18.7.16

Rozdział XXXIII "List"

Pewnie myśleliście, że zapomniałam o Róży?! Nic bardziej mylnego! Powracam po prawie trzymiesięcznej przerwie z krótkim, ale jednak z rozdziałem! Cały mój czerwiec był wyjęty z życia przez sesję, na którą wkuwałam jak szalona, a potem cierpiałam na taki brak weny, że mogłam siedzieć pół dnia i napisać zaledwie dwa zdania. Mam nadzieję, że w te wakacje uda mi się napisać jeszcze chociaż dwa rozdziały, więc wyczekujcie.
Wraz z nowym rozdziałem, jest też i nowy szablon! Dajcie znać, czy wam się podoba :)

Dzisiejszą aktualizację dedykuję Misanthropy, która zagrzewała mnie do pisania i pomogła wybrać szablon. Dziękuję!


Jak zwyklę, ładnie proszę o komentarze, postanowiłam na każdy odpisywać, żebyście nie czuli się przeze mnie olani. Bo jestem bardzo miłą osobą. Zazwyczaj.

***


– Pomyliłaś się? – Pixie pochyliła się nad Natalie. – Jak można się pomylić w takiej sprawie?
Rudowłosa potrząsała głową z rozpaczą, zaciskając usta.
Rose odetchnęła głęboko, wciąż nie wierząc w to, co opowiedziała im Natalie.
Na przerwie obiadowej wymknęły się ze szkoły, a teraz siedziały w parku, marznąc na ławce. Przyjaciółka długo milczała, zanim cichym głosem wyznała wszystko.  Rose nie wiedziała, co o tym myśleć. Podejrzewała, że James mógł po prostu okłamać dziewczynę, ale Natalie tak bardzo zarzekała się, że to prawda, że postanowiła jej uwierzyć.
– Co chcesz teraz zrobić? – zapytała.
– Nie mam pojęcia – westchnęła dziewczyna. – Jego mama... Jak ja mogłam być taka głupia? – Ukryła twarz w dłoniach.
– Dalej go kochasz. – Rose nie chciała, żeby zabrzmiało to jak stwierdzenie faktu.
– Nigdy nie przestałam. – Doszedł ją przytłumiony głos. – Do tej pory mogłam się na niego wkurzać do woli, ale teraz, kiedy znam prawdę, nie potrafię nawet spojrzeć mu w oczy. Pewnie uważa mnie za najgorszą i wcale się nie dziwię. Zachowałam się jak idiotka.
Coś ścisnęło ją w gardle. Widziała w rudowłosej siebie samą.
– Wcale nie – wymamrotała, obejmując przyjaciółkę. – Kiedyś skrzywdziło cię wiele osób, nic dziwnego, że bałaś się kolejnego zranienia. A o wiele łatwiej jest wściekać się na kogoś. – Ścisnęła dziewczynę mocno. – Przetrwasz to. Tyle już przeżyłaś, a teraz miałabyś się poddać? Natalie, którą znam, nigdy nie daje za wygraną.
Pixie energicznie przytakiwała słowom Rose, również obejmując dziewczynę.
– Przyznaję, że mogłaś porozmawiać z Jamesem już na początku i wyjaśnić całe nieporozumienie, ale stało się. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
Ramiona Natalie zadrżały, kiedy próbowała ukryć płacz.
Rose objęła przyjaciółkę jeszcze mocniej, mając wrażenie, że ciężar, który czuła w klatce piersiowej, tylko się zwiększył.


– Tato, musimy pogadać – zaczęła Rose, spogladając na siedzącego na przeciwko ojca.
Mężczyzna spojrzał na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym ostrożnie odłożył sztućce na serwetkę i wbił w nią wzrok.
– Jesteś w ciąży? – zapytał śmiertelnie poważnym tonem, nawet nie mrugnąwszy okiem.
Rose wzrygnęła się.
– Co? Nie! – wykrzyknęła, kompletnie wytrącona z równowagi. – Zwariowałeś?!
Ojciec odetchnął z ulgą, po czym pogroził jej energicznie widelcem, który z powrotem wziął do ręki.
– Nie strasz mnie tak, młoda damo – powiedział i wrócił do jedzenia obiadu. – No to o czym chciałaś pogadać?
Rose, wciąż w stanie absolutnego szoku, zdołała jedynie wykrztusić:
– Skąd pomysł, że mogę być w ciąży?
Spojrzał na nią jak wariatkę.
– To Nowy Jork! Myślisz, że czemu miałem wątpliwości co do twojej przeprowadzki ze mną?
– No wiesz, tato! – zawołała  urażona. – Zapamiętam to sobie – zagroziła. – A chciałam pogadać o Jenn.
– Jennifer? Co z nią? – zapytał ojciec z zaciekawieniem. – Przyjeżdża na twoje urodziny, prawda?
– Tak, ale ja nie o tym... – Przygryzła wargę, nie wiedząc jak ubrać to w słowa. – Wiesz, że jej rodzicę się rozwodzą, tak?
Kiedy tata przytaknął, opowiedziała mu pokrótce sytuację w rodzinie przyjaciółki. Jej pomysł mógł się wydawać szalony, ale dobro Jenn było na pierwszym miejscu.
– No wyrzuć to w końcu, bo widzę, że coś kombinujesz – zaśmiał się tata, wywracając oczami.
Rose uśmiechnęła się pod nosem, dziękując za bezpośredniość ojca.
– Pomyślałam sobie... Pewnie się nie zgodzisz, ale chociaż posłuchaj. Chodzi o to, że chciałabym – wzięła głęboki oddech. – żeby Jenn zamieszkała z nami.
Nastała cisza. Nie miała odwagi spojrzeć na tatę.
– Oczywiście, nie od razu, tylko po skończeniu roku szkolnego – kontynuowała pośpiesznie. – Będzie już pełnoletnia, więc teoretycznie może sama o sobie decydować. Naprawdę się o nią martwię. Słyszę po jej głosie, że źle się tam czuje i wcale nie ma ochoty wybierać, z którym rodzicem zostanie po rozwodzie. Jest dla mnie jak siostra, przecież wiesz. Znamy się od dziecka i nie wiem, co bym zrobiła, gdyby...
– Rose. – Tata przerwał jej chaotyczą przemowę. Odważyła się na niego spojrzeć. Uśmiechał się smutno. – Co o tym wszystkim myśli Jennifer?
– Jeszcze nic jej nie mówiłam, nie chciałam, żeby potem się rozczarowała. Ale widzę, że jest tam nieszczęśliwa. Szczególnie, kiedy była tutaj ostatnio i tak się wszystkim zachwycała.
Ojciec westchnął ciężko.
– To bardzo trudne, kiedy rodzice się rozchodzą, Rose. Jennifer na pewno nie daje tego po sobie poznać, ale musi bardzo cierpieć. – Wstał od stołu i usiadł na krześle obok niej. – Nie możesz wywierać na niej presji i zmuszać do szczęścia. Ona jedna może zdecydować o swojej przyszłości. Rozumiesz?
Rose wbiła wzrok w dłonie, którymi pocierała kolana.
– Po prostu z tego, co opowiadała mi Jenn, najpierw rodzice próbowali przeciągnąć ją na swoją stronę, a teraz traktują jak coś zbędnego. Jak tak można, tato?
Mężczyzna przyciągnął ją do swojego boku i pogładził lekko po włosach.
– Nie wiemy, co czują jej rodzice. Mama i ja bardzo się kochaliśmy, więc nie potrafię postawić się w takiej sytuacji. – Poruszyła się niespokojnie, chcąc zaprotestować. – Spokojnie, nie chcę ich usprawiedliwiać. Jeśli Jennifer powie choć słowo o tym, że źle ją traktują, będę pierwszym, który zareaguje.
Rose oderwała się od ojca i spojrzała na niego ze zdumieniem.
– To chciałaś ode mnie usłyszeć? – zapytał z lekkim uśmiechem. – Zawsze traktowałem Jennifer jak córkę, twoją siostrę. Jeśli będzie chciała z nami zamieszkać, przyjmę ją z otwartymi ramionami. Musiałaś to usłyszeć, co, smarkulo?
Rzuciła się ojcu na szyję, ściskając z całych sił. Uśmiechała się od ucha do ucha.
– Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!
Tata cmoknął ją w czubek głowy.
– Tylko pamiętaj, nie wywieraj na niej żadnej presji. Musi sama zdecydować.
Odsunęła się i uśmiechnęła do ojca.
– Dzięki, tato. Jesteś najlepszy.
Gdyby ktoś ją zapytał, mogłaby przysiąc, że nigdy wcześniej nie widziała taty tak szczęśliwego.


Minął tydzień od tej rozmowy z Jamesem. Natalie wiele razy miała przemożną ochotę porozmawiać z chłopakiem, ale była zbyt wielkim tchórzem, żeby się na to zdobyć. Miotało nią wiele uczuć i myśli, które chciała z siebie wyrzucić, ale wiedziała, że nigdy się na to nie odważy. Ilekroć układała w głowie scenariusz swojej przemowy, legał on w gruzach, kiedy tylko otwierała usta. Była jakaś emocjonalne upośledzona. Nie potrafiła nawet okazać swoich uczuć, w jej głowie od razu tworzyła się irytująca pustka.
Najlepiej byłoby, gdyby zapomniała o Jamesie, nauczyła się żyć z błędem, który popełniła i nie dręczyła chłopaka swoją nieporadnością.
Ale Natalie nie była najlepsza.
I nigdy nie robiła tego, co najlepsze.
Musiała porozmawiać z Jamesem, wytłumaczyć się. Nie chciała zostawiać niedokończonych spraw i żałować do końca życia, że gdzieś po drodze stchórzyła.
Koniec uciekania.
Jeśli nie potrafiła wypowiedzieć swoich uczuć, będzie musiała wyrazić je w inny sposób.


Rose spoglądała na gromadkę w jej salonie i miała wątpliwości, czy cokolwiek wyjdzie z ich wspólnego uczenia się, na które umówili się kilka dni wcześniej.
Wszyscy zasiedli wokół stołu pod oknem, przy którym zazwyczaj jadała z ojcem i na całym blacie rozłożyli książki i notatki. Wyglądało to bardzo profesjonalne, ale z nauką miało niewiele wspólnego.
Daniel siedział obok Natalie i próbował jej coś tłumaczyć, pokazując na notatki, ale dziewczyna wcale go nie słuchała, tylko co chwilę zerkała na telefon z niedogadnionym wyrazem twarzy.
Po drugiej stronie chłopaka Pixie usilnie starała się zwrócić na siebie uwagę. Jęczała nad zagadnieniami, których nie rozumiała i nakłaniała Daniela do pomocy, ale Rose doskonale wiedziała, że brunetka miała bardzo dobre oceny i nie potrzebowała korepetycji.
Jedynymi, którzy wydawali się skupieni na nauce, byli Simon i Michael. Pochyleni ku sobie, rozmawiali o czymś półszeptem, co jakiś czas wskazując na coś w podręczniku.
Rose westchnęła, stawiając na stole talerz ciastek i dzbanek herbaty.
– Może powinniśmy zrobić sobie przerwę? – zaproponowała.
Daniel oderwał wzrok od Natalie i spojrzał na nią.
– Dobry pomysł – odparł, rzucając rudowłosej poirytowane spojrzenie. – Jej i tak chyba nie zależy na zdaniu tego semestru.
Natalia posiadała na tyle przyzwoitości, żeby się zarumienić i spuścić wzrok.
– Po prostu nie mogę się skupić – mruknęła. – Nie dzisiaj.
Chłopak odetchnął ciężko i otworzył usta z zamiarem ofuknięcia przyjaciółki, ale Pixie zerwała się z krzesła i doskoczyła do Rose.
– Już wiem! Pokaż nam swój pokój. – Klasnęła w dłonie, zadowolona z własnego pomysłu. – W końcu jesteśmy u ciebie pierwszy raz.
Rose zaśmiała się nerwowo, wykręcając palce u rąk. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby nie to, że jeśli ciekawska Pixie wpadnie na pomysł pogrzebania jej w szafie, znajdzie rzeczy, z których Rose musiałaby się wytłumaczyć, a tego chciała absolutnie uniknąć. Ale przecież nie wypadało odmówić, więc będzie musiała liczyć na ostudzenie ciekawości przyjaciółki.
Uśmiechnęła się – miała nadzieję – przekonywująco.
– Niech będzie.
Poprowadziła przyjaciół schodami na górę i skierowała się prosto do swojego pokoju. Z wahaniem otworzyła drzwi i wkroczyła do środka, a za nią reszta.
Stanęła pod ścianą, kiedy oglądali jej pokój, gotowa w każdej chwili bronić murem szafy, w której skrywała wszystkie skarby.
– Jak widać, nic ciekawego – powiedziała, wzruszając ramionami. – Pokój jak pokój.
- Spodziewałem się chyba więcej różowego – odezwał się Simon, rozglądając się. – Sam nie wiem czemu.
Pixie spiorunowała go wzrokiem.
– Czy ty kiedykolwiek byłeś w pokoju dziewczyny?  Przecież nie każda musi mieć cukierkowo różowy wystrój – prychnęła, podchodząc do biurka.
– Zastanawiam się jaki jest wystrój twojego pokoju, jeśli walają się po nim same śmieci – wtrącił Michael, siadając na łóżku.
Dziewczyna posłała mu krzywe spojrzenie, nie komentując tego w żaden sposób. Zamiast tego chwyciła coś do ręki i przybliżyła do twarzy.
Rose drgnęła nerwowo, rozpoznając ramkę ze zdjęciem jej rodziny, na której Cornelia trzymała skrzypce. Miała ochotę rzucić się i wyrwać ramkę, ale zachowałaby się jak furiatka.
– To twoja mama? – zapytała Pixie, zwracając na siebie uwagę wszystkich w pokoju. – Grała na skrzypcach, ale super!
Simon zmarszczył brwi.
– Grała?
Pixie jakby dopiero teraz uświadomiła sobie, co powiedziała.
– O kurczę! Przepraszam, Rose!
Uśmiechnęła się do brunetki uspokajająco, chociaż jej serce biło jak szalone. Miała nadzieję, że nikt nie będzie drążył tematu.
– Nie ma za co – powiedziała i zwróciła się do chłopców. – Tak się złożyło, że dziewczyny już o tym wiedzą. – Zawahała się, nie wiedząc jak ująć to w słowa. – To prawda, że mama grała na skrzypcach, ale zmarła, kiedy byłam mała, więc niewiele z tego pamiętam.
Prawde mówiąc, ubranie tego w słowa okazało się trudniejsze niż myślała. Dzięki dziennikowi i zdjęciom bardziej niż kiedykolwiek czuła, że mama żyje i jest obok niej.
Simon spojrzał na fotografię, którą podała mu Pixie.
– Przykro mi – powiedział z powagą. – Twoja mama była piękną kobietą.
Michael i Daniel pokiwali głową, zgadzając się z chłopakiem.
Uśmiechnęła się lekko.
– Słabo ją pamiętam, więc tata dużo mi opowiada. – Wzruszyła ramionami, próbując wypędzić ogarniający ją smutek. - To jak, wracamy na dół? – rzuciła, siląc się na nonszalancję.


Wracając do domu, Natalie uporczywie wpatrywała się w ekran telefonu, licząc na jakąś wiadomość od Jamesa. Denerwowała się jak przed egzaminami. Jakaś tajemnicza siła wykręcała jej żołądek i sprawiała, że krew szumiała w uszach. Zawsze tak reagowała na stres.
Jeśli do tej pory nie doczekała się odpowiedzi, to będzie musiała zacząć godzić się z porażką na dobre. Najwyraźniej nie wszystkie historie kończą się szczęśliwym zakończeniem.
– Już myślałem, że się nie doczekam.
Oderwała wzrok od telefonu, spoglądając na Jamesa. Opierał się o furtkę do jej domu, ze znajomą czapką z daszkiem, nasuniętą głęboko na oczy i rękami w kieszeniach kurtki.
Zamrugała z niedowierzaniem.
– Co ty tu...?
Podpróbkiem wskazał okno jej pokoju.
– Światło się nie paliło, więc czekałem aż wrócisz.
Stała kilka kroków od niego, nie potrafiąc się poruszyć. Sparaliżował ją strach. Bo teraz już wiedział. O wszystkim.
– A gdybym nie wróciła?
Uśmiechnął się.
– Byłem przygotowany.
Z murka za sobą wziął do ręki dwa papierowe kubki z kawą. Jeden wyciągnął w jej stronę.
Natalie spojrzała na wyciągniętą dłoń, a potem na Jamesa. Patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem.
Wcisnęła telefon do kieszeni, niepewnie zrobiła krok do przodu i przyjęła kawę, otulając kubek dłońmi, po czym upiła łyk. Była tak dobra, jak zapamiętała. Słodka, z gorzkim posmakiem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak za tym wszystkim tęskniła. Za codzienną poranną kawą, za Jamesem i jego dokuczaniem, za tym cudownym stanem uniesienia.
James odstawił swoją kawę i sięgnął do kieszeni, wyjmując z niej lekko zmiętą kopertę. Obrócił ją w rękach, oglądając z każdej strony. Nie patrzył na nią.
Jedynym, co miała ochotę teraz zrobić, była ucieczka. Możliwe, że jeszcze kilka dni temu tak by postąpiła, ale to była jej ostatnia szansa i nie mogła jej zepsuć swoim przeklętym tchórzostwem.
– A więc dostałeś list – mruknęła, mocniej ściskając kubek w dłoniach. – I przeczytałeś. – Zabrzmiało to bardziej jak pytanie, chociaż doskonale znała odpowiedź.
Przeniósł wzrok na kopertę, wpatrując się w nią uprczywie.
– Przeczytałem.
Ręcę zaczęły jej mocno drżeć, więc ostrożnie odłożyła kubek na murek. Spocone dłonie wytarła w spodnie.
Rozpierały ją dwa sprzeczne uczucia.
Z jednej strony był strach. Ten list mówił o niej o więcej, niż wszystko inne. Był tym wszystkim, czego nie mogła powiedzieć. Bała się reakcji Jamesa na to, co wyznała. Bo wyznała dużo. W zasadzie wszystko.
Z drugiej zaś strony czuła ulgę. W końcu to z siebie wyrzuciła, w końcu nie musiała niczego ukrywać, w końcu ktoś poznał ją na tyle, na ile ona znała samą siebie. A świadomość, że był to James, czyniła ją dziwnie spokojną.
To zawsze był James. Od początku był tym jedynym, któremu mogła w stu procentach zaufać. Gdyby powiedziała mu o wszystkich swoich lękach i demonach przeszłości już dawno, być może nie byliby teraz w takiej sytuacji. Potrzebowała sporo czasu, żeby do tego dojść, ale w końcu się udało.
Lepiej późno niż wcale, jak to mówią.
Ukryła twarz w dłoniach, parskając nerwowym śmiechem pod nosem. Naprawdę kiepsko wypadała jej interakcja z ludźmi.
Zerknęła na Jamesa, będąc przekonaną, że uznał ją za wariatkę, ale chłopak właśnie wyciągał list z koperty.
Przełknęła ślinę, ponownie czując znajomy ucisk w żołądku.
James rozprostował kartkę i zaczął czytać.
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X