W końcu jest! Wiem, że miał być o wiele wcześniej, ale czasu i weny brak. Może pocieszy was fakt, że następny rozdział jest już prawie gotowy, więc w przyszłym tygodniu powinien się pojawić. Dziękuję wszystkim za komentarze i liczę, że pod tym rozdziałem będzie ich równie dużo!
Przypominam, że jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach drogą mailową, to można pisać na rozawpotrzasku@gmail.com.
Przypominam, że jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach drogą mailową, to można pisać na rozawpotrzasku@gmail.com.
Miłej lektury :)
***
Kiedy poczuła, że wypłakała już z siebie wszystkie łzy, Jennifer odsunęła ją od siebie na odległość ramion i przyjrzała się jej twarzy ze zmartwieniem.
— Nie chcę słyszeć, że nic się nie stało — powiedziała, gdy Rose już otwierała usta. — Idź wziąć gorący prysznic, a potem opowiesz mi, co się dzieje.
Nie mając siły na kłótnie, skinęła głową. Wyciągnęła piżamę z szafy i ruszyła do łazienki. Spojrzała w lustro, na swoją czerwoną twarz i opuchnięte oczy, po czym odwróciła wzrok ze wstrętem. Weszła pod prysznic i odkręciła wodę, a kiedy oblał ją gorący strumień poczuła, jak wszystkie spięte mięśnie stopniowo się rozluźniają, a zdrętwiałe od zimna palce zaczynają mrowić.
Usilnie starała się o niczym nie myśleć, ale słowa Willa nieustanie odbijały się echem w jej głowie.
Jak mogła być tak głupia, żeby myśleć, że łączyło ich coś zbliżonego do przyjaźni? Dla Williama wciąż była natrętną dziewczyną, której towarzystwo wspaniałomyślnie znosił. Nie powinna była w ogóle prosić go o pomoc. Mało brakowało, a zrobiłaby z siebie dzisiaj prawdziwą idiotkę. Może to i lepiej, że nie doszło do żadnego dramatycznego wyznania uczuć z jej strony.
Kiedy, pogodzona z losem, ale wciąż podłamana, wróciła do pokoju, Jennifer już na nią czekała.
— Herbata z cytryną i sokiem malinowym — odezwała się, podając jej kubek, znad którego unosiła się para.
Rose bez słowa przyjęła kubek i usiadła na łóżku, obok przyjaciółki. Objęła naczynie palcami i wbiła wzrok w kolana.
Jennifer nie naciskała, po prostu cierpliwie czekała, aż w końcu Rose otworzyła usta i cichym głosem opowiedziała, co się stało.
— Naprawdę jestem beznadziejna — podsumowała całą relację. — Narobiłam sobie nie wiadomo jakich nadziei, chociaż wiedziałam jak się to skończy.
— A może to jakieś nieporozumienie? — zasugerowała cicho przyjaciółka, obejmując ją ramieniem. — Może to wcale nie tak, jak myślisz.
— Nie tak jak myślę? — Rose parsknęła. — To jest dokładnie tak, jak myślę. To po prostu nie mogłoby się udać, nie wiem, co ja sobie myślałam.
— Dobrze myślałaś, Rosie — zaczęła Jenn — i podziwiam cię, że zdobyłaś się na odwagę, żeby zrobić coś takiego, chociaż nie wyszło tak, jak oczekiwałaś. Niewiele osób zdecydowałoby wyznać komuś swoje uczucia, a już na pewno nie spodziewałabym się tego po tobie.
— Dzięki — mruknęła ponuro Rose. — Ty to wiesz, jak pocieszyć człowieka.
Jennifer potrząsnęła głową.
— Jesteś silniejsza, Rose — powiedziała, zerkając na nią. — Może zauważyłam to dlatego, że nie widujemy się na co dzień, ale dawna Rose nawet nie pomyślałaby o czymś takim. Zmieniłaś się i podejrzewam, że Davies mógł mieć z tym coś wspólnego.
Rose wzruszyła ramionami.
— To prawda, że od czasu twojego wyjazdu spotykaliśmy się częściej, ale to już skończone.
Na pewno nie miała zamiaru wspominać przyjaciółce o ich małych sesjach. Wtedy bez wątpienia skończyłoby się na kłótni.
— Nie rozmawiajmy o tym, bo znowu się rozryczę — skrzywiła się, upijając łyk ciepłej, słodkiej herbaty. — Przez tego gnojka nawet nie ucieszyłam się należycie z twojej niespodzianki.
— Mało ważne. — Jenn skwitowała to machnięciem ręki. — Najważniejsze, że tu jestem, a ty kończysz jutro osiemnaście lat!
Rose skrzywiła się po raz drugi.
— Jakoś nie jestem w nastroju na świętowanie.
— Nie ukrywam, że wyobrażałam to sobie trochę inaczej — westchnęła Jennifer — ale już ja załatwię, żebyś szybko zapomniała o sama wiesz kim i dobrze się bawiła!
— Dziękuję. Naprawdę, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. — Uśmiechnęła się blado. — A gdzie tak właściwie jest mój tata? Powinien już dawno wrócić pracy.
— Wysłałam go na zakupy — poinformowała ją zadowolona z siebie Jenn. — Urządzasz jutro imprezę urodzinową.
Zamrugała kilkukrotnie, myśląc, że chyba się przesłyszała.
— Że co urządzam? — zapytała z niedowierzaniem. — Jenn! — jęknęła, kiedy przyjaciółka przybrała skruszony wyraz twarzy. — Naprawdę myślisz, że mam teraz ochotę na jakieś imprezy?
— Myślę, że lepsze to niż wypłakiwanie oczu w poduszkę, co pewnie planowałaś jutro robić — skwitowała blondynka. — Poza tym wszystko już ustalone. Nie pozwolę, żeby jakiś dupek zepsuł ci urodziny.
Rose zmartwiała.
— Jak to, wszystko ustalone? Od kiedy?
Miała ochotę zatłuc przyjaciółkę za jej wzruszenie ramion.
— Kiedy ostatnio u ciebie byłam, wymieniłam się numerami z Pixie. Wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy zadzwoniłam do niej i dowiedziałam się, że nie miała nawet pojęcia o twoich urodzinach.
Odwróciła głowę widząc pełne wyrzutu spojrzenie.
— Wiesz, że nie lubię robić wokół siebie zamieszania.
— To żadne zamieszanie, a myślę, że twoi znajomi chętnie świętowaliby twoje urodziny. Dlatego ustaliłam wszystko z Pixie i będą tutaj jutro wieczorem. Twój tata bardzo ucieszył się z tego pomysłu i chętnie zgodził się kupić wszystko, co potrzebne.
Nie chcąc powiedzieć czegoś, czego mogłaby później żałować, Rose wypiła duszkiem resztę letniej herbaty i opadła na łóżko z westchnieniem.
— Liczę na jakiś porządny prezent, jeśli chcesz, żebym wybaczyła ci to knucie za moimi plecami — mruknęła.
— Nie martw się — zapewniła ją Jennifer. — Zobaczysz, nie będzie tak źle.
— To najgorsze walentynki w moim życiu — podsumowała Rose, gapiąc się w sufit.
— Gorsze niż wtedy, kiedy w ósmej klasie zrzygałaś się na chłopaka, który chciał dać ci walentynkę? — Rzuciła blondynce poirytowane spojrzenie. — Nie patrz tak na mnie. Przez tydzień bał się do ciebie podejść, bo myślał, że znowu zwrócisz na niego drugie śniadanie. A przez kolejny miesiąc cała szkoła imitowała odruch wymiotny, jak tylko pojawiłaś się na horyzoncie.
— Nie przypominaj mi — jęknęła Rose, przyciskając sobie poduszkę do twarzy. — Ale proszę bardzo, rób ranking moich najgorszych walentynek, na pewno jeszcze coś sobie przypomnisz — wymamrotała przytłumionym głosem.
Poczuła, jak materac obok niej ugina się pod ciężarem Jennifer. Odsunęła poduszkę z twarzy i obie wpatrywały się w sufit, nie mówiąc ani słowa.
— Chcesz utopić smutki? — zapytała blondynka po chwili.
Rose odwróciła głowę w jej stronę z niemym pytaniem w oczach.
— Udało mi się przemycić butelkę taniego, czerwonego wina. Dobrze, że twój tata zawsze myślał, że jestem dla ciebie dobrym przykładem i nawet nic nie podejrzewał.
Zapadła długa cisza, aż w końcu Rose wybuchnęła śmiechem.
— Jesteś niemożliwa, Jenn.
*
Następnego dnia obudziła się zaskakująco wypoczęta, chociaż zasnęły z Jennifer w koszmarnie niewygodnych pozycjach, tuż po opróżnieniu butelki wina.
Z cichym jękiem zwlekła się z łóżka i spojrzała na przyjaciółkę, która, wciąż w ubraniu, przytulała się do pustej butelki.
Pokręciła głową z rezygnacją, wzięła czyste ubrania i udała się na poranną toaletę. Przechodząc korytarzem usłyszała z kuchni wesołe pogwizdywanie taty. Dobrze, że były w tym domu chociaż dwie osoby, które cieszyły się z jej urodzin.
W łazience ochlapała twarz wodą, zmywając z niej resztki senności, dokładnie wyszorowała zęby, nałożyła makijaż i starannie rozczesała włosy, splątane w trakcie snu.
Spojrzała w lustro i odetchnęła głęboko.
Miała osiemnaście lat. Kilka lat temu myślała, że będzie to wyjątkowy dzień, w którym zmieni się całe jej życie. Nie licząc złamanego serca, nie czuła, żeby cokolwiek się od wczoraj zmieniło. Nie opuszczało jej wrażenie, że wręcz przeciwnie, cofnęła się o dwa kroki.
Ale życie trwa dalej. Nie mogła ciągle załamywać nad sobą rąk. Skoro już nie będzie spotykać się z Daviesem, jakoś poradzi sobie sama. Nie była już naiwną czternastolatką.
Przytaknęła samej sobie, rzuciła ostatnie spojrzenie na swoje odbicie i wymaszerowała z łazienki, wracając do pokoju.
Jennifer już nie spała, starała się ukryć dowody, wciskając butelkę po winie pod łóżko. Kiedy usłyszała, że ktoś wchodzi do środka, podskoczyła z piskiem, usiłując zasłonić dowód własnym ciałem.
— To tylko ja — uspokoiła ją Rose, z rozbawieniem obserwując, jak przerażenie na twarzy przyjaciółki zmienia się w irytację.
— Nie strasz mnie tak — mruknęła, po czym jej twarz rozjaśnił uśmiech. — Wszystkiego najlepszego, Rosie! — wykrzyknęła, wkopując butelkę pod łóżko i wstając, żeby objąć ją ramionami. — Prezent dostaniesz, jak tylko wezmę prysznic.
— Zdecydowanie ci się przyda — skomentowała Rose, marszcząc nos. — Dzięki, Jenn. Za wszystko.
Blondynka odsunęła się od niej i pokazała gest uniesionych kciuków, uśmiechając się szeroko.
— Do usług — skwitowała jej podziękowania, przerzucając sobie ubrania przez ramię. — Zaraz wracam, a ty tu czekaj.
Kiedy Jenn brała prysznic, Rose otworzyła lekko okno, wpuszczając do dusznego pokoju trochę lutowego powietrza, zasłała łóżko i schowała piętrzące się na krześle ubrania.
Przyjaciółka wróciła, gdy akurat zamykała okno. Ujarzmiła gęste blond włosy, spinając je w wysokiego kucyka, i ubrała się w luźne spodnie dresowe i czarną koszulkę.
— Dlaczego nawet w dresach wyglądasz tak ładnie? — rzuciła z wyrzutem Rose, patrząc na swoje rozciągnięte już legginsy i szary sweter o dwa rozmiary za duży. — Czuję się jak bezdomna.
Jenn spojrzała na nią z politowaniem, wznosząc oczy ku niebu. Niedbale wcisnęła wczorajsze ubrania do — stojącej obok szafy — torby, z której wyjęła podłużne, czarne pudełeczko.
Podeszła do Rose i niepewnie wręczyła jej podarunek.
— Nie wiem, czy to był dobry pomysł, ale mam nadzieję, że ci się spodoba — powiedziała nieśmiało, wykręcając sobie palce.
Rose spojrzała na puzderko w swoich dłoniach i niepewnie uchyliła wieko. Zamrugała z zaskoczeniem, wyciągając cienki, srebrny łańcuszek i unosząc go na wysokość oczu, żeby móc się lepiej przyjrzeć.
Wbiła wzrok w kołyszącą się srebrną literę “J”, wysadzaną cyrkoniami, obok której mieniły się delikatnie małe, srebrne skrzypce.
— Myślałam, że byłaś przeciwko mojemu graniu na skrzypcach — powiedziała cicho Rose, nie odrywając wzroku od wisiorka.
— Na początku rzeczywiście tak było — odparła Jenn. — Ale długo nad tym myślałam i uświadomiłam sobie, że skrzypce to część ciebie. W dodatku okazało się, że twoja mama też na nich grała, więc pomyślałam, że teraz to dla ciebie jeszcze ważniejsze — wyjaśniła, rumieniąc się. — A pierwsza litera mojego imienia to po to, żebyś nie zapomniała o mnie w tym wielkim mieście, kiedy widzimy się tak rzadko. I żebyś wiedziała, że zawsze jestem po twojej stronie. — Odchyliła kołnierzyk bluzki i pokazała jej łańcuszek z wisiorkiem w kształcie litery “R”. — Jesteśmy siostrami, Rose. Może nie krwi, ale jednak siostrami.
Rose nie wiedziała, co powiedzieć, więc po prostu wyciągnęła prezent w stronę przyjaciółki.
— Zapniesz?
Twarz Jenn rozjaśnił promienny uśmiech. Przytaknęła, a Rose odwróciła się, pozwalając blondynce odgarnąć sobie włosy i wprawnym ruchem zapiąć łańcuszek. Odwróciła się z powrotem, kładąc rękę na wisiorku i czując zimne srebro pod palcami.
— Dziękuję. To cudowny prezent — powiedziała z uśmiechem. — Chociaż nie ma mowy, żebym kiedykolwiek o tobie zapomniała, Jenn. Znamy się praktycznie całe życie i nie ma dnia, żebym nie zastanawiała się, co porabiasz.
Jenn rozłożyła ramionami i zamknęła Rose w mocnym uścisku.
— Wszystkiego najlepszego! — zawołała jej prosto do ucha, śmiejąc się.
— Lepiej, żeby się spełniło — odpowiedziała Rose, chichocząc we włosy przyjaciółki.
— Wiesz, myślę, że lepiej byłoby, gdyby twój tata nie zobaczył prezentu ode mnie — zauważyła Jenn, kiedy wychodziły z pokoju. — O ile wisiorek z literą mojego imienia raczej by go nie wzburzył, to skrzypce już tak.
Rose przytaknęła i, spoglądając niepewnie na blondynkę, schowała łańcuszek pod bluzkę.
— Nie przejmuj się. Wystarczy mi świadomość, że go nosisz — uspokoiła ją.
*
Już wchodząc do kuchni poczuły zapach naleśników ze słynną konfiturą babci Rose, z którą wróciła ze świątecznej wizyty. Tata krzątał się po kuchni, pogwizdując pod nosem, a kiedy je zobaczył, uśmiechnął się szeroko.
— Dzień dobry — przywitała się Jenn, nawet nie niego nie patrząc, tylko wbijając wzrok w górę naleśników na stole. — Poczęstuję się, dobrze?
Zachęcił ją machnięciem ręki, po czym podszedł do Rose.
— Kiedy te osiemnaście lat zleciało? — westchnął. — Wszystkiego najlepszego, kochanie. — Zmierzwił jej włosy i cmoknął w czoło.
— Dzięki, tato. — Automatycznie wytarła czoło wierzchem dłoni, na co tata skrzywił się teatralnie.
— Siadaj i bierz przykład z Jennifer.
Rose zajęła miejsce obok przyjaciółki, która z radością rozsmarowywała wiśniową konfiturę po kupce naleśników na swoim talerzu.
— Wyspałyście się, czy znowu nawijałyście do rana? — zapytał tata, stawiając przed nimi kubki z kawą. — Dla Rose słaba, z dużą ilością mleka, dla Jenn mocna, czarna.
— Jest pan najlepszy! — Jenn wystawiła kciuk w górę, napychając policzki naleśnikami. — Jak ja tęskniłam za konfiturą twojej babci i pańskimi naleśnikami!
— W sumie zasnęłyśmy całkiem szybko. — Rose wzruszyła ramionami, smarując naleśnika konfiturą. — Słyszałam, że z chęcią zgodziłeś się na moją imprezę urodzinową, o której nie miałam pojęcia?
— Wiesz, każdy na twoim miejscu cieszyłby się, że rodzic pozwala urządzać imprezę — odparł tata urażonym tonem.
— Ja się cieszę! — zapewniła gorąco Jenn. — Wszystkim się tu zajmę. Wie pan, że można na mnie liczyć.
Rose wywróciła oczami, ale nic nie powiedziała.
Po śniadaniu tata wyszedł z kuchni, a po chwili wrócił z zawiniątkiem w rękach.
— Twój prezent — wyjaśnił, widząc pytający wzrok Rose.
— Dziękuję — wymamrotała, nie odrywając wzroku od płaskiej rzeczy, owiniętej w ozdobny papier.
Delikatnie rozerwała papier, a jej oczom ukazał się album z eleganckiej, ciemnej skóry. Niepewnie go otworzyła. Z pierwszej strony uśmiechała się do niej mama, o wiele młodsza niż ta z jej wspomnień, ale niewątpliwie była to ona. Stała tyłem do aparatu, z założonymi na plecach rękami, ale odwracała się z szerokim uśmiechem do kogoś, kto robił zdjęcie. Mrużyła lekko oczy, pewnie od słońca, a pojedyncze kosmyki kasztanowych włosów zakrywały jej twarz. Taka młoda. Musiała być niewiele starsza od Rose.
— Nie wiedziałem, co zrobić ze wszystkimi zdjęciami mamy — wyjaśnił tata — więc wpadłem na pomysł, żeby zrobić z nich album. Uznałem, że to będzie idealny prezent dla ciebie. Starałem się zachować chronologię, ale pamięć już mnie zawodzi. Nie chciałem chować ich w jakimś pudełku, do którego bałbym się potem zaglądać. — Nachylił się, spoglądając na to samo zdjęcie, co Rose. — To z czasów, kiedy się poznaliśmy. Mama miała tutaj dwadzieścia lat.
Rose przesunęła palcami po fotografii, mrugając intensywnie, żeby odgonić łzy.
— Jest piękny. — Pochyliła się i pocałowała tatę w policzek. — Dziękuję.
Mężczyzna zarumienił się, uciekając wzrokiem
— P-proszę bardzo — odchrząknął. — Wybaczcie, muszę skorzystać z toalety. — Szybkim krokiem wyszedł z kuchni, znikając na schodach.
— Twój tata jest taki uczuciowy — zauważyła Jenn, uśmiechając się delikatnie. — To idealny prezent — dodała, patrząc na zdjęcie kobiety. — Jesteś taka podobna do mamy.
Rose nie potrafiła oderwać wzroku od Cornelii. Dopiero kiedy na własne oczy widziała, jak szczęśliwa była jej mama, rozumiała, ile straciła. Miała tylko sześć lat i niewiele pamiętała z tamtego okresu, ale nawet jako dziecko musiała wiedzieć, że czegoś jej brakuje, nie rozumiała tylko, czego.
— Tak mi jej czasami brakuje — westchnęła, zamykając album. — Myślisz, że byłoby inaczej, gdyby tu była?
Jenn potrząsnęła głową.
— Nie wiem, Rose. Nie mam pojęcia.