroków dalej. – No chodź tutaj – rozkazała, chwytając chłopaka za rękę i przyciągając do siebie.
Rose natychmiast poczuła mocne uderzenie serca, na jej twarz wystąpił rumieniec. Zerknęła na Pixie, która unosiła brwi pytająco i wymieniała spojrzenia z Natalie. Nie sądziła, że spotka się z nim w takiej sytuacji – pośrodku stołówki, na oczach większości szkoły.
- C-Co chcesz? – wyjąkała. Skrzywiła się i odchrząknęła.
- Mów – poleciła przewodnicząca klubu muzycznego, wywracając oczami.
Davies rzucił jej krzywe spojrzenie, po czym jego wzrok skierował się na Rose, której wnętrzności skręciły się ze zdenerwowania. Popatrzyła mu w oczy, ale nie dostrzegła tam żadnego znaku, który świadczyłby o tym, że chłopak myśli o sobotniej nocy.
- Will chciałby ci bardzo podziękować. – Carmen wzięła sprawy w swoje ręce, widząc wojowniczą postawę Daviesa.
- Taa, dziękuje – westchnął chłopak. – Zadowolona? – zwrócił się do dziewczyny.
Przewodnicząca pokiwała energicznie głową.
Rose czuła, że powinna jakoś zareagować.
- Nie ma sprawy – powiedziała w końcu, nie bardzo wiedząc, co innego powiedzieć w tej sytuacji. W dodatku, w głowie wciąż kołatały jej niechciane myśli.
- Bardzo nam pomogłaś. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. – Carmen poklepała ją po ramieniu z uśmiechem. – Możemy iść – powiedziała do Williama.
- Chwila. – Davies zmarszczył brwi, jakby sobie o czymś przypomniał. Rose zadrżała. – Pozwól na moment, Parker.
- Po co? – zapytała podejrzliwie, nie będąc pewna intencji chłopaka.
- Chyba, że znowu chcesz odbywać rozmowy w pewnym uroczym miejscu… - zaczął ze złośliwym uśmiechem, jednak Rose nie dała mu dokończyć, wyrywając się do przodu.
- Znajdę was później – zawołała przez ramię to zaskoczonych przyjaciół. Pixie wydawała się zaniepokojona, Natalie jedynie zniesmaczona, a Michael po prostu zdumiony. Będzie musiała wszystko im później wyjaśnić.
Zaraz po wyjściu ze stołówki, Davies ją wyprzedził i zaczął prowadzić korytarzem, po którym kręciło się kilku uczniów. Trzymała się na bezpieczną odległość, aby ktoś przypadkiem nie pomyślał, że idą razem. Z cierpiętniczą miną przekroczyła próg jednej z sal, do której wszedł William.
- A więc? – mruknęła niepewnie. Nie miała pojęcia, czego się spodziewać, ale jedno wiedziała. Wspomnienie ust chłopaka napierających na jej kwitło w  umyśle dziewczyny nieposkromione.
- Co mi zrobiłaś? – rzucił Davies obojętnie, opierając się o ciemnobrązowe biurko i zaplatając ręce na ramionach.
Rose zamrugała, nie bardzo zdając sobie sprawę, co to pytanie miało znaczyć. Spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale najwyraźniej nie miał zamiaru jej podpowiadać.
- Co masz na myśli? – zapytała ostrożnie, nie ruszając się spod drzwi, skąd mogła się bardzo łatwo ewakuować.
- Wiem, że byliśmy razem na parkingu, a ty prawie czołgałaś się po chodniku. Zagadką dla mnie pozostaje, co się wydarzyło później, ponieważ ostatnie co pamiętam to pobudka w moim samochodzie.
Rose opuściła bezładnie ręce, które do tej pory trzymała przy sobie w obronnym geście. Nie pamiętał, co się stało? Zamartwiała się tyle czasu tylko po to, aby dowiedzieć się, że Davies nawet nie pamiętał ich pocałunku?
Zaśmiała się lekko histerycznie, jej żołądek zwinął się w ciasny supeł.
- Gdyby nie ja, zasnąłbyś pod swoim samochodem – powiedziała z wymuszoną kpiną. – Doceń moją dobroć.
- W takim razie dlaczego jesteś taka nerwowa? – William podszedł bliżej, pochylając się w jej stronę.
- Wydaje ci się. – Odwróciła wzrok, tak mocno zaciskając usta aż zbielały. – Nic się nie stało. Posadziłam cię do samochodu i sobie poszłam. Czy taka odpowiedź cię zadowala?
- Wciąż mam wrażenie, że coś jednak się wydarzyło. – Po raz pierwszy zobaczyła niepewność na jego twarzy. – Ale chyba mnie nie okłamujesz, co?
Potrząsnęła głową gwałtownie, może odrobinę zbyt gwałtownie.
- Skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy… - Wzruszył ramionami, posłał krótki uśmiech, po czym minął ją i wyszedł.
Rose oparła się o zatrzaśnięte drzwi i westchnęła ciężko. Zdawała sobie sprawę, dlaczego się tym zadręcza. Odpowiedź była dla niej bolesna i nie potrafiła przyjąć jej do wiadomości.
Davies ją zranił. Nie, to nie tak, że go lubiła. Pokazał jak mało znaczył dla niego pocałunek, że mógł całować się z kimkolwiek i szczególnie by się tym nie przejął. Niewiele interesowały go jej uczucia - czy tego chciała, czy była nim zainteresowana. Zrobił to, na co miał ochotę. Wykorzystał ją, bo napatoczyła się po drodze. W pewnym sensie nie był lepszy niż ten chłopak, który próbował zaciągnąć ją na tyły szkoły.
Zasłoniła oczy ręką, uśmiechając się blado.
- Jestem taka głupia.

2 komentarze:

  1. Przeczytałam i stwierdzam że jest cudowny <3 aaaa <3 tylko teraz tak mi szkoda Rose :( w sumie miala racje i popełniła głupstwo całując się z nim

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój Boże, O MÓJ BOŻE!!!!
    Oczywiście, że ten rozdział Ci się udał, każdy rozdział wychodzi Ci znakomicie :) I tak zanim przejdę do konkretnie tego rozdziału, powodzenia na egzaminie z prawka! ;)
    No dooooobra... Ta sytuacja pomiędzy Natalie a Jamesem...! Niech oni sobie wszystko wyjaśnią, przecież obydwoje cierpią! To takie smutne! :( I co się stało po tym, jak James wyruszył po picie dla Natalie?! Jak mogłaś tak to zostawić? ;c A następny rozdział, jak sama powiedziałaś, dopiero w święta! Ale już uzbroiłam się w cierpliwość i mam nadzieję, że wytrzymam ;p
    Uwielbiam Pixie. Jest naprawdę świetną przyjaciółką, normalnie tylko pozazdrościć Rose i Natalie ;> W ogóle, jak Pixie zaczęła szukać Rose, to co to by było, gdyby zabrała się za to odpowiedni czas wcześniej! ;o Przyłapałaby Rose i Willa! Hahaha, to byłoby epickie xD W sumie myślę, że Pixie już się czegoś domyśliła po tych reakcjach Rose na widok Daviesa w szkole ;p
    No i tak... William zasnął po pocałunku?! Coooo?! To mnie zaskoczyłaś. Naprawdę, zaskoczyłaś! Kiedy to czytałam, myślałam, że coś mi się przywidziało, ale nie! Jak on tak w ogóle mógł? xD To mnie rozwala, po prostu, usnąć zaraz po tym, gdy się z kimś całowało xD
    A potem ta sytuacja w szkole... Te "podziękowania", które na pewno wyszły z inicjatywy Willa, a nie Carmen... I to jak Will zaciągnął Rose do jakiejś sali... Nie mogłam wytrzymać z napięcia, co się między nimi stanie, a tu okazuje się, że on niczego nie pamięta...! To trochę przykre ;c Ale cóż, to właśnie alkohol... Na miejscu Rose też bym mu nic nie powiedziała ;p Matko, przez gardło by mi to w ogóle nie przeszło ;p Ech, szkoda mi Rose. Ona chyba, pomimo tych zaprzeczeń, zaczyna jednak coś do niego czuć. Tak mi się przynajmniej wydaje. Ale Will pozostaje dla mnie kompletną zagadką. Nie mam pojęcia, czy naprawdę nie przejmuje się uczuciami Rose, czy tylko udaje, ale jedno na pewno się nie zmieniło: William Davies cały czas zachowuje się jak skończony dupek :)
    I ja wcale nie uważam, że Rose postąpiła głupio, całując się z Willem! Byli pijani, więc to nie dziwne... Zresztą, pomimo tych ich kłótni, oni mają się ku sobie, ja to czuję w kościach :D
    I mam pytanie: gdzie podziało się alter ego? ;c Bardzo je polubiłam ;c
    To chyba już tyle... Mam nadzieję, że coś w ogóle zrozumiałaś z tego chaotycznego komentarza i przepraszam za błędy ;>
    Więc pozostaje mi czekanie... Dam radę, tym razem nie zwariuję ;p Ale pewnie znów zacznę piszczeć na widok nowego rozdziału ;p Wczoraj musiałam się powstrzymać, bo prawie wszyscy u mnie już spali ;o

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X