4.4.15

Rozdział XXVI "Zakończenie"

I kolejny rozdział, siup! Ten jest trochę spokojniejszy, pojawiło się więcej bohaterów, ale za to mamy wstęp do bardziej dynamicznej akcji :) Kolejna aktualizacja powinna się pojawić do końca kwietnia, to mogę wam obiecać.
Dziękuję za wszystkie komentarze, jesteście kochani, naprawdę. Doceniam każde słowo, jakie tutaj zostawiacie.
A z okazji nadchodzących świąt, życzę wam wszystkiego najlepszego, dużo wytrwałości, uśmiechu i zadowolenia z życia. I determinacji w dążeniu do spełniania marzeń! Bo przecież czym byłoby nasze życie, gdybyśmy nie mogli marzyć?
Enjoy!




***


Następnego dnia zadzwoniła do wszystkich, żeby poinformować o swoim powrocie, oraz obiecała Natalie, że na pewno przyjdzie do niej na sylwestra. Zaniepokoił ją jedynie ton głosu Pixie, która wydawała się być czymś zmartwiona. Czyżby pod nieobecność Rose wydarzyło się coś ważnego? Będzie musiała porozmawiać z dziewczyną w wolnej chwili.
Kiedy jadła śniadanie, taty już nie było. Poprzedniego wieczoru zastała go, śpiącego na kanapie. Na stoliku stało pudełko, którego zawartość leżała obok. Kątem oka dostrzegając pożółkłe koperty, Rose domyśliła się, że były to listy. Jeden z nich tata ściskał w ręce, pochrapując cicho.
Spojrzała z rozczuleniem na ojca. Nie potrafiła być na niego zła, tak jak chciała. On też cierpiał, a ukrywanie przed nią tylu rzeczy musiało być trudne. Zawsze myślał o niej, troszczył się o nią, kiedy najbardziej tego potrzebowała.
Ostrożnie wyjęła kopertę z jego dłoni, po czym odłożył ją na stos innych. Wzięła koc z oparcia kanapy i okryła tatę, który nawet nie drgnął, pogrążony w głębokim śnie.
Wspominanie wczorajszego dnia przerwał jej dźwięk telefonu. Zerknęła na wyświetlacz.
- Rose! – wykrzyknęła Amelia, kiedy dziewczyna odebrała. – Potrzebuję cię dzisiaj! – Była zdyszana. – Dwóch naszych kelnerów, którzy mieli dzisiaj obsługiwać, złapało jakiegoś wirusa i nie są w stanie wyjść z łóżka. Dzwoniłam już do Lizzy i Melanie, ale żadnej nie ma aktualnie w mieście.
Ostatnią rzeczą, na którą miała teraz ochotę Rose była praca, ale nie mogła odmówić. Amelia wydawała się być w rozpaczy.
- Nie ma sprawy – powiedziała Rose, dopijając ostatni łyk kawy. – Już się zbieram.
- Dasz sobie radę sama? Nie sądzę, żeby było dzisiaj mnóstwo klientów, ale…
- Na pewno sobie poradzę.
- Dzięki, Rose. Ratujesz mi życie! – Kobieta odetchnęła. – Widzimy się na miejscu!

Rose dotarła do kawiarni najszybciej jak się dało, biorąc pod uwagę  ruch, jaki panował, kiedy wszyscy wracali do pracy po świętach. Podróże, wypełnionym po brzegi autobusem były naprawdę męczące.
Amelia powitała ją szybkim uściskiem.
- Wybacz, że wyciągnęłam cię tak od razu po świętach, ale to sytuacja kryzysowa – powiedziała, pośpiesznie zakładając płaszcz. – Nie powinno być dużego ruchu, skoro to pierwszy dzień pracy po wolnych dniach, więc myślę, że dasz radę. – Owinęła szal wokół szyi i przejrzała się w lustrze, wiszącym obok szafek w szatni. – Powodzenia!
Wybiegła, prawie przewracając się o miotłę stojącą koło drzwi. Rose parsknęła śmiechem i kręcąc głową z rozbawieniem, zaczęła się przebierać.
Noszenie stroju pokojówki weszło jej w nawyk. Teraz wszystko robiła automatycznie i nawet nie męczyła się z zawiązywaniem białej kokardy na plecach, co było ogromnym problemem na początku.
Praca w kawiarni była najlepszym, co spotkało Rose w Nowym Jorku. Czuła się, jakby spędzała czas z przyjaciółmi. Atmosfera była luźna, nikt nikogo nie pospieszał, bo każdy wiedział, co należało do jego obowiązków. Wcześniej by tego nie przyznała, ale Amelia prawdopodobnie ostrożnie dobierała swoich pracowników oraz ustalała ich zmiany.
Kiedy spotkała ją po raz pierwszy, Rose myślała, że to kobieta lekkomyślna, lekko nieodpowiedzialna, a wokół niej panuje chaos. Jednak teraz z łatwością potrafiła dostrzec, jak oddana Amelia była dla tego miejsca. Wyrozumiała dla pracowników, obmyślała kolejne atrakcje, które miały przyciągnąć nowych klientów. Dbała, żeby ich stroje były czyste, a każdą ich naprawę pokrywała z dochodów kawiarni. Rose miała okazję zobaczyć, jak bezwzględnie jej szefowa traktowała klientów, którzy próbowali robić awantury albo przychodzili do kawiarni pod wpływem alkoholu. Praca tutaj spełniła wszystkie oczekiwania dziewczyny, chociaż nigdy nie spodziewała się, że polubi kelnerowanie w stroju pokojówki.
Gotowa do działania, ruszyła w kierunku części dla klientów, po drodze zaglądając do kuchni, gdzie przywitała się z Garretem, który już tworzył swoje pierwsze dzieła sztuki.
Przez pierwsze pół godziny siedziała za ladą, nudząc się okropnie. Amelia miała rację, dzisiaj nie będzie dużego ruchu.
Poderwała się z krzesła, słysząc cichy dźwięk dzwoneczka nad drzwiami. Spojrzała na pierwszego klienta z uśmiechem, który od razu zbladł, kiedy zobaczyła Asha. Na szczęście, tym razem był sam i nie musiała znosić towarzystwa Daviesa. Nie była pewna, czy dałaby radę spojrzeć mu w oczy.
Podeszła do mężczyzny i skłoniła się lekko.
- Zaprowadzę pana do stolika – powiedziała cicho, ruszając w stronę miejsca, które zawsze zajmował.
- Nie ma jej dzisiaj? – rzucił do jej pleców.
Oboje wiedzieli, o kogo mu chodziło.
- Jakaś sytuacja kryzysowa – odparła, zatrzymując się przy stoliku. – Co podać?
- Czarną, mocną kawę – mruknął, siadając na krześle. – Bardzo mocną.
- Oczywiście, zaraz przyniosę.
Wróciła na zaplecze, zastanawiając się nad czymś. Dopiero co skończyły się święta! Dlaczego wszyscy chodzą tacy nieszczęśliwi?
Stanęła przy ekspresie i zaczęła robić kawę dla Asha. Na jego miejscu prawdopodobnie już dawno by się poddała. Dwukrotnie doświadczyć odrzucenia oświadczyn? Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Wiedziała, że Amelia ma swoje powody, żeby wciąż go odpychać, ale nie rozumiała Asha. Przychodzi tu prawie codziennie, chociaż jego szanse na spotkanie albo porozmawianie z Amelią są praktycznie zerowe.
Wzdychając nad beznadziejnością miłości, postawiła filiżankę z kawą obok cukiernicy i ruszyła z tacą do stolika Asha.
- Nie ma szans, żebym się z nią dzisiaj spotkał? – zapytał mężczyzna, wrzucając kostkę cukru do czarnego płynu, który zakołysał się w filiżance.
Miała dość.
Rozejrzała się ostrożnie po kawiarni, po czym usiadła na przeciwko niego, kładąc tacę na stoliku z głośnym trzaskiem.
- Czemu z nią nie porozmawiasz? – rzuciła z irytacją.
Ash spoglądał na nią z figlarnym uśmiechem.
- Nie wiedziałem, że Will ma takie zadziorne znajome – stwierdził. – Odpowiadając na twoje pytanie, Amelia po prostu nie chce ze mną rozmawiać. Uważa mnie za jakiegoś prześladowcę. – Roześmiał się.
- A nie jesteś nim? – Zlustrowała go sceptycznym spojrzeniem. – Jeśli nie chce rozmawiać, zmuś ją do tego.
- Dziecko, to nie jest takie proste. Ona i ja jesteśmy dorośli, nie mogę jej do niczego zmusić.
- Więc teraz jestem dzieckiem? – Zaplotła ręce na piersi. – To nie ja spędzam tutaj swoje życie, obserwując ukochaną i nawet nie próbując z nią porozmawiać.
- Trochę mnie zniechęciło odrzucenie oświadczyn. – Uśmiechnął się mrocznie. – Dwukrotne.
- Naprawdę myślisz, że jakaś kobieta zaakceptowałaby oświadczyny człowieka, którego kompletnie nie zna? – zapytała z niedowierzaniem. – Jesteś tak beznadziejny jak William.
- A ty całkiem odważna jak na kelnerkę. – Uniósł brew, czym bardzo przypominał jej Daviesa. – Skoro tak chętnie doradzasz innym, to czemu sama nie powiesz Willowi, że go lubisz?
Rose zaniemówiła.
- C-Co? – wydukała w końcu. – Wcale go nie lubię! – wykrzyknęła oburzona.
Jak to możliwe? Czy to aż tak widać? Niemożliwe, w takim wypadku Davies już by się zorientował.
Ash roześmiał się w głos.
- Szkoda, że nie możesz zobaczyć teraz swojej twarzy. – Patrzył na nią z rozbawieniem. – Wiesz, im bardziej starasz się to ukryć, tym gorzej.
- Nie wiem, o czym mówisz – mruknęła, odwracając wzrok. – Ale ładnie zmieniasz temat – dodała, podnosząc się z krzesła.
- Spokojnie, twój sekret jest ze mną bezpieczny. – Puścił jej oko.
Powstrzymywała się od zadania ciosu. Niedobrze, ostatnio stała się bardziej agresywna.
- Porozmawiaj z Amelią – poradziła, zabierając tacę ze stolika. – Tylko na poważnie, bez żadnych oświadczyn, czy innych poważnych deklaracji.
- Więc od dzisiaj jesteś moją wróżką dobrą radą? – rzucił, kiedy ruszyła w stronę zaplecza.
Zaśmiała się, odwracając głowę.
- Ktoś oskarżył mnie o bycie egoistką – prychnęła. – Chyba muszę udowodnić, że wcale nią nie jestem, co?
Ash odpowiedział jej kolejnym rozbawionym spojrzeniem.


Przez kolejne dni Rose nie przyszła do klubu ani razu, co nie powstrzymało kolejnych koszmarów. Prawdopodobnie była to wina stresu, odkąd całe dnie gryzła się sprawą z Williamem. Bała się, że chłopak zrobi coś niepotrzebnego, wykorzysta to, co mu wyznała. Poza tym nie chciała się z nim spotkać; jeśli teraz pojawi się w klubie, to chłopak będzie znał powód.
W dodatku ta rozmowa z Ashem w kawiarni. Mężczyzna był ostatnią osobą, która powinna wiedzieć o jej uczuciach. Mogło mu się coś niechcący wymsknąć, a wtedy Rose była skończona. Dziewczyna modliła się, żeby Ash skupił się na Amelii, jak mu radziła, a ją samą zostawił w spokoju.
- Rose, pospiesz się! – Z rozmyślań wyrwał ją głos taty, stojącego pod drzwiami łazienki. – Ja też muszę skorzystać!
Wypluła pastę do zębów z buzi i przepłukała usta wodą, odkładając szczoteczkę na miejsce.
- Już wychodzę! – odkrzyknęła, wycierając wilgotną twarz ręcznikiem.
Spojrzała w lustro i naprawdę zlękła się własnego odbicia. Najbardziej rzucały się w oczy ciemne sińce, spowodowane brakiem snu. Pobladła cera i wystające kości policzkowe tylko dopełniały wyglądu jakiejś strasznej topielicy.
Pośpiesznie nałożyła makijaż, skupiając się na zakryciu podkrążonych oczu. Nie zamierzała pokazać wszystkim, jak okropnie wyglądała.
Wyszła z łazienki, natykając się na tatę, stojącego obok drzwi.
- No, wreszcie – mruknął. – Ileż można tam siedzieć?
- Jestem dziewczyną, tato. – Uniosła brwi. – Naprawdę chcesz, żebym odpowiedziała ci na to pytanie?
Nim zdążyła uśmiechnąć się złowieszczo, ojciec wpadł do łazienki i zatrzasnął za sobą drzwi.
Pokręciła głową z politowaniem. Niezmiernie łatwo było go podpuścić.
Co miała dzisiaj robić? Powinna odrobić zadania do szkoły. Jednak następny dzień spędzony z powtórkami seriali i niezdrowym jedzeniem brzmiał niezwykle kusząco.
Od tego jakże przerażającego dylematu wybawił ją tata, który oznajmił (kiedy już wyszedł z łazienki, co trwało dłużej niż można było się spodziewać), że musi jechać z nim na zakupy do centrum, skoro w sobotę  nie pracuje, a lodówka świeci pustkami. Nie mogła się z nim nie zgodzić, szczególnie jeśli dzisiaj wykorzystała ostatnie dwa jajka na śniadanie.
W ten sposób godzinę później prowadziła wózek alejami ogromnego supermarketu, który przytłoczył ją ilością produktów. Co prawda, w jej rodzinnych stronach był niewielki market, ale nikt nie zastanawiał się, którą z dwudziestu rodzajów past do zębów wybrać. Wtedy były tylko trzy, w tym jedna dla dzieci.
Tata gdzieś zniknął, lecz dzięki temu Rose mogła spokojnie przejrzeć listę zakupów, którą zrobiła w domu. Dla ojca zadanie to było zdecydowanie zbyt trudne, ale dziewczyna zajmowała się tym odkąd pamiętała, więc nie miała żadnego problemu. Podejrzewała, że to mama zawsze zajmowała się zakupami.
Zaginiony odnalazł się, gdy wjechała w aleje ze słodyczami. W skupieniu oglądał półki.
- Mógłbyś chociaż mówić, że idziesz, a nie znikać – mruknęła Rose, stając obok niego. – Czego szukasz?
- Tych świetnych cukierków, które zawsze przynosiłaś do domu, kiedy szłaś na zakupy – odparł, marszcząc czoło.
Dziewczyna spojrzała na niego z zaskoczeniem.
- Ale przecież to nie były cukierki ze sklepu – powiedziała z rozbawieniem. – To mama Susan, tej chorowitej dziewczyny z mojej szkoły, dawała mi je przy kasie. Chyba nawet były jej roboty. – Zastanowiła się. – Nigdy ci o tym nie mówiłam?
- Rose – jęknął tata z wyrzutem. – Nie mówiłaś! Czyli nie zjem tych cukierków, dopóki znowu nie pojedziemy do babci?
- Mogę poprosić Jennifer, żeby wysłała je paczką. – Zachichotała.
- Zrobisz to?! – Chwycił ją za ramiona, z błaganiem w oczach.
To miał być żart, tato.
- Jasne, mogę spróbować. – Wzruszyła ramionami. – Nie wierzę, że tak się przejmujesz głupimi cukierkami – dodała, spoglądając na niego wymownie.
- Nie zrozumiesz biednego, samotnego człowieka. – Tata pociągnął nosem.
- Chyba nawet nie chcę. – Pokręciła głową. – Chodźmy dalej, bo nigdy nie skończymy tych zakupów.
Ojciec przejął od niej wózek i ramię w ramię ruszyli w stronę stoiska z warzywami.
- Nie mówiłaś mi, co będziesz robić w Sylwestra – zaczął tata. – To już w poniedziałek.
- Rzeczywiście, zupełnie wypadło mi z głowy. – Chociaż Rose wcale nie miała ochoty na imprezy, obiecała Natalie. – Koleżanka zaprosiła nas do siebie, więc idziemy całą paczką.
- Ktoś was zawiezie i przywiezie z powrotem?
- Pixie poprosiła mamę, żeby nas zawiozła. A zostajemy tam na noc.
Tata spojrzał na nią uważnie.
- Wiem, że też kiedyś byłem w waszym wieku, ale bądźcie odpowiedzialni, dobra?
Rose wywróciła oczami.
- Jasne, tato. To grupa naprawdę świetnych, porządnych ludzi. Nigdy nie zrobilibyśmy czegoś głupiego.
- Pamiętaj, że ci ufam. – Uniósł palec wskazująco. – Ale jeśli coś narobisz, to pożałujesz.
Roześmiała się, dziękując tacie, że nieświadomie poprawił jej humor.
- Nie potrafisz być straszny – oznajmiła, wyprzedzając go i podchodząc do kosza z jabłkami.
Mężczyzna pośpieszył za nią.
- Czekaj, Rose! – zawołał z oburzeniem. – Co ma znaczyć, że nie jestem straszny?!

Weekend minął zdecydowanie zbyt szybko. Pracowała w kawiarni, tym razem już z Elizabeth i Melanie. Obserwowała Amelie, aby jakoś dowiedzieć się, czy Ash już z nią rozmawiał, ponieważ nie pojawił się ani razu. Niestety, kobieta zachowywała się tak jak zwykle, więc Rose założyła, że mężczyzna jednak nie wziął jej rady do serca.
W sobotę ustaliła wszystko z resztą przyjaciół. Mama Pixie miała po nią przyjechać wieczorem i razem z Pixie, Michaelem i Simonem dostarczyć pod dom Natalie. Daniel poinformował, że będzie wcześniej, żeby pomóc dziewczynie w przygotowaniach. Rose i Pixie też chciały, ale rudowłosa zdecydowanie odmówiła, mówiąc, że obrazi się na nie, jeśli to zrobią.
Rose spojrzała na tatę, który męczył się z krawatem przed lustrem.
- Więc jednak idziesz na tę imprezę dla pracowników?
Sama była już gotowa. Ubrała prostą, obcisłą, czarną sukienkę przed kolano, a włosy spięła w coś, co miało przypominać artystyczny nieład, a w rzeczywistości wyglądało raczej na ptasie gniazdo.
- Nie będę przecież siedział sam w domu. – Rzucił krawatowi zirytowanie spojrzenie.
Dziewczyna wzniosła oczy ku niebu.
- Pokaż to. – Stanęła przed mężczyzną i zaczęła przewiązywać krawat.
- Mama zawsze to za mnie robiła – powiedział tata nagle, unosząc głowę, kiedy rozwiązywała supły, jakie zrobił.
Rose jedynie uśmiechnęła się smutno.
- Dlatego teraz ja musiałam się tego nauczyć. – Opuściła kołnierzyk koszuli i spojrzała z dumą na swoje dzieło. – Proszę bardzo.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? – westchnął tata.
Rozległ się dźwięk klaksonu. Rose wyjrzała przez okno.
- To mama Pixie, muszę lecieć – oznajmiła.
- Baw się dobrze! – zawołał ojciec, kiedy już wystrzeliła jak torpeda z łazienki.
- Ty też – odkrzyknęła Rose z holu, zakładając w pośpiechu płaszcz i buty.


Zabawa zaczęła się rozkręcać, kiedy wszyscy byli już lekko wstawieni. Co prawda, Rose i Natalie zrezygnowały po dwóch drinkach, ale to wystarczyło, aby obie chichotały co kilka minut.
Natomiast Pixie, Daniel i Michael nie odstępowali butelki na krok, pijąc jedną kolejkę za drugą. Simon próbował odciągać Michaela, który śpiewał stare przeboje.
Rose zauważyła, że atmosfera między Pixie i Danielem była napięta. Jakby jakieś niewypowiedziane słowa wisiały w powietrzu. Oboje siedzieli naprzeciwko siebie, jakby to wszystko było pojedynkiem między nimi. I chociaż to Pixie wydawała się bardziej zirytowana i roztrzęsiona, to w oczach Daniela Rose dostrzegła błysk, jakiego nigdy wcześniej nie widziała.
Nie chcąc stawać między nimi, wciągnęła Natalie w rozmowę. Rudowłosa miała czerwone policzki i nos oraz patrzyła na Rose z rozbawieniem, cokolwiek ta by nie powiedziała, więc zostawiła ją, siedzącą na kanapie, i wyszła na dwór, chcąc trochę ochłonąć.
Przedmieścia były spokojne, chociaż z oddali słychać było dudniącą muzykę. Dom Natalie był niewielki, ale miał spory ogród, który latem musiał wyglądać pięknie.
- O, ty też wyszłaś się przewietrzyć. – Obok niej stanęła Pixie, chwiejąc się lekko.
- Chyba powinnaś trochę przyhamować – zasugerowała Rose, prawdopodobnie sama zdążyła już znacząco wytrzeźwieć. Nie miała ochoty na alkohol, nie po tym, co się wydarzyło, kiedy ostatni raz popłynęła. – Zaraz się przewrócisz.
- Jestem beznadziejna, Rose. – Brunetka roześmiała się, opierając głowę na ramieniu Rose.
- Co się stało, Pixie?
Dziewczyna czknęła, jej drobne ramiona zadrżały.
- Daniel był u mnie przed świętami, wiesz? – wymamrotała z trudem. – I powiedział, że nie kocha Natalie! – Znowu wybuchła śmiechem. – Uwierzysz w to? Tyle lat myślałam, że oni to tylko kwestia czasu!
- I co? Wyznałaś mu, co czujesz? –
Może to stąd ta dziwna atmosfera?
- Jeszcze lepiej! – wykrzyknęła dziewczyna. – Okazało się, że już ma kogoś, kogo lubi! Powinnam się domyślić, że to się nigdy nie uda.
Rose była zaskoczona. Daniel już miał kogoś na oku? Jak to możliwe? Chyba by zauważyła, gdyby tak było.
- Próbowałam to z niego wyciągnąć, ale nie chce mi powiedzieć. – Pixie westchnęła ciężko. – Dlatego dzisiaj go upije i wtedy mi wszystko powie!
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – powiedziała Rose niepewnie.
- Spokojnie, Rose, mam wszystko pod kontrolą.
Brunetka wyprostowała się, zasalutowała jej, po czym wróciła do środka, czkając.
- Pixie, czekaj… - Ale dziewczyna już zniknęła za drzwiami.
Rose westchnęła. Więcej i więcej problemów. Dlaczego to wszystko musiało być takie skomplikowane? Jakby byli bohaterami jakiegoś dramatu.
Odwróciła się z zamiarem powrotu do domu, kiedy drzwi otworzyły się z impetem, a na nią wpadła Natalie. Rudowłosa uwiesiła się na ramieniu dziewczyny.
- Idziemy do klubu, Rose! – zawołała jej prosto do ucha. Rose skrzywiła się. – Do północy tylko dwie godziny!
Wyczuwała kłopoty. I to ogromne.
- Przyznaj, że chcesz po prostu zobaczyć Jamesa – mruknęła, podtrzymując przyjaciółkę. – Nawet nie wiadomo, czy jest w klubie. Równie dobrze może być na imprezie.
- Rozgryzłaś mnie – zachichotała Natalie. – Ale wszyscy się zgodzili, jesteś przegłosowana!
Rose miała naprawdę złe przeczucia. Sylwestrowa noc w klubie, gdzie mogła znaleźć źródło swoich problemów? Zapowiadało się cudownie.

16 komentarzy:

  1. Jak to zakończenie w ilu częściach będzie bo przewidywane kłopoty dopiero chyba nadchodzą:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, to tylko nazwa rozdziału ;) Uznajmy, że odnosić się to może do czegoś z Williamem, do końca starego roku... Możecie sobie to zinterpretować jak tylko chcecie.
      Jesteśmy dopiero w połowie całego opowiadania :)

      Usuń
  2. Och! Co?! Już?! Koniec rozdziału?! ;o
    W klubie Rose MUSI wpaść na Willa! Na to liczę, będzie tak, prawda? Chyba nie chcesz, żebym była zawiedziona? :( Nie no, ja wiem, że ona tam spotka Daviesa. A może on będzie pijany. A pijany Will = Will, który chce całować Rose xD Może teraz też będzie chciał xD
    Lubię tatę Rose. ^_^ Jest takim fajnym ojcem. ^_^ Dobrze, że taki jest, że zupełnie nie załamał się po śmierci swojej żony. ^_^
    I może coś się też wydarzy pomiędzy Natalie a Jamesem!
    Tak, mam spore oczekiwania co do przyszłego rozdziału i nie mam pojęcia, jak wytrzymam to oczekiwanie. :'( Jakoś będę musiała... Dam radę! XD
    Idę jeść ciasto XD
    Wesołych świąt! ^_^

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem bardzo ciekawa co się wydarzy w klubie XD
    Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na kolejne! Mam pytanie, skąd bierzesz całą inspiracje bo na taką długość potrzeba masy pomysłów i co jest twoją inspiracją?
    Przy okazji zapraszam do mnie: Coś innego ale może trafię w twój gust. U ciebie zostaję na pewno! :) www.brzydkiekaczatkotoja.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz :)
      Inspiruję się głównie własną wyobraźnią, ale często też filmami, książkami, serialami, mangą, anime, nawet życiem znajomych. Dosłownie wszystkim. Czasami jest pustka w głowie, ale z czasem jakieś pomysły się rodzą. Gorzej z doszlifowaniem ich, żeby były dobre.
      Na pewno wpadnę do ciebie!
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Za krótki, zdecydowanie za krótki! (tak jakbym po przeczytaniu każdego rozdziału mówiła co innego...) Urwałaś w najlepszym momencie, zanim akcja zdążyła się na dobre rozkręcić, dlatego czekam niecierpliwie na następny rozdział.
    Zdziwiło mnie, skąd niby Ash wie, że Rose podkochuje się w Williamie. Przecież nawet nie widział ich oboje razem na tyle długo, więc jestem ciekawa na podstawie jakich przesłanek wyciągnął taki wniosek.
    Jestem bardzo ciekawa tego, co wydarzy się w klubie. Nie napiszę nic więcej, bo nie ma o czym, ot co! Za krótki, zdecydowanie za krótki rozdział! :)
    Pozdrawiam,
    tooloudsilence

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy nowy rozdział? *-*

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm... W zasadzie to czytam Twojego bloga od dwóch tygodni (wow), ale się jeszcze nie przedstawiłam ani nic, więc chyba czas to zrobić :D
    Przede wszystkim, no, powodzenia na maturach! Sama też będę ten koszmar przeżywać od przyszłego tygodnia, więc łączę się w bólu ;___;
    A opowiadanie kocham. Serio, rozpływam się po każdym rozdziale, zwłaszcza że Kaichou wa-maid sama mocno! (Nigdy nie pamiętam, jak to się pisze -.-) Jeju, czytałam to jednym ciągiem i nie poszłam spać, dopóki nie skończyłam. Tak mnie wciągnęło. Kończy się kolejny rozdział i Twój mózg zaczyna tylko krzyczeć: moar moar moar... Ale chyba trzeba być cierpliwym, nie?
    Pozdrawiam cieplutko i życzę mnóstwa weny. I połamania pióra na maturze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I przepraszam za chaotyczną wypowiedź, ja już o tej porze nie myślę ;-;

      Usuń
    2. Wszystko jak najbardziej zrozumiałe i dziękuję bardzo! Co do Kaichou, to pomysł z kawiarnią z pokojówkami rzeczywiście podkradłam stamtąd, ktoś zauważył! (i dobrze napisałaś, brawo!)
      Tyle miłych słów przed maturą, dziękuję <3
      I również życzę powodzenia ;)

      Usuń
  8. Nie wiem, czy przed Twoją maturą pojawi się jeszcze jakiś post, więc piszę to teraz, tutaj:
    POWODZENIA NA MATURZE! DASZ RADĘ! ^_^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie! Co dziwne, zero stresu, więc może będzie dobrze ;) Co do rozdziału, to pojawi się w okolicach połowy maja, więc jeszcze jakieś dwa tygodnie. Matura goni do książek, nawet jak chce się pisać, więc niestety nie miałam jak naskrobać coś sensownego, co nie nawiązywałoby do Dziadów czy Pana Tadeusza :(
      Dziękuję jeszcze raz!

      Usuń
  9. Kiedy kolejny rozdział? *_*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda pisze się, ale jak czytam, co w nim napisałam, to jestem załamana...
      Jak podczas matur weny mi nie brakowało, tak teraz mnie opuściła i puszcza się z kimś innym :(
      Dobijcie mnie...
      Obiecuję, że rozdział pojawi się najszybciej jak dam radę napisać coś satysfakcjonującego.

      Usuń

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X