Pewnie myśleliście, że zapomniałam o Róży?! Nic bardziej mylnego! Powracam po prawie trzymiesięcznej przerwie z krótkim, ale jednak z rozdziałem! Cały mój czerwiec był wyjęty z życia przez sesję, na którą wkuwałam jak szalona, a potem cierpiałam na taki brak weny, że mogłam siedzieć pół dnia i napisać zaledwie dwa zdania. Mam nadzieję, że w te wakacje uda mi się napisać jeszcze chociaż dwa rozdziały, więc wyczekujcie.
Wraz z nowym rozdziałem, jest też i nowy szablon! Dajcie znać, czy wam się podoba :)
Dzisiejszą aktualizację dedykuję Misanthropy, która zagrzewała mnie do pisania i pomogła wybrać szablon. Dziękuję!
Jak zwyklę, ładnie proszę o komentarze, postanowiłam na każdy odpisywać, żebyście nie czuli się przeze mnie olani. Bo jestem bardzo miłą osobą. Zazwyczaj.
***
– Pomyliłaś się? – Pixie pochyliła
się nad Natalie. – Jak można się pomylić w
takiej sprawie?
Rudowłosa potrząsała głową z
rozpaczą, zaciskając usta.
Rose odetchnęła głęboko, wciąż nie
wierząc w to, co opowiedziała im Natalie.
Na przerwie obiadowej wymknęły się
ze szkoły, a teraz siedziały w parku, marznąc na ławce. Przyjaciółka długo
milczała, zanim cichym głosem wyznała wszystko.
Rose nie wiedziała, co o tym myśleć. Podejrzewała, że James mógł po
prostu okłamać dziewczynę, ale Natalie tak bardzo zarzekała się, że to prawda,
że postanowiła jej uwierzyć.
– Co chcesz teraz zrobić? –
zapytała.
– Nie mam pojęcia – westchnęła
dziewczyna. – Jego mama... Jak ja mogłam być taka głupia? – Ukryła twarz w
dłoniach.
– Dalej go kochasz. – Rose nie
chciała, żeby zabrzmiało to jak stwierdzenie faktu.
– Nigdy nie przestałam. – Doszedł ją
przytłumiony głos. – Do tej pory mogłam się na niego wkurzać do woli, ale
teraz, kiedy znam prawdę, nie potrafię nawet spojrzeć mu w oczy. Pewnie uważa
mnie za najgorszą i wcale się nie dziwię. Zachowałam się jak idiotka.
Coś ścisnęło ją w gardle. Widziała w
rudowłosej siebie samą.
– Wcale nie – wymamrotała, obejmując
przyjaciółkę. – Kiedyś skrzywdziło cię wiele osób, nic dziwnego, że bałaś się
kolejnego zranienia. A o wiele łatwiej jest wściekać się na kogoś. – Ścisnęła
dziewczynę mocno. – Przetrwasz to. Tyle już przeżyłaś, a teraz miałabyś się
poddać? Natalie, którą znam, nigdy nie daje za wygraną.
Pixie energicznie przytakiwała
słowom Rose, również obejmując dziewczynę.
– Przyznaję, że mogłaś porozmawiać z
Jamesem już na początku i wyjaśnić całe nieporozumienie, ale stało się. Nie ma
co płakać nad rozlanym mlekiem.
Ramiona Natalie zadrżały, kiedy
próbowała ukryć płacz.
Rose objęła przyjaciółkę jeszcze
mocniej, mając wrażenie, że ciężar, który czuła w klatce piersiowej, tylko się
zwiększył.
– Tato, musimy pogadać – zaczęła
Rose, spogladając na siedzącego na przeciwko ojca.
Mężczyzna spojrzał na nią z
nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym ostrożnie odłożył sztućce na serwetkę i
wbił w nią wzrok.
– Jesteś w ciąży? – zapytał
śmiertelnie poważnym tonem, nawet nie mrugnąwszy okiem.
Rose wzrygnęła się.
– Co? Nie! – wykrzyknęła, kompletnie
wytrącona z równowagi. – Zwariowałeś?!
Ojciec odetchnął z ulgą, po czym
pogroził jej energicznie widelcem, który z powrotem wziął do ręki.
– Nie strasz mnie tak, młoda damo –
powiedział i wrócił do jedzenia obiadu. – No to o czym chciałaś pogadać?
Rose, wciąż w stanie absolutnego
szoku, zdołała jedynie wykrztusić:
– Skąd pomysł, że mogę być w ciąży?
Spojrzał na nią jak wariatkę.
– To Nowy Jork! Myślisz, że czemu
miałem wątpliwości co do twojej przeprowadzki ze mną?
– No wiesz, tato! – zawołała urażona. – Zapamiętam to sobie – zagroziła. –
A chciałam pogadać o Jenn.
– Jennifer? Co z nią? – zapytał
ojciec z zaciekawieniem. – Przyjeżdża na twoje urodziny, prawda?
– Tak, ale ja nie o tym... –
Przygryzła wargę, nie wiedząc jak ubrać to w słowa. – Wiesz, że jej rodzicę się
rozwodzą, tak?
Kiedy tata przytaknął, opowiedziała
mu pokrótce sytuację w rodzinie przyjaciółki. Jej pomysł mógł się wydawać
szalony, ale dobro Jenn było na pierwszym miejscu.
– No wyrzuć to w końcu, bo widzę, że
coś kombinujesz – zaśmiał się tata, wywracając oczami.
Rose uśmiechnęła się pod nosem,
dziękując za bezpośredniość ojca.
– Pomyślałam sobie... Pewnie się nie
zgodzisz, ale chociaż posłuchaj. Chodzi o to, że chciałabym – wzięła głęboki
oddech. – żeby Jenn zamieszkała z nami.
Nastała cisza. Nie miała odwagi
spojrzeć na tatę.
– Oczywiście, nie od razu, tylko po skończeniu
roku szkolnego – kontynuowała pośpiesznie. – Będzie już pełnoletnia, więc
teoretycznie może sama o sobie decydować. Naprawdę się o nią martwię. Słyszę po
jej głosie, że źle się tam czuje i wcale nie ma ochoty wybierać, z którym
rodzicem zostanie po rozwodzie. Jest dla mnie jak siostra, przecież wiesz.
Znamy się od dziecka i nie wiem, co bym zrobiła, gdyby...
– Rose. – Tata przerwał jej chaotyczą
przemowę. Odważyła się na niego spojrzeć. Uśmiechał się smutno. – Co o tym
wszystkim myśli Jennifer?
– Jeszcze nic jej nie mówiłam, nie
chciałam, żeby potem się rozczarowała. Ale widzę, że jest tam nieszczęśliwa.
Szczególnie, kiedy była tutaj ostatnio i tak się wszystkim zachwycała.
Ojciec westchnął ciężko.
– To bardzo trudne, kiedy rodzice
się rozchodzą, Rose. Jennifer na pewno nie daje tego po sobie poznać, ale musi
bardzo cierpieć. – Wstał od stołu i usiadł na krześle obok niej. – Nie możesz
wywierać na niej presji i zmuszać do szczęścia. Ona jedna może zdecydować o
swojej przyszłości. Rozumiesz?
Rose wbiła wzrok w dłonie, którymi
pocierała kolana.
– Po prostu z tego, co opowiadała mi
Jenn, najpierw rodzice próbowali przeciągnąć ją na swoją stronę, a teraz
traktują jak coś zbędnego. Jak tak można, tato?
Mężczyzna przyciągnął ją do swojego
boku i pogładził lekko po włosach.
– Nie wiemy, co czują jej rodzice.
Mama i ja bardzo się kochaliśmy, więc nie potrafię postawić się w takiej
sytuacji. – Poruszyła się niespokojnie, chcąc zaprotestować. – Spokojnie, nie
chcę ich usprawiedliwiać. Jeśli Jennifer powie choć słowo o tym, że źle ją
traktują, będę pierwszym, który zareaguje.
Rose oderwała się od ojca i
spojrzała na niego ze zdumieniem.
– To chciałaś ode mnie usłyszeć? –
zapytał z lekkim uśmiechem. – Zawsze traktowałem Jennifer jak córkę, twoją
siostrę. Jeśli będzie chciała z nami zamieszkać, przyjmę ją z otwartymi
ramionami. Musiałaś to usłyszeć, co, smarkulo?
Rzuciła się ojcu na szyję, ściskając
z całych sił. Uśmiechała się od ucha do ucha.
– Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!
Tata cmoknął ją w czubek głowy.
– Tylko pamiętaj, nie wywieraj na
niej żadnej presji. Musi sama zdecydować.
Odsunęła się i uśmiechnęła do ojca.
– Dzięki, tato. Jesteś najlepszy.
Gdyby ktoś ją zapytał, mogłaby
przysiąc, że nigdy wcześniej nie widziała taty tak szczęśliwego.
Minął tydzień od tej rozmowy z Jamesem. Natalie wiele
razy miała przemożną ochotę porozmawiać z chłopakiem, ale była zbyt wielkim
tchórzem, żeby się na to zdobyć. Miotało nią wiele uczuć i myśli, które chciała
z siebie wyrzucić, ale wiedziała, że nigdy się na to nie odważy. Ilekroć
układała w głowie scenariusz swojej przemowy, legał on w gruzach, kiedy tylko
otwierała usta. Była jakaś emocjonalne upośledzona. Nie potrafiła nawet okazać
swoich uczuć, w jej głowie od razu tworzyła się irytująca pustka.
Najlepiej byłoby, gdyby zapomniała o
Jamesie, nauczyła się żyć z błędem, który popełniła i nie dręczyła chłopaka
swoją nieporadnością.
Ale Natalie nie była najlepsza.
I nigdy nie robiła tego, co
najlepsze.
Musiała porozmawiać z Jamesem,
wytłumaczyć się. Nie chciała zostawiać niedokończonych spraw i żałować do końca
życia, że gdzieś po drodze stchórzyła.
Koniec uciekania.
Jeśli nie potrafiła wypowiedzieć
swoich uczuć, będzie musiała wyrazić je w inny sposób.
Rose spoglądała na gromadkę w jej
salonie i miała wątpliwości, czy cokolwiek wyjdzie z ich wspólnego uczenia się,
na które umówili się kilka dni wcześniej.
Wszyscy zasiedli wokół stołu pod
oknem, przy którym zazwyczaj jadała z ojcem i na całym blacie rozłożyli książki
i notatki. Wyglądało to bardzo profesjonalne, ale z nauką miało niewiele
wspólnego.
Daniel siedział obok Natalie i
próbował jej coś tłumaczyć, pokazując na notatki, ale dziewczyna wcale go nie
słuchała, tylko co chwilę zerkała na telefon z niedogadnionym wyrazem twarzy.
Po drugiej stronie chłopaka Pixie
usilnie starała się zwrócić na siebie uwagę. Jęczała nad zagadnieniami, których
nie rozumiała i nakłaniała Daniela do pomocy, ale Rose doskonale wiedziała, że
brunetka miała bardzo dobre oceny i nie potrzebowała korepetycji.
Jedynymi, którzy wydawali się
skupieni na nauce, byli Simon i Michael. Pochyleni ku sobie, rozmawiali o czymś
półszeptem, co jakiś czas wskazując na coś w podręczniku.
Rose westchnęła, stawiając na stole
talerz ciastek i dzbanek herbaty.
– Może powinniśmy zrobić sobie
przerwę? – zaproponowała.
Daniel oderwał wzrok od Natalie i
spojrzał na nią.
– Dobry pomysł – odparł, rzucając
rudowłosej poirytowane spojrzenie. – Jej i tak chyba nie zależy na zdaniu tego
semestru.
Natalia posiadała na tyle
przyzwoitości, żeby się zarumienić i spuścić wzrok.
– Po prostu nie mogę się skupić –
mruknęła. – Nie dzisiaj.
Chłopak odetchnął ciężko i otworzył
usta z zamiarem ofuknięcia przyjaciółki, ale Pixie zerwała się z krzesła i
doskoczyła do Rose.
– Już wiem! Pokaż nam swój pokój. –
Klasnęła w dłonie, zadowolona z własnego pomysłu. – W końcu jesteśmy u ciebie
pierwszy raz.
Rose zaśmiała się nerwowo,
wykręcając palce u rąk. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby nie to, że jeśli
ciekawska Pixie wpadnie na pomysł pogrzebania jej w szafie, znajdzie rzeczy, z
których Rose musiałaby się wytłumaczyć, a tego chciała absolutnie uniknąć. Ale
przecież nie wypadało odmówić, więc będzie musiała liczyć na ostudzenie ciekawości
przyjaciółki.
Uśmiechnęła się – miała nadzieję –
przekonywująco.
– Niech będzie.
Poprowadziła przyjaciół schodami na
górę i skierowała się prosto do swojego pokoju. Z wahaniem otworzyła drzwi i
wkroczyła do środka, a za nią reszta.
Stanęła pod ścianą, kiedy oglądali
jej pokój, gotowa w każdej chwili bronić murem szafy, w której skrywała
wszystkie skarby.
– Jak widać, nic ciekawego –
powiedziała, wzruszając ramionami. – Pokój jak pokój.
- Spodziewałem się chyba więcej
różowego – odezwał się Simon, rozglądając się. – Sam nie wiem czemu.
Pixie spiorunowała go wzrokiem.
– Czy ty kiedykolwiek byłeś w pokoju
dziewczyny? Przecież nie każda musi mieć
cukierkowo różowy wystrój – prychnęła, podchodząc do biurka.
– Zastanawiam się jaki jest wystrój
twojego pokoju, jeśli walają się po nim same śmieci – wtrącił Michael, siadając
na łóżku.
Dziewczyna posłała mu krzywe
spojrzenie, nie komentując tego w żaden sposób. Zamiast tego chwyciła coś do
ręki i przybliżyła do twarzy.
Rose drgnęła nerwowo, rozpoznając
ramkę ze zdjęciem jej rodziny, na której Cornelia trzymała skrzypce. Miała
ochotę rzucić się i wyrwać ramkę, ale zachowałaby się jak furiatka.
– To twoja mama? – zapytała Pixie,
zwracając na siebie uwagę wszystkich w pokoju. – Grała na skrzypcach, ale
super!
Simon zmarszczył brwi.
– Grała?
Pixie jakby dopiero teraz
uświadomiła sobie, co powiedziała.
– O kurczę! Przepraszam, Rose!
Uśmiechnęła się do brunetki
uspokajająco, chociaż jej serce biło jak szalone. Miała nadzieję, że nikt nie
będzie drążył tematu.
– Nie ma za co – powiedziała i
zwróciła się do chłopców. – Tak się złożyło, że dziewczyny już o tym wiedzą. –
Zawahała się, nie wiedząc jak ująć to w słowa. – To prawda, że mama grała na
skrzypcach, ale zmarła, kiedy byłam mała, więc niewiele z tego pamiętam.
Prawde mówiąc, ubranie tego w słowa
okazało się trudniejsze niż myślała. Dzięki dziennikowi i zdjęciom bardziej niż
kiedykolwiek czuła, że mama żyje i jest obok niej.
Simon spojrzał na fotografię, którą
podała mu Pixie.
– Przykro mi – powiedział z powagą.
– Twoja mama była piękną kobietą.
Michael i Daniel pokiwali głową,
zgadzając się z chłopakiem.
Uśmiechnęła się lekko.
– Słabo ją pamiętam, więc tata dużo
mi opowiada. – Wzruszyła ramionami, próbując wypędzić ogarniający ją smutek. -
To jak, wracamy na dół? – rzuciła, siląc się na nonszalancję.
Wracając do domu, Natalie uporczywie
wpatrywała się w ekran telefonu, licząc na jakąś wiadomość od Jamesa.
Denerwowała się jak przed egzaminami. Jakaś tajemnicza siła wykręcała jej
żołądek i sprawiała, że krew szumiała w uszach. Zawsze tak reagowała na stres.
Jeśli do tej pory nie doczekała się
odpowiedzi, to będzie musiała zacząć godzić się z porażką na dobre.
Najwyraźniej nie wszystkie historie kończą się szczęśliwym zakończeniem.
– Już myślałem, że się nie doczekam.
Oderwała wzrok od telefonu,
spoglądając na Jamesa. Opierał się o furtkę do jej domu, ze znajomą czapką z
daszkiem, nasuniętą głęboko na oczy i rękami w kieszeniach kurtki.
Zamrugała z niedowierzaniem.
– Co ty tu...?
Podpróbkiem wskazał okno jej pokoju.
– Światło się nie paliło, więc
czekałem aż wrócisz.
Stała kilka kroków od niego, nie
potrafiąc się poruszyć. Sparaliżował ją strach. Bo teraz już wiedział. O
wszystkim.
– A gdybym nie wróciła?
Uśmiechnął się.
– Byłem przygotowany.
Z murka za sobą wziął do ręki dwa
papierowe kubki z kawą. Jeden wyciągnął w jej stronę.
Natalie spojrzała na wyciągniętą
dłoń, a potem na Jamesa. Patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem.
Wcisnęła telefon do kieszeni, niepewnie zrobiła krok do przodu i
przyjęła kawę, otulając kubek dłońmi, po czym upiła łyk. Była tak dobra, jak
zapamiętała. Słodka, z gorzkim posmakiem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak
za tym wszystkim tęskniła. Za codzienną poranną kawą, za Jamesem i jego
dokuczaniem, za tym cudownym stanem uniesienia.
James odstawił swoją kawę i sięgnął
do kieszeni, wyjmując z niej lekko zmiętą kopertę. Obrócił ją w rękach,
oglądając z każdej strony. Nie patrzył na nią.
Jedynym, co miała ochotę teraz
zrobić, była ucieczka. Możliwe, że jeszcze kilka dni temu tak by postąpiła, ale
to była jej ostatnia szansa i nie mogła jej zepsuć swoim przeklętym
tchórzostwem.
– A więc dostałeś list – mruknęła,
mocniej ściskając kubek w dłoniach. – I przeczytałeś. – Zabrzmiało to bardziej
jak pytanie, chociaż doskonale znała odpowiedź.
Przeniósł wzrok na kopertę,
wpatrując się w nią uprczywie.
– Przeczytałem.
Ręcę zaczęły jej mocno drżeć, więc
ostrożnie odłożyła kubek na murek. Spocone dłonie wytarła w spodnie.
Rozpierały ją dwa sprzeczne uczucia.
Z jednej strony był strach. Ten list
mówił o niej o więcej, niż wszystko inne. Był tym wszystkim, czego nie mogła
powiedzieć. Bała się reakcji Jamesa na to, co wyznała. Bo wyznała dużo. W
zasadzie wszystko.
Z drugiej zaś strony czuła ulgę. W
końcu to z siebie wyrzuciła, w końcu nie musiała niczego ukrywać, w końcu ktoś
poznał ją na tyle, na ile ona znała samą siebie. A świadomość, że był to James,
czyniła ją dziwnie spokojną.
To zawsze był James. Od początku był tym jedynym, któremu mogła w stu
procentach zaufać. Gdyby powiedziała mu o wszystkich swoich lękach i demonach
przeszłości już dawno, być może nie byliby teraz w takiej sytuacji.
Potrzebowała sporo czasu, żeby do tego dojść, ale w końcu się udało.
Lepiej późno niż wcale, jak to
mówią.
Ukryła twarz w dłoniach, parskając
nerwowym śmiechem pod nosem. Naprawdę kiepsko wypadała jej interakcja z
ludźmi.
Zerknęła na Jamesa, będąc
przekonaną, że uznał ją za wariatkę, ale chłopak właśnie wyciągał list z
koperty.
Przełknęła ślinę, ponownie czując
znajomy ucisk w żołądku.
James rozprostował kartkę i zaczął
czytać.