Dobra, macie prezent na Mikołaja! Ładnie sprawdziłam rozdział i mam wrażenie, że ten wyszedł mi zaskakująco dobrze. Na następny będziecie musieli poczekać do świąt - jak dobrze pójdzie. A tymczasem, wszystkiego najlepszego, mam nadzieję, że 6 grudnia się wam udał :) Trzymajcie za mnie kciuki w poniedziałek, bo mam egzamin z prawka!
Miłego czytania :)
***
Natalie
czuła jego wzrok, kiedy trzymała głowę między kolanami, wciągając do płuc lodowate powietrze. Czuła, że w każdej
chwili może zwymiotować i przeklinała się za doprowadzenie do takiego stanu.
Przecież doskonale zdawała sobie sprawę, że jej odporność na działanie alkoholu
jest godna pożałowania.
-
Będziesz tak stał i się gapił? – mruknęła, poruszając się niespokojnie.
Kiedy
po dłuższej chwili nie otrzymała odpowiedzi, podniosła głowę, mając nadzieję,
że James odpuścił i zniknął.
Zakrztusiła
się własną śliną, zobaczywszy jego twarz tuż przed nią. Kucał naprzeciwko,
przechylając głowę jak zaciekawione zwierzę. Kaszlnęła kilka razy, krzywiąc
się.
- Co
ty robisz? – wymamrotała, odsuwając się.
-
Zastanawiam się, jak można było doprowadzić się do takiego stanu. – Uśmiechnął
się do niej tym przerażającym uśmiechem, który teraz przyprawiał ją jedynie o
ciarki. – Gdzie był twój ukochany Daniel, kiedy się spijałaś?
Podniosła
się z ziemi, na której siedziała i spojrzała na niego z góry.
- Nie
wiem, co chciałeś osiągnąć tym strojem – Zlustrowała jego rozwianą szatę, po
czym poprawiła swoją, zsuniętą z ramion. – ale to wszystko nie twój interes.
Wiedziała.
Wiedziała, że obiecała Pixie i Rose. Ale to wszystko ją przerosło. Gdy James
wspomniał o Danielu, stanęła jej przed oczami scena, której wolałaby nie
pamiętać.
James
wstał, otrzepał ręce z grudek wilgotnej ziemi i usiadł na ławce.
-
Denerwujesz się w mojej obecności – zauważył z pewną dozą satysfakcji, którą
rudowłosa doskonale wyczuła. Była dobrym obserwatorem.
- No
co ty nie powiesz – mruknęła sarkastycznie. – Skończ z tym, James – wypaliła
nagle, dziwiąc się samej sobie. Alkohol chyba rozwiązał jej język.
- Z
czym, kochanie?
Skrzywiła
się.
-
Właśnie z tym. – Zaplotła ręce na piersi. – Z zaczepianiem mnie, dogadywaniem,
prowokowaniem. Tylko denerwujesz tym Daniela.
- A
ciebie nie? – zapytał cicho, patrząc prosto w jej oczy.
Zdecydowała
się to przemilczeć.
-
Wszystko powinno być dla nas jasne od dawna. Było fajnie, ale to już koniec.
Wygląda na to, że jedyną osobą, która nie może się z tym pogodzić, jesteś ty. –
Jej głos nabrał szyderczego tonu pomimo ucisku w gardle, kiedy gładko kłamała.
- Masz
rację – powiedział obojętnie. – Nie mogę się pogodzić ze zdradą. Powiedz,
Daniel był zadowolony z pełnienia roli tego drugiego?
Z
nagłego przypływu złości, Natalie zakręciło się w głowie, więc oparła się o
pobliskie drzewo.
-
Zdrada – prychnęła, śmiejąc się. – Masz tupet.
- A
jak inaczej chcesz to nazwać? – Pochylił się nieznacznie w jej stronę. –
Proszę, słucham.
- Oko
za oko, ząb za ząb, kochanie. –
Pohamowała odruch wymiotny, jej czoło pokryła cienka warstewka potu.
-
Alkohol źle na ciebie działa, nie lubię takiej Natalie. – James podniósł się ze
swojego miejsca i ruszył w jej kierunku, chwiejąc się lekko.
- Nie
zależy mi na twojej sympatii – zaśmiała się histerycznie, nie mając gdzie
uciec. Jeśli oderwie się od drzewa, z pewnością odbędzie zbliżenie z ziemią, a
tego wolałaby uniknąć.
- Cóż
mogę poradzić? – rozłożył ręce, uśmiechając się kącikiem ust. Stanął przed nią
i spojrzał tymi oczami, w które uwielbiała wpatrywać się wieczorami, kiedy
oświetlone były jedynie słabym blaskiem lampki nocnej.
Wpatrywała
się w niego bez drgnięcia, nie reagując, gdy uniósł dłoń i niepewnie chwycił
kosmyk jej włosów między palce.
-
Przecież możesz iść – powiedziała cicho, zaciskając dłonie w pięści. Chciała,
żeby się odsunął, żeby przestał tak ją do siebie przyciągać.
- Nie
jestem pewien czy chcę.
Szarpnęła
głową, wyrywając lok z lekkiego uścisku. Okazało się to bardzo złym pomysłem.
Odruchowo pochyliła głowę i zwymiotowała.
-
Natalie! – James złapał jej włosy i przytrzymał wysoko w górze. – Wszystko w
porządku?
Dziewczyna
chwyciła się za brzuch, przyciskając do niego rękę. Drugą otarła usta, w
których czuła nieprzyjemny posmak. Kaszlnęła, z zażenowania i upokorzenia
czerwieniąc się intensywnie. Dlaczego doprowadziła się do takiego stanu?
- Idź
już – wyjąkała słabo, gardło drapało ją z każdym oddechem.
-
Przyniosę ci coś do picia – oznajmił James, nie widziała jego twarzy, wciąż
zgięta w pół. – Nie waż się stąd uciekać.
Puścił
jej włosy, które opadły po obu stronach jej głowy, przysłaniając widok.
Słyszała jego oddalające się szybko kroki.
Chwiejnym
krokiem podeszła do ławki i opadła na lekko wilgotne drewno. Dopiero teraz
dogłębnie poczuła zimne powietrze, zadrżała gwałtownie.
Ukryła
twarz w dłoniach, w jej głowie panował chaos. Zwymiotowała przy Jamesie,
pokazała jak bardzo jest słaba, chociaż obiecała sobie, że w jego obecności
ukaże swoją silną, niezależną stronę. Powinna słuchać Daniela, kiedy mówił jej,
żeby nie piła więcej.
W
dodatku, co miała teraz powiedzieć dziewczynom? Chciała dotrzymać obietnicy,
przecież zaczęła z nim rozmawiać. Ale zamiast wyjaśnić wszystko i zakończyć te
nieporozumienia, oboje tylko pogorszyli sprawę, a Natalie idealnie ją
podsumowała, czego dowody można znaleźć pod drzewem.
Pixie
z zaangażowaniem rozglądała się po sali, szukając wzrokiem Natalie i Rose.
Chwyciła się pod boki i spojrzała na Daniela, który tępym wzrokiem wpatrywał
się w wirujący w szklance poncz.
-
Czemu nie pomagasz mi ich szukać? – rzuciła z irytacją. – No gdzie one są? –
dodała cicho do samej siebie.
-
Natalie pewnie zaszyła się gdzieś na osobności, ciężko będzie ją teraz znaleźć.
– Chłopak skrzywił się. – Mam nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego.
Pixie
ponownie zlustrowała wnętrze wzrokiem, zaniepokojona. Kątem oka dostrzegła
znajomą postać, zmierzającym szybkim krokiem w stronę stołu. Dlaczego James
miałby być tak zdenerwowany? Odpowiedź przyszła kilka sekund później, tak bardzo
oczywista. Jeśli Natalie dotrzymała obietnicy, to chłopak mógłby być
niespokojny po ich rozmowie. A więc nic jej nie było. Przynajmniej fizycznie.
A co
z Rose? Zgubiła ją gdzieś w tańcu i od tamtego czasu nie widziała ani razu.
Pixie martwiła się o przyjaciółkę, która była nowa w tym towarzystwie, w
dodatku pochodziła z małego miasteczka, więc tym bardziej wszystko mogło ją
przytłoczyć.
-
Pójdę jej poszukać – odezwał się nagle Daniel, zdecydowanym gestem odkładając
szklankę na stół.
- W
takim razie ja rozejrzę się za Rose.
Brunetka
przygryzła wargę, kierując się w stronę wyjścia.
Opierała
czoło o szybę, zaciskając mocno powieki. Jej ciało było ociężałe, jakby ktoś
przywiązał jej do nóg ciężarki i kazał biegać. Wargi pulsowały lekko, ręce
drżały ledwo zauważalnie, a serce kołatało w klatce piersiowej, próbując się
wyrwać.
Otworzyła
oczy, a jej wzrok automatycznie padł na chłopaka siedzącego w samochodzie.
Emocje buzowały w jej głowie, kiedy patrzyła na przystojną twarz, pogrążoną we
śnie z błogim uśmiechem.
Już
wiedziała, dlaczego wcześniej czuła te nieuzasadnione obawy przed balem.
Opuszkami palców dotknęła spierzchniętych warg, wciąż niedowierzając w to, co
się wydarzyło.
William
przez długi czas bezlitośnie męczył jej usta, nie pozwalając na chwilę
wytchnienia, a ona poddawała się temu, nie bardzo wiedząc dlaczego. Kiedy
Davies w końcu oderwał się od niej, jego głowa przechyliła się na bok i opadła
na ramię Rose, a ręce zawisły bezładnie. Kilka długich sekund stała sztywno,
nie potrafiąc się ruszyć, aż chwyciła go za ramiona i odchyliła do tyłu.
-
Zasnął – wyszeptała zszokowana.
Uginając
się pod ciężarem chłopaka, wpadła na pewien pomysł. Wyłuskała kluczyki do
samochodu z jego kieszeni i otworzyła zamek. Z niewielkimi przeszkodami, udało
jej się wpakować Daviesa do pojazdu i szybko zamknąć drzwi. Chłopak oparł głowę
o zagłówek, nie przebudzając się nawet na moment.
Odrywając
od niego wzrok, odepchnęła się rękami od drzwi, nie mogąc dłużej patrzeć na tę
zadowoloną twarz. Dawno nie miała takiego mętliku w głowie. Przed chwilą
całowała się z kimś, kto niemiłosiernie ją irytował i z każdym kolejnym
uśmieszkiem miała coraz większą ochotę rozkwasić mu twarz. A zazwyczaj nie była
taka agresywna.
Rozejrzała
się wokół, jednak nie dostrzegła nikogo. Odetchnęła z ulgą. Gdyby ktokolwiek
ich zobaczył, plotki najprawdopodobniej nie ograniczyłyby się jedynie do
szkoły. Nie chciała znajomości z Williamem, nie chciała problemów ani
zainteresowania postronnych osób. Potrzebowała spokoju, a Davies nie byłby w
stanie jej go zapewnić. To był główny powód jej wyjazdu, poza niechęcią
rozstawania się z tatą. W rodzinnej wsi Rose wszyscy się znali i widzieli o
sobie wszystko, często wystarczyło małe nieporozumienie, aby wywołać lawinę.
Decydując się na przyjazd no Nowego Jorku liczyła na wtopienie się w tłum,
pozostanie jedną z wielu, niewyróżniającą się szarą postacią. Och, dlaczego
musiała wtedy podsłuchać tę nieszczęsną rozmowę?
Chwyciła
się za głowę, rujnując fryzurę Pixie. Kątem oka zerknęła na śpiącego chłopaka,
nieświadomego jej wewnętrznych rozterek. Jak spojrzy mu w oczy? A co
ważniejsze, jak on się do wszystkiego ustosunkuje? W końcu to była jego
inicjatywa.
-
Rose, to ty?
Odwróciła
się gwałtownie, jej serce zabiło jak szalone, oblała ją fala gorąca. Kilka
metrów dalej, zza jednego z samochodów wychylała się Pixie.
-
Och, jak dobrze, że to ty – westchnęła brunetka, idąc w jej kierunku, a Rose
wypuściła haust powietrza z poczuciem olbrzymiej ulgi. – Szukałam cię! Gdzie
się straciłaś? Martwiłam się razem z Danielem.
-
Musiałam się przewietrzyć – odparła natychmiast Rose, zerkając niespokojnie za
siebie.
-
Mogłaś dać znać, a nie… - Urwała i zmarszczyła czoło. – Czekaj, co ty robisz
przy samochodzie Daviesa? – Podeszła bliżej i wyjrzała zza ramienia Rose. – I
do tego z nim samym w środku?
- To
skomplikowane? – pisnęła, czerwieniąc się mimowolnie.
Pixie
spojrzała na nią, uniosła brwi i
podniosła ręce w obronnym geście.
-
Dobra, nie chcę wiedzieć – oznajmiła, wywracając oczami.
-
Możemy iść? – rzuciła Rose, chcąc jak najszybciej oddalić się od Williama i
uniknąć niechcianych pytań.
-
Dzwonić po Michaela? – Pixie machnęła jej telefonem przed nosem.
-
Tak. – Ucałowała ją w policzek z wdzięcznością.
Następny
dzień spędziła w łóżku, umierając. Tata doskonale wiedział, co jej dolegało,
ale skomentował to tylko wymownym chrząknięciem i dostarczeniem jej
odpowiedniej ilości wody i środków przeciwbólowych.
-
Wychodzę dzisiaj załatwić parę spraw, a wieczorem wybieram się do knajpy ze
znajomymi z pracy – poinformował, stojąc w progu jej spokoju. – Dasz sobie
radę?
Otworzyła
jedno oko, przyciskając wilgotną ściereczkę do czoła. Machnęła ręką, uznając to
za wystarczającą odpowiedź. Poza tym i tak wątpiła, czy z jej ust wydobyłby się
dzisiaj jakiś dźwięk.
-
Tylko nie umrzyj mi tutaj! – krzyknął mężczyzna z parteru, zdając sobie sprawę,
że nawet nie mogła odpowiedzieć jakąś ciętą ripostą. Do czasu.
Niestety,
przykucie do łóżka oznaczało długie godziny na rozmyślanie, czego Rose chciała
uniknąć. Już wcześniej poinformowała Amelie o swoich planach, więc weekend
miała wolny od pracy. Rozmawiała również z Natalie, która była w podobnej
sytuacji, zakopana w pościeli, natomiast Pixie jak gdyby nigdy nic wybierała
się dzisiaj na zakupy. Rose zazdrościła przyjaciółce, żałując jednocześnie
swojej lekkomyślności podczas balu. Po co jej było to całe picie?
-
Alkohol moim wrogiem – wychrypiała, krzywiąc się.
Nie
dość, że męczył ją wczorajszy poncz, to jeszcze kac moralny. Na myśl o
jutrzejszych zajęciach, ściskało ją w żołądku, a głowę wypełniały bardzo
niechciane wspomnienia. Przecież spali się ze wstydu jak tylko zobaczy Daviesa,
a potem prawdopodobnie wścieknie się, widząc jego zadowolony uśmiech. Była
przekonana, że dla niego to nic nie znaczyło, ot wina alkoholowego upojenia.
Byliśmy sami i pijani, tak wyszło.
Prawie
słyszała te słowa wypowiadane znajomym głosem i zwieńczone nonszalanckim
wzruszeniem ramion.
Jednak
tym, co martwiło Rose najbardziej, była jej własna reakcja. Oddała pocałunek! Mimo,
że na początku próbowała się wyrwać, w końcu poddała się fali uczuć. I chociaż
nie do końca wiedziała, co to były za uczucia, była przekonana, że nie wyjdą
jej one na dobre. Jej serce waliło jak szalone, to nie mógł być dobry znak!
Według
Rose poniedziałek nadszedł zbyt szybko. Wczesnym rankiem przemykała
korytarzami, nerwowo miętosząc spódniczkę. Wślizgnęła się do klasy, gdzie
większość uczniów zajmowała swoje miejsca, rozprawiając z zapałem o sobotnim
wydarzeniu. Wytężyła słuch, ale nie doszły do niej żadne podejrzane informacje.
-
Nowa, chodź no tutaj! – zawołał ją Daniel, który razem z Natalie opierał się o
ławkę Pixie. Najwyraźniej już się pogodzili, pomyślała z zadowoleniem.
-
Odchorowałaś imprezę? – zapytał Simon, uśmiechając się niewinnie. – Sprzątanie
po tobie samochodu Michaela nie było przyjemnym zadaniem.
-
Przepraszam – jęknęła po raz kolejny, pamiętając swoją litanię, kiedy już
zapaskudziła wycieraczkę na tylnych siedzeniach.
- Nie
będę wypominał, kto kiedyś zwrócił swoją kolację w moim aucie – podsumował
Michael w stronę blondyna, unosząc znacząco brwi.
Chłopak
prychnął, odwracając ostentacyjnie wzrok, a reszta parsknęła śmiechem.
- Jak
to jest, że Pixie nigdy nic nie jest? – mruknęła Natalie, patrząc z zazdrością
na brunetkę. – Moja niedziela była koszmarna, pierwszy kac w życiu.
-
Trzeba mieć głowę do picia – zachichotała Pixie, pukając się palcem po skroni.
Daniel
poklepał rudowłosą po ramieniu w geście pocieszenia, co wywołało kolejną salwę
śmiechu. Jak dobrze było mieć takich przyjaciół.
Połowa
zajęć minęła spokojnie, wszyscy wciąż rozprawiali o balu. Nauczyciele jedynie
uśmiechali się pobłażliwie, najwyraźniej przyzwyczajeni do tego corocznego rytuału.
Jak zwykle podczas przerwy obiadowej, stołówka była wypełniona po brzegi, tym
bardziej, że deszczowa pogoda nie zachęcała do posiłku na świeżym powietrzu.
Rose,
razem z Pixie, Natalie i Michaelem odniosła brudne naczynia i skierowała się w
stronę wyjścia.
Nagle
drogę zagrodziła jej Carmen, opierając ręce na biodrach.
-
Czekaj chwilę – poprosiła i odwróciła głowę w bok, gdzie Rose dostrzegła
Williama, stojącego kilka kroków dalej. – No chodź tutaj – rozkazała, chwytając
chłopaka za rękę i przyciągając do siebie.
Rose
natychmiast poczuła mocne uderzenie serca, na jej twarz wystąpił rumieniec.
Zerknęła na Pixie, która unosiła brwi pytająco i wymieniała spojrzenia z
Natalie. Nie sądziła, że spotka się z nim w takiej sytuacji – pośrodku
stołówki, na oczach większości szkoły.
-
C-Co chcesz? – wyjąkała. Skrzywiła się i odchrząknęła.
- Mów
– poleciła przewodnicząca klubu muzycznego, wywracając oczami.
Davies
rzucił jej krzywe spojrzenie, po czym jego wzrok skierował się na Rose, której
wnętrzności skręciły się ze zdenerwowania. Popatrzyła mu w oczy, ale nie
dostrzegła tam żadnego znaku, który świadczyłby o tym, że chłopak myśli o
sobotniej nocy.
-
Will chciałby ci bardzo podziękować.
– Carmen wzięła sprawy w swoje ręce, widząc wojowniczą postawę Daviesa.
-
Taa, dziękuje – westchnął chłopak. – Zadowolona? – zwrócił się do dziewczyny.
Przewodnicząca
pokiwała energicznie głową.
Rose
czuła, że powinna jakoś zareagować.
- Nie
ma sprawy – powiedziała w końcu, nie bardzo wiedząc, co innego powiedzieć w tej
sytuacji. W dodatku, w głowie wciąż kołatały jej niechciane myśli.
- Bardzo
nam pomogłaś. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. – Carmen poklepała ją
po ramieniu z uśmiechem. – Możemy iść – powiedziała do Williama.
-
Chwila. – Davies zmarszczył brwi, jakby sobie o czymś przypomniał. Rose
zadrżała. – Pozwól na moment, Parker.
- Po
co? – zapytała podejrzliwie, nie będąc pewna intencji chłopaka.
-
Chyba, że znowu chcesz odbywać rozmowy w pewnym uroczym miejscu… - zaczął ze
złośliwym uśmiechem, jednak Rose nie dała mu dokończyć, wyrywając się do
przodu.
-
Znajdę was później – zawołała przez ramię to zaskoczonych przyjaciół. Pixie
wydawała się zaniepokojona, Natalie jedynie zniesmaczona, a Michael po prostu
zdumiony. Będzie musiała wszystko im później wyjaśnić.
Zaraz
po wyjściu ze stołówki, Davies ją wyprzedził i zaczął prowadzić korytarzem, po
którym kręciło się kilku uczniów. Trzymała się na bezpieczną odległość, aby
ktoś przypadkiem nie pomyślał, że idą razem. Z cierpiętniczą miną przekroczyła
próg jednej z sal, do której wszedł William.
- A
więc? – mruknęła niepewnie. Nie miała pojęcia, czego się spodziewać, ale jedno
wiedziała. Wspomnienie ust chłopaka napierających na jej kwitło w umyśle dziewczyny nieposkromione.
- Co
mi zrobiłaś? – rzucił Davies obojętnie, opierając się o ciemnobrązowe biurko i
zaplatając ręce na ramionach.
Rose
zamrugała, nie bardzo zdając sobie sprawę, co to pytanie miało znaczyć.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale najwyraźniej nie miał zamiaru jej
podpowiadać.
- Co
masz na myśli? – zapytała ostrożnie, nie ruszając się spod drzwi, skąd mogła
się bardzo łatwo ewakuować.
-
Wiem, że byliśmy razem na parkingu, a ty prawie czołgałaś się po chodniku.
Zagadką dla mnie pozostaje, co się wydarzyło później, ponieważ ostatnie co
pamiętam to pobudka w moim samochodzie.
Rose
opuściła bezładnie ręce, które do tej pory trzymała przy sobie w obronnym
geście. Nie pamiętał, co się stało? Zamartwiała się tyle czasu tylko po to, aby
dowiedzieć się, że Davies nawet nie pamiętał ich pocałunku?
Zaśmiała
się lekko histerycznie, jej żołądek zwinął się w ciasny supeł.
-
Gdyby nie ja, zasnąłbyś pod swoim samochodem – powiedziała z wymuszoną kpiną. –
Doceń moją dobroć.
- W
takim razie dlaczego jesteś taka nerwowa? – William podszedł bliżej, pochylając
się w jej stronę.
-
Wydaje ci się. – Odwróciła wzrok, tak mocno zaciskając usta aż zbielały. – Nic
się nie stało. Posadziłam cię do samochodu i sobie poszłam. Czy taka odpowiedź
cię zadowala?
-
Wciąż mam wrażenie, że coś jednak się wydarzyło. – Po raz pierwszy zobaczyła
niepewność na jego twarzy. – Ale chyba mnie nie okłamujesz, co?
Potrząsnęła
głową gwałtownie, może odrobinę zbyt gwałtownie.
-
Skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy… - Wzruszył ramionami, posłał krótki uśmiech,
po czym minął ją i wyszedł.
Rose
oparła się o zatrzaśnięte drzwi i westchnęła ciężko. Zdawała sobie sprawę,
dlaczego się tym zadręcza. Odpowiedź była dla niej bolesna i nie potrafiła
przyjąć jej do wiadomości.
Davies
ją zranił. Nie, to nie tak, że go lubiła. Pokazał jak mało znaczył dla niego
pocałunek, że mógł całować się z kimkolwiek i szczególnie by się tym nie
przejął. Niewiele interesowały go jej uczucia - czy tego chciała, czy była nim
zainteresowana. Zrobił to, na co miał ochotę. Wykorzystał ją, bo napatoczyła
się po drodze. W pewnym sensie nie był lepszy niż ten chłopak, który próbował zaciągnąć
ją na tyły szkoły.
Zasłoniła
oczy ręką, uśmiechając się blado.
-
Jestem taka głupia.
Przeczytałam i stwierdzam że jest cudowny <3 aaaa <3 tylko teraz tak mi szkoda Rose :( w sumie miala racje i popełniła głupstwo całując się z nim
OdpowiedzUsuńO mój Boże, O MÓJ BOŻE!!!!
OdpowiedzUsuńOczywiście, że ten rozdział Ci się udał, każdy rozdział wychodzi Ci znakomicie :) I tak zanim przejdę do konkretnie tego rozdziału, powodzenia na egzaminie z prawka! ;)
No dooooobra... Ta sytuacja pomiędzy Natalie a Jamesem...! Niech oni sobie wszystko wyjaśnią, przecież obydwoje cierpią! To takie smutne! :( I co się stało po tym, jak James wyruszył po picie dla Natalie?! Jak mogłaś tak to zostawić? ;c A następny rozdział, jak sama powiedziałaś, dopiero w święta! Ale już uzbroiłam się w cierpliwość i mam nadzieję, że wytrzymam ;p
Uwielbiam Pixie. Jest naprawdę świetną przyjaciółką, normalnie tylko pozazdrościć Rose i Natalie ;> W ogóle, jak Pixie zaczęła szukać Rose, to co to by było, gdyby zabrała się za to odpowiedni czas wcześniej! ;o Przyłapałaby Rose i Willa! Hahaha, to byłoby epickie xD W sumie myślę, że Pixie już się czegoś domyśliła po tych reakcjach Rose na widok Daviesa w szkole ;p
No i tak... William zasnął po pocałunku?! Coooo?! To mnie zaskoczyłaś. Naprawdę, zaskoczyłaś! Kiedy to czytałam, myślałam, że coś mi się przywidziało, ale nie! Jak on tak w ogóle mógł? xD To mnie rozwala, po prostu, usnąć zaraz po tym, gdy się z kimś całowało xD
A potem ta sytuacja w szkole... Te "podziękowania", które na pewno wyszły z inicjatywy Willa, a nie Carmen... I to jak Will zaciągnął Rose do jakiejś sali... Nie mogłam wytrzymać z napięcia, co się między nimi stanie, a tu okazuje się, że on niczego nie pamięta...! To trochę przykre ;c Ale cóż, to właśnie alkohol... Na miejscu Rose też bym mu nic nie powiedziała ;p Matko, przez gardło by mi to w ogóle nie przeszło ;p Ech, szkoda mi Rose. Ona chyba, pomimo tych zaprzeczeń, zaczyna jednak coś do niego czuć. Tak mi się przynajmniej wydaje. Ale Will pozostaje dla mnie kompletną zagadką. Nie mam pojęcia, czy naprawdę nie przejmuje się uczuciami Rose, czy tylko udaje, ale jedno na pewno się nie zmieniło: William Davies cały czas zachowuje się jak skończony dupek :)
I ja wcale nie uważam, że Rose postąpiła głupio, całując się z Willem! Byli pijani, więc to nie dziwne... Zresztą, pomimo tych ich kłótni, oni mają się ku sobie, ja to czuję w kościach :D
I mam pytanie: gdzie podziało się alter ego? ;c Bardzo je polubiłam ;c
To chyba już tyle... Mam nadzieję, że coś w ogóle zrozumiałaś z tego chaotycznego komentarza i przepraszam za błędy ;>
Więc pozostaje mi czekanie... Dam radę, tym razem nie zwariuję ;p Ale pewnie znów zacznę piszczeć na widok nowego rozdziału ;p Wczoraj musiałam się powstrzymać, bo prawie wszyscy u mnie już spali ;o
Pozdrawiam! :)