15.4.16

Rozdział XXXII "Błąd"

Powracam z rozdziałem! Jestem z niego średnio zadowolona, ale taki musi być. W końcu Natalie i James wyjaśnili sobie parę spraw. Powoli zbliżamy się do wyjaśnienia ich historii. Co do następnego rozdziału, to myślę, że pojawi się dopiero około czerwca, bo zbliża się znienawidzona sesja, a ja mam sporo zaległości.
A tymczasem dziękuję za wszystkie komentarze i nie pogniewam się za kolejne!




***




Natalie od paru godzin siedziała na łóżku, obejmowała kolana rękami i kołysała się rytmicznie. Nie przypuszczała, że jeszcze kiedykolwiek spotka tę dziewczynę. Widziała ją raz, w dodatku przez kilka chwil, ale twarz Chloe Pierce wypaliła się w pamięci Natalie już na zawsze. Ujrzeć ją niespodziewanie w tej samej klasie - nie była na to przygotowana.
Tym bardziej zaskoczyła ją reakcja Jamesa, który zachowywał się, jakby nie miał pojęcia, o co jej chodziło. Była przygotowana na kłótnie, parę ostrych słów, ale cała rozmowa potoczyła się inaczej.
Nie potrafiła sobie wyobrazić, że wejdzie jutro do klasy i ona tam będzie, z tym szyderczym uśmiechem na ustach, czekając na okazję, żeby jej dopiec. Mogła liczyć na przyjaciół, ale ucieczka wcale nie była rozwiązaniem jej problemu.
Drgnęła słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości.
Zejdź na dół.
James.
Podeszła do okna i spojrzała. Na zewnątrz było ciemno, więc dopiero po kilku sekundach dostrzegła niewyraźną sylwetkę przy furtce, oświetlaną jedynie przez żółte światło latarni.
Nie mając nic do stracenia ubrała kurtkę, owinęła się szalikiem i po cichu wymknęła z domu. Nieśpiesznie szła w kierunku furtki, a każdy krok wydawał jej się niezwykle ciężki, jakby ktoś przywiązał jej kamienie do butów. Albo jakby szła na ścięcie.
- Czego chcesz? - zapytała zmęczonym głosem.
Furtka zaskrzypiała, kiedy zamykała ją za sobą. Stanęła na przeciwko chłopaka, niewiele widząc w słabym świetle.
- Porozmawiać. Na poważnie. Bez głupich kłótni.
James zrobił krok do przodu i w końcu mogła zobaczyć jego twarz, kiedy padła na nią plama światła.
- Więc o czym chcesz porozmawiać?
Zaplotła ręce na piersi, jakby w ten sposób mogła ukryć niepewność i drżenie dłoni.
- Dlaczego przyszłaś dzisiaj do mnie kłócić się o Chloe? - zapytał spokojnie.
Natalie zastanawiała się, gdzie podziała się jego wcześniejsza wściekłość i na czym, lub na kim ją wyładował.
- Powinieneś doskonale wiedzieć - wymamrotała.
- Więc chyba nic się stanie, jeśli to powiesz?
Odetchnęła głęboko. Nawet nie wiedziała jak ubrać to w słowa. Ale teraz nie miała już nic do stracenia.
- To było parę dni zanim zobaczyłeś mnie z... Danielem - zawahała się przy ostatnim słowie i zerknęła na chłopaka, ale James nawet nie mrugnął. - Zdobyłam twój adres i chciałam do ciebie przyjść. - Uśmiechnęła się krzywo. - Tak, wiem, żałosne. I wtedy zobaczyłam ciebie z... nią. Chyba nie muszę nic dodawać.
Spojrzała na Jamesa z wyczekiwaniem. Wyglądał na zamyślonego.
- Ten dzień... Pamiętam. - Uśmiechnął się gorzko i zwrócił na nią swój wzrok. - To dlatego ciągle wypominałaś mi zdradę. Naprawdę myślałaś, że mógłbym cię zdradzić?
Patrzył na nią z uprzejmym uśmiechem. Odwróciła wzrok, nie mogąc patrzeć na tę przyklejoną maskę.
- Jak sądzisz, co mogłam sobie pomyśleć, widząc cię w takiej sytuacji? Prawdopodobnie to samo, co ty, kiedy zobaczyłeś mnie z Danielem.
Jej głos drżał, kiedy kończyła mówić.
Chłopak milczał dłuższą chwilę.
- Więc to była twoja zemsta? - rzucił cicho. - Powiedz mi tylko, kto na to wpadł? Ty? Czy może Daniel okazał się taki pomocny?
Kiedy Natalie nie odpowiadała, wbijając wzrok w ziemię, James chwycił jej podbródek i siłą zmusił do podniesienia głowy. Przybliżył swoją twarz i spojrzał prosto w wystraszone oczy zwierzęcia zapędzonego w pułapkę.
- Nie zdradziłem cię - powiedział spokojnym głosem, przyszpilając ją wzrokiem, chociaż w jego uścisku czuła gniew. - Widzę, jak kiepskie mniemanie miałaś o mnie. A Chloe to przyjaciółka, którą znam od dziecka. Nic nas nigdy nie łączyło. - Natalie wstrzymała oddech, pragnąc uciec, zniknąć. - Tamtego dnia... Chciałem ci o tym powiedzieć... - James uśmiechnął się krzywo. - Tamtego dnia dowiedziałem się, że moja mama miała wypadek, zapadła w śpiączkę i jeśli się kiedykolwiek obudzi, to nie będzie mogła chodzić.
Jego dłoń w końcu opadła, uwalniając Natalie, która zrobiła krok w tył, patrząc na Jamesa z niedowierzaniem.
- C-Co powiedziałeś?
- Słyszałaś.
Mówił prawdę.
Dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, jak straszny błąd popełniła. W jednej chwili zalała ją fala gorąca.
- Dlaczego nic nie...
- Nie powiedziałem? - Uśmiechnął się kpiąco. - Może wtedy, kiedy przytulałaś się z Danielem? Z pewnością miałem wtedy ochotę na rozmowy. - Zaśmiał się sucho. - Nie bądź śmieszna.
Natalia nie wiedziała, co powiedzieć. Przez tyle czasu tkwiła w przekonaniu, że James spotykał się na boku z inną dziewczyną. Niezliczoną ilość razy analizowała wszystkie ich rozmowy, spotkania, wciąż mając nadzieję, że to wszystko nieprawda. A w momencie, w którym okazało się, że to rzeczywiście nieprawda, znienawidziła samą siebie.
Nic dziwnego, że wszyscy prędzej czy później odsuwali się od niej. Że w końcu zostawała sama, nie zdając sobie sprawy, co zrobiła nie tak. Chociaż nie znosiła oceniania po pozorach, bo ją samą tak kiedyś oceniono, to właśnie sama to zrobiła. Była cholerną hipokrytką i wiedziała o tym od dawna, tylko postanowiła ten fakt wygodnie ignorować.
James miał rację, była śmieszna.
- Masz rację - powiedziała cicho, nie patrząc na Jamesa. Nie zniosłaby tego widoku. - Cieszę się... - Wzięła głęboki wdech, dodając sobie odwagi. - Cieszę się, że sobie to wyjaśniliśmy. Przepraszam za wszystko. - Odwróciła się z zamiarem odejścia.
- I to tyle?
Nie słyszała rozczarowania w jego głosie. Właściwie nic nie słyszała. Krew szumiała jej w uszach, a oczy zaczęły wilgotnieć. Jeśli stąd nie odejdzie, rozpłacze się na dobre, a wtedy już nigdy nie będzie mogła spojrzeć sobie w twarz.
- Przepraszam - szepnęła, ukrywając drżący głos, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę domu, walcząc z odruchem odwrócenia głowy i sprawdzenia, czy James odszedł.


 *


Przez dwa następne dni Natalie nie pojawiła się w szkole. I choć Rose martwiła się o nią szalenie, miała przeczucie, że dziewczyna nie chce nikogo widzieć, ani z nikim rozmawiać. Dlatego odwiodła Pixie od pomysłu złożenia jej niezapowiedzianej wizyty tuż po zajęciach.
Atmosfera była napięta. Chloe wydawała się promieniować dumą z powodu tego, jakie wrażenie wywołała na Natalie, natomiast Daniel co rusz rzucał jej wściekłe spojrzenia, zaciskając dłonie w pięści. Pixie warczała na wszystkich i nie potrafiła usiedzieć w spokoju nawet pięciu minut. Michael i Simon nie zostali wtajemniczeni, ale zdawali sobie sprawę, że coś się stało i najlepszym wyjściem byłoby zachowanie dystansu. Tak więc Rose była jedyną osobą, która trzymała to wszystko w ryzach.
Odetchnęła z ulgą kiedy skończyły się lekcje i mogła z czystym sumieniem odesłać przyjaciół do domu, nie bojąc się, że zrobią coś paskudnego Chloe albo James'owi, chociaż sama miała na to ochotę.
Spotkanie z Williamem przebiegło spokojnie - na tyle na ile potrafiła się opanować - i nim się obejrzała, za oknem zaczęło się ściemniać. Postanowiła poruszyć temat, nad którym myślała od paru minut.
- Macie dzisiaj występ w klubie, prawda? - Kiedy otrzymała potwierdzenie, kontynuowała niepewnie: - Mogę jechać z tobą i porozmawiać z waszym kolegą?
Davies zmarszczył czoło.
- Z kim? I o czym?
Przygryzła wargę i odwróciła wzrok. William westchnął.
- Jasne.
 Jednak w klubie okazało się, że Jamesa nie będzie. Niepokój Rose tylko się pogłębił. Tak więc zarówno Natalie jak i James nie pojawili się przez ostatnie dwa dni. Nie wyglądało to na przypadek.
- O co chodzi? - zapytał William, podchodząc do Rose, siedzącej na krzesełku w kącie. Spojrzała na niego pytająco. - Widzę twoją minę. O czym chciałaś pogadać z Jamesem?
- Czy "To nie twoja sprawa" zabrzmi zbyt niegrzecznie? - rzuciła z nadzieją.
Davies prychnął.
- Tak.
- Problem w tym, że to prawda. To nawet nie powinna być moja sprawa. - Rose westchnęła, palcami masując nasadę nosa. - Chętnie bym to z siebie wyrzuciła, ale po prostu nie mogę. - Uśmiechnęła się przepraszająco.
William spojrzał na nią z zaciekawieniem, zastanawiając się nad czymś.
- Jesteś masochistką? - zapytał nagle, przechylając głowę na bok.
Rose zamrugała, wytrącona z równowagi.
- Co? - palnęła głupio.
- Czy. Jesteś. Masochistką? - powtórzył, wyraźnie czerpiąc radość z jej zagubienia. - No wiesz, osobą, której ból sprawia przyjemność i często...
- Wiem, co to znaczy - syknęła, rozzłoszczona tym protekcjonalnym traktowaniem. - I nie, nie jestem żadną masochistką. Skąd ci to przyszło do głowy?
Wzruszył ramionami, ale widziała figlarne ogniki w jego oczach. Świetnie się bawił jej kosztem.
- Ciekawy wniosek, który wysnułem na podstawie obserwacji.
Szybko policzyła w głowie do dziesięciu, próbując się uspokoić, po czym uśmiechnęła nonszalancko.
- Ach tak? Moja skromna osoba jest aż tak interesująca?
Roześmiał się, odchylając głowę do tyłu.
- Nie masz pojęcia jak bardzo - parsknął i odszedł z uśmiechem na ustach, zostawiając oszołomioną Rose, rozdziawiającą usta jak ryba bez wody.
To było niebezpieczne. Im częściej przebywała w towarzystwie Daviesa, tym bardziej się zakochiwała. Czy to w ogóle miało sens?
Potrząsnęła głową, odganiając niechciane myśli. Musiała skupić się na Natalie, a nie wałkować wciąż swoje miłosne problemy.
Wyciągnęła telefon i wybrała numer dziewczyny. Próbowała się do niej dodzwonić już wiele razy, ale komórka milczała uparcie. Przyłożyła aparat do ucha, z nadzieją wsłuchując się w sygnał oczekującego połączenia.
Po chwili usłyszała krótki trzask i odezwał się cichy głos.
- Słucham?
Rose wstrzymała oddech na sekundę, aby wybuchnąć.
- Natalie! W końcu odebrałaś! Czy ty wiesz, jak się martwiliśmy, kiedy nie dawałaś znaku życia?! Co się stało?!
- Nie krzycz - poprosiła dziewczyna lekko zachrypniętym głosem. Rose była pewna, że płakała. - Spokojnie, nic mi nie jest.
Zacisnęła wolną dłoń w pięść.
Właśnie słyszę.
Po drugi stronie usłyszała drżące westchnienie i cichy trzask.
- Rose - zaczęła Natalie łamiącym się głosem. - Rose... Pomyliłam się. Och, tak bardzo się pomyliłam. B-Byłam głupia, myśląc, że... - Urwała i zaśmiała się sucho. - Jestem taka głupia...
Rose nie miała pojęcia, o czym dziewczyna mówiła, ale czuła narastający niepokój. Brzmiała na zrozpaczoną, jej głos drżał niebezpiecznie, jakby mogła się w każdej chwili rozpłakać.
- O co chodzi, Natalie? Co się stało? Mam do ciebie przyjechać?
Nawet nie zauważyła kiedy zerwała się z krzesła, gotowa do drogi. Stojący w oddali William spojrzał na nią ze zmarszczonym czołem, zadając nieme pytanie, ale zignorowała go.
- Nie, Rose, nie przyjeżdżaj - odezwała się rudowłosa po krótkiej chwili milczenia. - Wolałabym być sama.
- Naprawdę mogę...
- Nie musisz. Wiesz, że z wszystkim wolę sobie radzić sama. Masz swoje problemy na głowie, prawda? Zobaczymy się za niedługo.
I zanim Rose zdążyłaby cokolwiek odpowiedzieć, rozłączyła się.
Oderwała telefon od ucha i spojrzała na niego bezradnie.
Co jeśli Natalie spotkała się z Jamesem i dlatego płakała? Mógł jej coś zrobić, przecież wydawał się zdolny do wszystkiego.
Przed odwiedzeniem dziewczyny powstrzymywał ją fakt, że prawdopodobnie wcale nie byłaby za to wdzięczna. Ktoś inny doceniłby obecność przyjaciół i przyjął słowa pocieszenia, ale Natalie potraktowałaby je jako litość i użalanie się nad nią.
Postanowiła dać jej chwilę na pozbieranie się i tymczasowo pozwoliła sobie zapomnieć o problemach z Jamesem.
Dopiero wraz z tym postanowieniem jakiś ciasny węzeł w żołądku, którego nie była wcześniej świadoma, rozluźnił się i mogła odetchnąć z ulgą.
Usiadła z powrotem na krześle, jakby wypompowana z energii i wybrała numer Jennifer. Potrzebowała usłyszeć dobrze znany, ciepły głos przyjaciółki.
- Halo? Rose? - Dziewczyna odebrała po dłuższej chwili.
- Cześć, Jenn - powiedziała, szczerząc się do siebie jak głupia, słysząc znajomą zadyszkę. - Wracasz ze szkoły?
- Skąd wiesz? - Usłyszała pacnięcie, co oznaczało, że Jennifer właśnie uderzyła się w czoło. - No tak, zawsze umieram, wchodząc po tych cholernych schodach. Pewnie brzmię jak jakiś napalony zboczeniec.
Rose zachichotała mimowolnie.
- O cholercia - mruknęła Jenn. - Stara Jenkins przechodziła obok i chyba to usłyszała, bo spojrzała na mnie, jakbym miała za chwilę porwać jej wnuczka. A ty się ze mnie śmiejesz, świetnie. Poczekaj aż tam przyjadę.
Parsknęła do telefonu, tęskniąc za przyjaciółką. Jennifer potrafiła ją pocieszyć, nawet nie wiedząc, że coś było nie tak. Miała szczęście, że otaczali ją tak wspaniali ludzie.
- Przyjeżdżasz na moje urodziny, nie możesz nic zrobić solenizantce - zaprotestowała.
- A jest jakieś prawo, które tego zabrania? Nie? No właśnie - odparowała dziewczyna, dumna z siebie.
- Jesteś okropna - stwierdziła Rose, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Opowiadaj co u ciebie.
- Specjalnie pytasz, żeby mnie dobić, niecnoto? - mruknęła Jenn. - Dobrze wiesz, że nic, kompletnie nic się tu nie dzieje. Totalna nuuuda. Gdybyś tu była, to chociaż miałabym z kim pójść na zakupy.
- Czemu nie pójdziesz z mamą?
- Żartujesz? Ostatnio oboje są nie do zniesienia. Jak wcześniej kłócili się bez przerwy, tak po złożeniu papierów rozwodowych panuje cisza, rozumiesz? Kompletna cisza. W ogóle się do siebie nie odzywają, a jeśli już, to tylko monosylabami. Wyobrażasz sobie jak wyglądają wspólne obiady, o ile w ogóle się odbywają? Można usłyszeć nawet mój trawiący żołądek, a wiesz, że jest super mega głośny. Jedynie fakt, że zabroniliby mi do ciebie pojechać powstrzymuje mnie od wrzeszczenia na nich.
- Aż tak źle? Próbowałaś z nimi porozmawiać?
Jennifer prychnęła.
- Jasne, że tak. Kiedy już brakło im wymówek, żeby mnie zbyć. O niczym bardziej nie marzę niż o tym, żeby to wszystko się już skończyło. Czuję się intruzem we własnym domu.
- Och, Jenn - westchnęła Rose, czując współczucie do przyjaciółki. - Wiesz, że zawsze jesteś tutaj mile widziana. A zdecydowałaś z kim zamieszkasz po rozwodzie?
- W tej chwili to nie mam ochoty widzieć ani mamy, ani taty, a co dopiero z nimi mieszkać. Dużo o tym myślałam i cała sprawa pewnie tak czy siak potrwa do czerwca, więc na razie skończę ten rok szkolny, a potem będę myśleć. Brałam też pod uwagę opcję, żeby zacząć się samemu utrzymywać, ale mierzę siły na zamiary.
Rose przygryzła wargę, kiedy do głowy przyszedł jej pewien pomysł. A raczej zalążek pomysłu. Nie wiedziała, czy coś z tego wyjdzie, ale na razie wolała nie uświadamiać przyjaciółki, żeby nie narobić jej złudnej nadziei.
Coś jej podpowiadało, że Jennifer robiła dobrą minę do złej gry. Jak obco musiała się czuć we własnym domu, gdzie rodzice traktują się jak nieznajomi? Jenn nigdy nie narzekała, a każdy problem pokonywała z szerokim uśmiechem. Rose obawiała się, że tym razem dziewczyna nie uśmiechnie się tak łatwo.
Poczuła nagły przypływ gniewu do rodziców przyjaciółki. Jak można być tak egoistycznym? Najwyraźniej wplątanie córki w swoje kłótnie to za mało. Musieli jeszcze przestać z nią rozmawiać i traktować jak jakąś cholerną kłodę pod nogami.
- Rose? Rose! Umarłaś tam czy co?
Otrząsnęła się i przycisnęła telefon mocniej do ucha.
- Tak, przepraszam, zamyśliłam się.
Jennifer westchnęła.
- Tak, czyli umarłaś? Co ja z tobą mam, dziewczyno. Muszę kończyć, już dochodzę do domu. Zgadamy się jutro. Kocham cię. Pa.
- Ja ciebie też.
Schowała telefon i odchyliła się na krześle. Czy naprawdę nie mogła mieć chociaż jednego spokojnego dnia? Miała nieodparte wrażenie, że odkąd przyjechała do Nowego Jorku, nie doświadczyła ani chwili wytchnienia.
Spojrzała na Williama, który śmiał się z czegoś, co powiedział Eric. Zatrzymała wzrok na zmrużonych, radosnych oczach i zjechała niżej, na szeroki uśmiech, od którego wokół ust tworzyły się niewielkie zmarszczki.
Uśmiechnęła się do siebie, spuszczając wzrok. Była takim tchórzem. Karmiła swoje niespokojne serce marnymi wymówkami, ale prawda była taka, że po prostu bała się zaangażować. Przerażał ją sam fakt wyznania uczuć Williamowi, a już kompletnie paraliżowało ją na myśl o jego reakcji.
Jak mogłaby mu cokolwiek powiedzieć, wiedząc, że nie czuje tego samego?


*


Następnego dnia Natalie zjawiła się w szkole. Kiedy Rose zobaczyła ją w klasie, natychmiast podeszła do jej ławki.
- Martwiłam się! – wybuchła, nachylając się nad dziewczyną. – Co się stało? Czy to James? - Zauważyła, że na dźwięk imienia chłopaka rudowłosa drgnęła nerwowo. – A więc to o niego chodzi. Co zrobił tym razem?
Ale dziewczyna tylko potrząsnęła głową, odmawiając odpowiedzi.
- Coś ty powiedziała?!
Rose odwróciła się gwałtownie słysząc krzyk i następujący po nim huk. Zobaczyła Pixie, która najwyraźniej uderzyła pięścią w ławkę Chloe, natomiast ta wydawała się zaskoczona zachowaniem brunetki.
Rozejrzała się nerwowo, ale w klasie nie było nikogo innego. Nie chciała, żeby Pixie wpadła w kłopoty.
- Zadałam ci pytanie! – warknęła Pixie, pochylając się nad uczennicą z wściekłością. – A może jesteś głucha?
Chloe szybko odzyskała rezon i teraz uśmiechała się kpiąco.
- Powiedziałam, że nie ma tutaj miejsca dla rudych zdzir.
Natalie jakby skuliła się w sobie, malejąc w ławce.
Pixie bez żadnego ostrzeżenia spoliczkowała Chloe, dysząc ciężko.
Blondynka złapała się za policzek,  po czym spojrzała na brunetkę z zadowolonym uśmiechem.
- Mamy problemy z kontrolą impulsów? – zaszczebiotała, jakby dopiero co nie została uderzona, a na jej twarzy nie widniał wściekle czerwony ślad.
Rose podeszła do Pixie, chwyciła ją za ramię i siłą odciągnęła od Chloe.
- Uspokój się – syknęła jej do ucha. – Chcesz mieć przez nią problemy?
- Słyszałaś co powiedziała o Natalie! – Wyrwała się i ze złością usiadła w swojej ławce, po czym spojrzała na rudowłosą. – A ty co? Pozwolisz się tak obrażać?
Natalie jeszcze bardziej wcisnęła głowę w ramiona, na co Pixie wzniosła oczy ku niebu.
- Nie mogę patrzeć na tę twoją służalczą postawę. – Potrząsnęła głową z irytacją. – Może jeszcze pójdziesz przeprosić Jamesa za to, że cię zdradził?
Usta dziewczyny poruszyły się, ale słowa były zbyt ciche, żeby któraś je usłyszała.
- Co powiedziałaś? – zapytała niepewnie Rose.
- On... – Przyjaciółka spojrzała na nie z bólem w oczach. – On mnie nie zdradził.


5 komentarzy:

  1. Świetny jak zawsze ♥ Powodzenia na sesji :* I z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg, omg, omg, omg, omg, omg, OMGGGGGG!!!!!!!!
    Ach, ta Natalie... kurczęęęęęę, ja chcę, żeby ona była z Jamesem ;-; To urocza para i jak już wszystko się wyjaśniło, powinni wrócić do siebie! Chociaż za jakiś czas... bo pewnie nie od razu, ale mam szczerą nadzieję, że ta dwójka nie zostawi spraw, tak jak są teraz i zawalczy o swój związek. Dokładnie. Tak ma być. xD
    I oczywiście Rose i Willlll <3 Jestem pewna, albo nie, wierzę, że Rose się myli i Will też coś do niej czuje! No kurczę! musi czuć! Nie może być inaczej! Dlaczego to wszystko jest takieee skomplikowaneee? xD
    Najbardziej to ja się obawiam, że wszystko nie skończy się dobrze i nikt nie zostanie parą, i będę cierpieć ;-; Nie pozwolisz, bym cierpiała? ;-;
    Do czerwcu jeszcze daleko, nie jestem cierpliwa, ale poczekam :D Tymczasem powodzenia na sesji! ^_^ <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Wracam po pewnej przerwie, ale już wszystko nadrobiłam oczywiście :)

    No nie no, ja mam nadzieję, że oni jednak do siebie wrócą :D wprawdzie wiem, że cała sytuacja wyszła idiotycznie, głupie nieporozumienie, które urosło do ogromnych rozmiarów i ciężko im tak od razu przejść nad tym do porządku dziennego, mam nadzieję, że stąd takie, a nie inne zakończenie ich rozmowy w tym rozdziale... Po cichu liczę na to, że w niedalekiej przyszłości Natalie i James porozmawiają jeszcze raz normalnie, gdy już emocje trochę opadną, do końca wszystko sobie wyjaśnią, wyznają wzajemnie uczucia, wybaczą sobie i będzie happy end. Bo rozumiem, że tak od razu, to może się nie da, ale po ochłonięciu i przemyśleniu sprawy na pewno :)

    Aczkolwiek Pixie moim zdaniem trochę przesadziła z Chloe :D

    Czekam na kolejny rozdział i życzę powodzenia na sesji, a w wolnej chwili zapraszam też do siebie na nowy tekst :)

    http://sentymentalna-bzdura.blogspot.com/

    Całuję!
    Elle

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny, kiedy następny? 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział jest prawie gotowy, powinien pojawić się zaniedługo :)

      Usuń

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X