Jednak rozdział napisał się wcześniej niż sądziłam. Nawet nie wiecie, jakiego zastrzyku weny dostałam w ten weekend! Ten i kolejny rozdział stworzył się praktycznie sam, dawno tak się nie cieszyłam. Kolejną aktualizację zapowiadam na 24 grudnia, wtedy złożę wam swoje super życzenia i poproszę o jakieś pomyślne w zamian :) I trzymajcie za mnie kciuki na próbnych maturach w tygodniu! Ostatnia sprawa - jak widać, zmieniłam wystrój bloga. Powinno być klimatycznie bo zima, bo święta, bla bla, ale ten szablon mnie urzekł. Muszę jedynie dopracować parę szczegółów, bo mam z niektórymi rzeczami problem, a potem będzie idealnie. Zostawiajcie opinie w komentarzach.
A teraz, bez przedłużania!
Smacznego! Możecie zostawić po sobie jakieś miłe okruszki :)
***
- A
więc rozmawiałaś z Jamesem – stwierdziła tryumfująco Pixie.
Po
lekcjach udały się do pobliskiego parku i usiadły na zimnej drewnianej ławce.
Chciały tylko porozmawiać o sobocie bez chłopców, więc nie miały zamiaru spędzać
całego dnia na zewnątrz przy tak okrutnej pogodzie.
Rose
wystawiła nogi przed siebie i wpatrywała się w czubki butów. Oczywiście
przysłuchiwała się wszystkiemu, ale sama powstrzymywała od mówienia. Nie była w
nastroju po spotkaniu z Davisem, którego słowa wciąż tłukły się po jej głowie.
- Nie
wiem, czy można to nazwać rozmową – Natalie skrzywiła się, wyciągając
czerwonego lizaka z ust. – Prawie na niego zwymiotowałam.
- Co
zrobiłaś?! – wykrzyknęła brunetka, patrząc na rudowłosą z niedowierzaniem.
- Tak
wyszło. – Natalie wzruszyła ramionami. – Naprawdę chciałam wszystko wyjaśnić,
ale nie dałam rady. Przepraszam. – Zaczęła zapamiętale ssać wiśniową kulkę,
odwracając wzrok.
Pixie
westchnęła.
-
Przynajmniej się starałaś. Może teraz da ci spokój i nie będzie tak irytował
Daniela. – Szturchnęła Rose palcem. – A ty? Czego chciał od ciebie Davies? Co
robiliście w sobotę razem? Teraz jestem ciekawa! – Klasnęła w dłonie.
- Po
prostu rozmawialiśmy, ale był tak pijany, że zasnął w samochodzie –
poinformowała przyjaciółki, pomijając kwestię pocałunku. Po co mówić o czymś,
co nie ma żadnego wpływu na jej relację z Williamem? – A dzisiaj nic ciekawego,
naprawdę.
- Coś
kręcisz, nowa. – Brunetka wpatrywała się w nią z troską, a Natalie przytaknęła
skinieniem głowy. – I chociaż mam ochotę wyciągnąć to z ciebie siłą, poczekam.
-
Pamiętaj, że zawsze możesz nam wszystko powiedzieć – zapewniła ją rudowłosa z
lekkim uśmiechem.
W tym
momencie Rose chciała powiedzieć im bardzo wiele, ale dziwny ucisk w klatce
piersiowej znacząco jej w tym przeszkadzał.
Nadeszła
środa, a więc dzień jej pracy w kawiarni. W środku tygodnia klientów nie było
zbyt wiele, dlatego przez większość czasu żartowała z Melanie. Obok nich
siedziała Elizabeth, która jedynie co jakiś czas chichotała cichutko, zakrywając
usta drobną dłonią.
Nagły
dźwięk potrąconego dzwoneczka przy drzwiach oznajmił przybycie klienta. Na
zewnątrz powoli zapadał mrok, więc ruch mógł się trochę zwiększyć.
- Ja
się tym zajmę – zaoferowała się Rose, coraz pewniej czując się w swojej roli.
Posyłając ostatnie uśmiechy w stronę dziewcząt, pchnęła obrotowe drzwi, aby
znaleźć się we właściwej części kawiarni. – Witamy pana w… - urwała, widząc
znajomą twarz.
Patrzyła
prosto na wielbiciela Amelii, który uśmiechał się do niej szeroko, chowając
ręce w kieszeniach czarnej skórzanej kurtki.
Odchrząknęła.
-
Witamy pana w naszej kawiarni – dokończyła uprzejmie, kłaniając się nisko. –
Proszę za mną.
Zaprowadziła
mężczyznę do stolika i położyła przed nim Menu.
- Za
kilka minut wrócę po pańskie zamówienie – oznajmiła z uśmiechem, chociaż ręce
pociły jej się ze zdenerwowania. Nie spodziewała się, że prześladowca Amelii
się tu zjawi. Była pewna, że po odrzuconych oświadczynach nie przyjdzie do
kawiarni przez długi czas.
- Nie
trzeba, już wybrałem – zatrzymał ją, uśmiechając się. W jego policzkach
pokazały się dołeczki, które od razu przypomniały jej Williama.
Potrząsnęła
głową, doprowadzając się do porządku. To przez to, że przez ostatnie dni często
o nim myślała. Domniemany Ash nie miał nic wspólnego z Daviesem, nic a nic.
-
Słucham? – Przygotowała notes i długopis.
-
Czarną kawę. – Zerknął na nią z tajemniczym wyrazem twarzy. – Pewnie nie mam
szans zobaczyć się z szefową?
Opuściła
notes i przygryzła wargę.
-
Niestety pani Amelii dzisiaj nie ma – rzuciła w końcu, posyłając mu
przepraszający uśmiech. Była to prawda i w pewnym sensie czuła ulgę, że kobieta
akurat dzisiaj jechała zająć się sprawami w urzędzie. – Za kilka minut podam
pańskie zamówienie.
Skłoniła
się lekko, po czym szybko ulotniła na zaplecze.
-
Czarna kawa – wymamrotała do stojącej nieopodal Melanie. – To ten Ash.
-
Znowu? – Dziewczyna zmarszczyła czoło, zdezorientowana. – Szybko się chłopak
pozbierał.
-
Może zadzwonić do pani Amelii? – pisnęła Elizabeth, przygryzając dolną wargę.
Rose
zamyśliła się, rozważając ten pomysł.
-
Nie, nie ma sensu jej martwić. Jeśli długo nie będzie wracała, to może sobie
pójdzie.
Po
kilku minutach odebrała od Melanie filiżankę kawy, którą postawiła na srebrnej
tacy obok cukiernicy.
- Życzcie
mi powodzenia. – Wywróciła oczami, kierując się w stronę drzwi.
-
Bądź przeurocza, to może przerzuci się na ciebie – poradziła z powagą Melanie,
czochrając włosy Elizabeth, która próbowała znaleźć jakąkolwiek drogę ucieczki
od nachalnej dłoni.
Rose
śmiała się ze słów koleżanki jeszcze w drodze do stolika klienta. Jednak szybko
przestała, kiedy Ash odwrócił się na swoim krześle i wbił w nią badawczy wzrok.
Poczuła się nieswojo, taca zadrżała w jej rękach.
-
Proszę, oto pańskie zamówienie – powiedziała cicho.
Przytrzymała
chyboczącą się filiżankę, kładąc spodek na stoliku i uporczywie wpatrując się w
ciemny płyn.
- Jak
się nazywasz?
Pytanie
tak ją zaskoczyło, że przez chwilę miała ochotę po prostu uciec. Ostatecznie
zebrała się na uprzejmy uśmiech.
- Rose.
- A
nazwisko?
Teraz
się przestraszyła. Jego stanowczy wzrok wwiercał się w nią, nie pozwalając na
racjonalnie myślenie.
- Nie
mogę podać takich danych. – Skłoniła się. – Gdyby pan czegoś potrzebował,
proszę tylko dać znak.
Ulotniła
się z prędkością światła, odprowadzana tajemniczym wzrokiem. Jeśli żart Melanie
okaże się prawdą, potwierdzi się przypuszczenie, że ostatnio nad jej życiem
ciąży jakieś nieszczęśliwe fatum.
Przygryzła
wargę, ściskając brzeg tacy aż zbielały jej palce.
Kolejny
dni pracy sprawiły, że nie opuszczało jej uczucie niepokoju. Ciągle czuła na
sobie wzrok Asha, który przesiadywał w kawiarni nawet kilka godzin. Nikomu nie
powiedziała o swoich obawach, Melanie i Elizabeth były przekonane, że mężczyzna
znowu prześladuje Amelie. Kobieta ostatnio bardzo rzadko się pojawiała z powodu
natłoku pilnych spraw. To dlatego miała pewność, że Ash przychodził tutaj tylko
ze względu na nią. Z tego powodu nawet nie myślała o Williamie, dla którego
jeszcze niedawno zarezerwowała osobną część umysłu.
- Już
tu jesteś?
Drgnęła,
myśląc, że pytanie skierowane jest do niej. Dyskretnie zerknęła w stronę Asha,
który rozmawiał przez telefon, stukając widelczykiem w stół.
-
Możesz wejść, chciałbym jeszcze trochę posiedzieć.
Starła
plamę soku z krzesła, wmawiając sobie, że wcale nie podsłuchuje. Jej alter-ego
natomiast całkiem otwarcie nadstawiało uszu, zmieniając wyraz twarzy na iście
diabelski.
Nigdy
by się do tego nie przyznała, ale zżerała ją ciekawość kto miał dołączyć do
mężczyzny. Dlatego zakręciła się przy drzwiach, które po kilkunastu sekundach
otworzyły się, wpuszczając do środka chłodny podmuch wiatru.
Natychmiast
pochyliła głowę, nie chcąc od razu pokazywać swojej twarzy.
-
Witamy pana w naszej kawiarni – zaczęła i dyskretnie zerknęła w górę. – Co ty
tu robisz? – Jej uprzejmy głos przeszedł w syk, wyprostowała się sztywno,
obrzucając chłopaka pełnym niechęci spojrzeniem.
Davies
patrzył na nią z mieszaniną zaskoczenia i rozbawienia na twarzy.
- To
tak traktuje się tutaj klientów? – Uniósł brew, przeczesując włosy dłonią.
- Nie
jesteś żadnym klientem. – Prychnęła z wyższością.
-
Założymy się?
Zaczął
szukać czegoś wzrokiem, po czym nonszalancko pomachał ręką. Rose podążyła za
nim aż jej oczy zatrzymały się na Ashu, który uśmiechał się ironicznie do
Williama.
-
Mówiłem ci o moim wujku, prawda? – Mrugnął do niej i ruszył w stronę stolika.
Chcąc
nie chcąc Rose dreptała za nim, wciąż otrząsając się z szoku. Nie pamiętała,
żeby Davies mówił jej cokolwiek o wujku przesiadującym w kawiarni z
pokojówkami, ale możliwe, że po prostu go nie słuchała.
Nagle
ją olśniło.
-
Mówiłeś o tym owłosionym wujku, który przychodził pooglądać kelnerki? –
zapytała.
William
zatrzymał się niespodziewanie, a Rose odbiła się od jego pleców. Złapał jej
nadgarstek, ratując od upadku. Skrzywiła się.
-
Mogłabyś przestać mylić swoje interesujące wyobrażenia od rzeczywistości –
stwierdził, wywracając oczami.
Dziewczyna
zakryła usta dłonią, rumieniąc się.
- Och
– wyrwało jej się.
Chłopak
potrząsnął głową zrezygnowany i kontynuował wędrówkę do Asha. Do Rose dotarło,
że był to wujek kogoś, kogo nie cierpiała, a kto pocałował ją tydzień temu.
Rodzina Daviesa była równie pokręcona jak on sam. Co nie wyjaśniało, dlaczego
Ash tak uważnie ją obserwował.
Stanęła
przy stoliku, czekając aż William łaskawie zajmie swoje miejsce. W tym momencie
dotarło do niej, dlaczego Ash tak przypominał Daviesa. Patrząc na nich, można
było dostrzec śladowe ilości podobieństwa, ale na pewno łączyły ich dołeczki w
policzkach. Ich rodzina naprawdę musiała być urodziwa. Niektórzy to mają
szczęście w życiu, pomyślała ze smutkiem.
- Co
chcesz? – Stukała niecierpliwie końcówką długopisu w notes. – Kawę czarną jak
twoja dusza? – rzuciła z powagą, napawając się zdezorientowanym wyrazem twarzy
Asha.
- Tak
dobrze mnie znasz – odparł William z uśmiechem, ścierając zadowolenie z jej
twarzy.
-
Zaraz wracam.
Odwróciła
się na pięcie i mrucząc pod nosem niezbyt wyszukane epitety udała się na
zaplecze.
Oparła
się o ścianę, przeklinając los. Jak to możliwe, że Ash jest wujkiem akurat
Daviesa? Poza tym, co to ma znaczyć, że osiemnastolatek ma tak młodego i tak
przystojnego wujka? Gdzie sprawiedliwość na tym świecie?
Czy
to oznaczało kolejne komplikacje? Między nimi wydarzyło się już tyle rzeczy, że
Rose nie wiedziała co myśleć. Pytań w jej głowie przybywało, a każdą odpowiedź
zastępowało kolejne pytanie. Czuła, że może wybuchnąć w każdej chwili.
Poprosiła
Melanie, aby zaniosła zamówioną kawę, a sama zarzuciła kurtkę na ramiona i
wyszła na zewnątrz tylnymi drzwiami. Gwałtownie wciągnęła potężny haust zimnego
powietrza, pozwalając uspokoić się swojemu sercu.
- I
co teraz? – Przygryzła płytkę paznokcia, marszcząc czoło. Co ma powiedzieć
Amelii, dziewczynom? A co ważniejsze, znowu Davies wplątał się w jej życie. Nie
rozmawiała z nim od momentu, gdy dowiedziała się, że nie pamięta ich pocałunku.
Powoli zaczynała się do tego przyzwyczajać, a on znowu wkroczył w jej
codzienność. Chociaż wkroczył to zbyt
delikatne słowo.
Czasami
zastanawiała się, czy jej życiem nie kieruje jakaś mroczna siła, która wrzuca
ją w te wszystkie wydarzenia.
Po
powrocie, Rose wychyliła czubek głowy przez obrotowe drzwi i dostrzegła, że
stolik, gdzie siedział William i Ash jest pusty, a Elizabeth właśnie zabiera z
niego puste filiżanki. Wypuściła z ulgą powietrze, jej ściśnięte wnętrzności
rozluźniły się i pozwoliły w końcu normalnie pracować.
- Mam
dla ciebie niespodziankę. – Takimi słowami powitał ją tata, kiedy wróciła ze
szkoły w piątek. Spojrzała na niego wymownie. Doskonale wiedziała, że jego
niespodzianki wcale nie musiały być przyjemnym doświadczeniem. Idealnym przykładem
był dzień sprzed trzech lat, kiedy niespodzianką było przemalowanie jej pokoju
na różowo, z powodu przekonania ojca, że zmiana dobrze na nią wpłynie. Nie
byłoby to jeszcze tak przerażające, gdyby nie fakt, że różowy to jej najmniej
ulubiony kolor, nie wspominając o tym jego odcieniu, od którego mieniło się
przed oczami.
-
Wiem o czym myślisz! – Mimo pewnego głosu jego czubki uszu zaczerwieniły się. –
Ale tym razem ci się spodoba, obiecuję. Jest w twoim pokoju.
Popchnął
ją lekko, uśmiechając się zachęcająco. Ostatni raz zmrużyła oczy podejrzliwie,
po czym zaczęła wspinać się po stopniach. Dotarła do drzwi i otworzyła je
ostrożnie.
Przy
oknie, tyłem do niej stał ktoś, kogo nie sposób było pomylić dzięki kręconym,
długim do pasa włosom w kolorze pszenicy.
Odwróciła
się zaskoczona, słysząc skrzypnięcie drzwi. Jej oczy były zaczerwienione, a
mokre od łez policzki otarła szybkimi ruchami dłoni.
-
Jenn! – zawołała Rose, patrząc z niedowierzaniem na przyjaciółkę.
-
Cześć, Rosie. – Dziewczyna uśmiechnęła się. – Stęskniłam się za tobą.
O kurczę! *o* Myślałam, że mi się przewidział nowy rozdział, ale tak zamrugałam kilkakrotnie oczami i patrzę, a rozdział XIX nadal pozostawał na ekranie! Jeeej, tak mi umiliłaś wczoraj dzień (a był naprawdę koszmarny ;-;).
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak dobrze Ci się pisało. :) Ale mam wrażenie (może to mylne wrażenie, bo tak bardzo kocham to opowiadanie), że ten rozdział był króciuteńki. Ledwo zaczęłam czytać, a tu nagle nie ma dalszej części ;o I było tak mało Daviesa... To takie smutne. Uwielbiam tego chłopaka w takim samym stopniu jak mnie irytuje xd Jeeej, jeszcze chwila, a zacznę myśleć jak Rose ;p
Czemu, ach, czemu Will nie pamięta ich pocałunku?! Weź zrób jakoś, żeby sobie przypomniał! ;p Albo spraw, żeby znów się całowali :D Choćby przez przypadek :D Rozumiesz, trafią na jakąś imprezę (albo coś), będzie ciemno, obydwoje zaczną sobie tańczyć i tak jakoś wyjdzie, że skończą na pocałunku :D Musisz przyznać, to świetny plan :D
Ojeeeej, czyżby coś się stało Jennifer? ;( Ach, tak przeklęta ludzka ciekawość... ;p
Hahaha, nad Rose naprawdę ciąży nieszczęśliwe fatum xD Jeszcze trochę, a się okaże, że panna Parker jest postacią tragiczną! Mówię Ci, za niedługo będę mogła napisać Ci całą argumentację udowadniającą moją tezę! ;p
Nie no, tak trochę nabijam się z matur, a Ty przecież piszesz próbne ;o Ja mam jeszcze do nich trochę czasu... Powodzenia życzę ;)
I wygląd bloga boski! (nie to że tamten był niedobry xd). Ale ten faktycznie ma coś w sobie. W sumie pasuje do Twojego opowiadania, przynajmniej według mnie :)
Echhh, dobraaa... Dobrze, że w ogóle znalazłam wolną chwilę na napisanie komentarza, a powinnam przypominać sobie fabułę "Mistrza i Małgorzaty" ;o Tyle że to opowiadanie jednak bardziej mnie zaciekawiło niż ta lektura ;p
Czekam! xoxo
P.S. Mam nadzieję, że rozumiesz coś z tego bez składnego komentarza :D
Ahh taki wspaniały ten rozdział...tak naprawdę bardzo polubiłam Asha, ciężko powiedzieć dlaczego =) Zastanawiam się co Jenn wniesie do tej całej sprawy między Rose a Daviesem, a może nic...jejku tak ciężko przewidzieć co będzie dalej :3 naprawdę rodział jest cudowny, taki według mnie, pozytywny :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, życzę weny i czekam :) wiem że warto
Zapewne wiesz jakie to uczucie, gdy skończy się czytać naprawdę świetną książkę. Czuję się tak samo, od kiedy zobaczyłam, że nie ma następnego rozdziału. :c Dużo weny i czekam niecierpliwie na następny. :) <3
OdpowiedzUsuń~slither
No i co dalej ech nie znoszę niedokończonych historii
OdpowiedzUsuńZaglądam co prę dni mam nadzieję że wena nie padła i cosik się pojawi niedługo:-)
OdpowiedzUsuń