10.12.21

Rozdział XLV

 

Dni mijały, a życie Rose toczyło się zaskakująco spokojnie. Związek z Williamem z pewnością nie był nudny, każdego dnia dowiadywała się o chłopaku coraz więcej, poznawała jego nawyki, rzeczy, które lubił i te, których nie znosił. Rose odkryła, że im więcej wiedziała, tym bardziej zakochiwała się w chłopaku. Było to lekko przerażające, ale uczucie szczęścia i uniesienia przeważało nad tym irracjonalnym niepokojem.

Uwielbiała, ile uwagi jej poświęcał. Kiedy patrzył na nią z zainteresowaniem, kiedy coś opowiadała, kiedy dopytywał o szczegóły, kiedy wieczorem pytał o to, jak minął jej dzień, jeśli nie mieli okazji się spotkać.

Uwielbiała, kiedy grał i śpiewał dla niej i włączał ją w proces twórczy, gdy zajmował się nowymi piosenkami. Kiedy pytał ją o zdanie i słuchał z uwagą jej opinii. I kiedy zachęcał ją do wyrażania swojego zdania, nawet jeśli brakowało jej pewności siebie.

Uwielbiała, kiedy całował ją na powitanie i na pożegnanie. W ogóle uwielbiała, kiedy całował ją aż brakowało jej tchu. I trzymał za rękę. I przytulał z całych sił. I kiedy patrzył na nią z tym ciepłem w oczach, które rozgrzewało całe jej ciało.

Uwielbiała go.

Kochała go.

Tak, nie miała wątpliwości, że go kochała. Tego uczucia nie można było pomylić z żadnym innym. Nie miała jednak odwagi wypowiedzieć tego na głos, tym bardziej wyznać Williamowi. Poza tym wciąż pozostawała kwestia jej skrzypiec.

Co prawda, wciąż pomagał jej wrócić do grania i chociaż robiła postępy (niewielkie, ale jednak postępy), widziała, jaki dyskomfort mu to sprawiało, gdy nie znał całej historii.

Tyle razy zbierała się do tego, aby mu wszystko powiedzieć i tyle razy zapewniał ją, że może poczekać aż będzie gotowa. Była świadoma, że w końcu będzie musiała to zrobić, ale jeszcze nigdy nikomu tego nie mówiła. Nie wiedziałaby nawet, co mu powiedzieć!

Westchnęła ciężko.

— Rose? Jesteś tam?

Otrząsnęła się z rozmyślań i przypomniała sobie, że wciąż rozmawia z Jennifer.

— Przepraszam. Zamyśliłam się.

— Zauważyłam — skomentowała przyjaciółka z przekąsem.

— Będę musiała w końcu powiedzieć Willowi.

— O czym?

— O wszystkim.

— Och. — To było wszystko, co Jennifer powiedziała. — Jesteś pewna?

— Tak — odparła bez wahania, zgodnie z prawdą. — Problem w tym, że nie wiem jak.

— W tym ci nie pomogę, bo sama nie mam pojęcia, co bym zrobiła na twoim miejscu. — Jenn westchnęła. — Ale myślę, że im dłużej nad tym myślisz i kombinujesz, tym gorzej.

— Wiem — jęknęła Rose.

— A co na to wszystko twój tata?

— Oszalałaś? Wciąż nie wie nic o Willu. — Rose wzdrygnęła się na samą myśl. — Wiesz, jakby zareagował, gdybym mu powiedziała. Będzie przekonany, że mamy zamiar uciec do Vegas i się pobrać.

Przyjaciółka parsknęła śmiechem.

— Czyli ukrywacie to przed rodzicami i przed szkołą? — upewniła się. — Nie martwisz się, że William pomyśli, że się go wstydzisz czy coś?

Jeśli miała być ze sobą szczera, przemknęło jej to przez myśl. Z drugiej strony, nie chciała zmieniać obecnego stanu rzeczy, kiedy mogli cieszyć się sobą i nie groziło im nic ze strony psychofanek i toksycznych plotek w szkole.

— Wiem, ale teraz jest tak wygodnie, kiedy nie musimy się niczym martwić.

— Rose, nie zawsze wszystko w życiu jest łatwe i przyjemne, wiesz o tym. A im dłużej będziesz chciała to ukrywać, tym większy będzie smród z tej bomby jak wybuchnie ci prosto w twarz.

Skrzywiła się.

— Nie lubię, kiedy masz rację.

 

Bomba wybuchła szybciej niż się tego spodziewała.

Kiedy w poniedziałek rano szła w kierunku szkolnej bramy, dostała wiadomość od Pixie.

 

Lepiej nie przychodź dzisiaj do szkoły.

 

Zmarszczyła czoło.

 

Czemu? Jestem przy bramie.

 

W odpowiedzi Pixie wysłała jej link do zdjęcia na Instagramie.

Rose stanęła jak wryta i musiała upewnić się dwukrotnie, że jej się nie przywidziało i wcale nie patrzyła na siebie i Williama.

 

Gdy przyjrzała się fotografii, uświadomiła sobie, że musiała zostać zrobiona wczoraj, kiedy wychodzili z kina w centrum handlowym. Mimo że wybrali kino po drugiej stronie miasta, Will dodatkowo zamaskował się, zakładając czapkę z daszkiem i szalik, zasłaniający połowę jego twarzy. Jak widać, autor zdjęcia akurat trafił na moment, gdy dopiero wychodzili z sali kinowej, więc z kamuflażu chłopaka została tylko czapka.

Na siłę dałoby się czegoś doszukać na tej fotografii, bo w końcu tylko stali obok siebie i rozmawiali, ale kiedy przesunęła palcem i zobaczyła kolejne zdjęcie, już nie miała wątpliwości.

Z niedowierzaniem wlepiała spojrzenie w fotografię, na której całuje się z Williamem, opierając się o drzwi samochodu. Jej twarz nie była wyraźnie widoczna, ale za to twarz Willa tak. Zresztą, to nie miało znaczenia, jeśli wciąż mieli na sobie te same ubrania.

Z narastającym przerażeniem uświadomiła sobie, że ktoś musiał ich wczoraj śledzić, bo zdjęcia były wykonane w dość sporych odstępach czasowych.

Rozejrzała się nerwowo, ale nie zauważyła nic podejrzanego. Nikt nie patrzył na nią z mordem w oczach ani nie czaił się za żadnym drzewem. Powróciła wzrokiem do telefonu i sprawdziła, że zdjęcie dodano godzinę temu na fanpage’u Williama, czyli kwestią czasu było zanim cała szkoła się dowie.

Na samą myśl o tym, co ich czekało, oblał ją zimny pot. Nie była pewna, czy zdoła udźwignąć ciężar setek oceniających i prześwietlających ją spojrzeń.

Nerwowo przestąpiła z nogi na nogę i z wahaniem wysłała zdjęcie do Willa z pytaniem, czy już je widział.

 

Czekaj na mnie pod szkołą.

 

Wpatrywała się w te pięć słów aż mroczki zaczęły latać jej przed oczami. Miała nadzieję, że chłopak miał jakiś plan, bo inaczej oboje będą głęboko w czarnej... dziurze.

 

Czuła się jeszcze gorzej, stojąc jak idiotka przed szkołą i wbijając wzrok w ekran telefonu, byle tylko nie zwracać na siebie uwagi innych.

Rozejrzała się niepewnie i zauważyła znajomą postać zmierzającą w jej kierunku. Zalazła ją fala ulgi na widok Williama, który szedł szybkim i pewnym krokiem, z jakąś dziwną determinacją wypisaną na twarzy. Gdzieś z tyłu głowy poczuła niepokój.

— Cześć... — zaczęła, unosząc rękę, ale chłopak ani myślał poprzestawać na zwykłym przywitaniu.

Will zatrzymał się tuż przed nią i dopiero jego dziwny uśmiech sprawił, że Rose zmrużyła podejrzliwie oczy.

Drgnęła zaskoczona, kiedy szybkim ruchem ujął jej twarz i pochylił się, żeby wycisnąć na jej ustach mocny, zdecydowany pocałunek.

Nie zdążyła zareagować, a już odsunął się z szerokim uśmiechem, wciąż ściskając jej policzki dłońmi.

— Cześć.

Gdzieś obok siebie usłyszała zduszony okrzyk i to wystarczyło, żeby uświadomiła sobie konsekwencje tego, co zrobił właśnie Will.

— Oszalałeś? — sapnęła, strzepując jego ręce ze swojej twarzy. Rozejrzała się dyskretnie i chociaż kilka osób otwarcie się na nich gapiło, na razie nie dostrzegła żadnego tłumu rozwścieczonych fanek.

William wzruszył ramionami.

— Z tych zdjęć się nie wybronimy, Rose. — Wzruszył ramionami. — Zresztą, dobrze wiesz, że to było nieuniknione.

— Ale nie sądziłam, że stanie się to tak szybko!

— Miesiąc to dla ciebie szybko?

— A dla ciebie nie? — zapytała z niedowierzaniem.

— Nie. — Spojrzał na nią z uwagą. — Chyba że bym się ciebie wstydził czy coś.

Potrzebowała kilku długich sekund, żeby dotarło do niej, co miał na myśli.

— Och.

Uśmiechnął się krzywo.

— Właśnie.

Potrząsnęła głową.

— To nie tak, że się ciebie wstydzę, Will — zaczęła. — Po prostu... bycie w centrum uwagi... — Westchnęła. Ciężko było wyjaśnić coś, pomijając wszystkie ważne kwestie. — To nie jest dla mnie proste.

Patrzył na nią, jakby szukał czegoś w jej twarzy, aż w końcu westchnął i wyciągnął rękę w jej stronę.

— Nie jesteś już sama.

Przez ostatni miesiąc Will był dla niej taki wyrozumiały. Zdawała sobie sprawę z tego, że ukrywanie się nie było w jego stylu i pewnie kłóciło się z jego przekonaniami, ale nie skarżył się ani razu. Pomyślała, ile razy mógł pomyśleć sobie, że się go wstydziła i zalała ją fala strachu. Nie taki był jej zamiar, ale przecież nie siedział w jej głowie, żeby o tym wiedzieć.

Doskonale wiedziała, że ukrywanie się miało być ucieczką. Że czuła się dobrze, zamykając się w swoim małym światku z Williamem, bez konieczności stawiania czoła swoim lękom. Ale wiedziała też, że to nie mogło trwać wiecznie. Nie przypuszczała tylko, że wszystko wyjdzie na jaw w taki sposób, chociaż zaczynała myśleć, że jakieś nadprzyrodzone siły chyba miały dość jej tchórzostwa.

Skoro cała sprawa już się wydała, nie pozostawało jej nic innego, jak stawić temu czoła. Tym razem nie musiała jednak robić tego sama i prawdopodobnie właśnie to dodało jej najwięcej odwagi.

Chwyciła rękę Willa, splotła razem ich palce i stanęła obok chłopaka.

— Mam tylko nadzieję, że twoje fanki nie wyrwą mi wszystkich włosów. — Mimowolnie złapała się za głowę wolną ręką.

William parsknął śmiechem i pokręcił głową z niedowierzaniem.

— To o to chodzi? Boisz się, że zostaniesz łysa?

— Nie możesz mnie za to winić — mruknęła.

Nieśpiesznym krokiem ruszyli w stronę szkoły, a Rose usilnie starała się nie zwracać uwagi na odprowadzające ich spojrzenia i szepty za ich plecami.

Chłopak odprowadził ją aż pod klasę na kilka minut przed dzwonkiem.

— Widzimy się na lunchu, tak? — zapytał, szukając potwierdzenia w jej twarzy.

Kiwnęła głową, a po chwili wahania wspięła się na palce i wycisnęła na jego policzku szybkiego całusa.

— Dziękuję.

Uśmiechnął się szeroko.

— Do zobaczenia.

 

Kiedy Rose weszła do klasy, wszystkie spojrzenia skupiły się na niej. Jęknęła wewnętrznie i szybko przemknęła na swoje miejsce.

Jej ławkę od razu oblegli przyjaciele z niepokojem wypisanym na twarzach.

— Wszystko w porządku? — zapytała Pixie. — Nie odbierałaś telefonu.

Rose wyłuskała telefon z kieszeni płaszcza i rzeczywiście na ekranie widniały cztery nieodebrane połączenia od Pixie i dwa od Natalie.

— Rozmawiałam z Willem — wyjaśniła.

— I co? Jak chce to odkręcić? — skrzywiła się Pixie.

— Niczego nie chce odkręcać. — Wywróciła oczami. — Chyba nie muszę wam przypominać, że to on był największym przeciwnikiem tego całego ukrywania się.

Chociaż minął miesiąc, odkąd powiedziała przyjaciołom o ich związku, wciąż nie wszyscy przekonali się do Williama. Podczas gdy Simon, Michael i Daniel dość szybko przeszli nad tym do porządku dziennego, a Natalie otwarcie im kibicowała i często rozmawiała z Rose, Pixie nadal rzucała Willowi podejrzliwe spojrzenia przy każdej możliwej okazji.

Dlatego Rose nie zdziwiła się, kiedy Pixie od razu założyła najgorsze, ale nie zamierzała też ukrywać swojej irytacji, kiedy brunetka zachowywała się jak hipokrytka, akceptując Jamesa, a odrzucając Williama, chociaż obie sytuacje były podobne.

— Czyli koniec z ukrywaniem się? — zapytał Daniel, wyrywając Rose z zamyślenia.

— Jego fanki cię rozszarpią — skwitował Simon.

Jęknęła.

— Nie musisz mi o tym przypominać. Ale tak, koniec chowania się po kątach.

Natalia pokręciła głową.

— Wciąż nie wierzę, że ktoś tak bezczelnie was śledził i pstrykał wam zdjęcia. To obrzydliwe.

— Szkoda, że nie wiemy kto to był. — Groźny wyraz twarzy Michaela kazał jej myśleć, że ktokolwiek to był, nie wyszedłby z tego bez szwanku. — Zdjęcie wysłano anonimowo.

Rose rozłożyła ręce bezradnie.

— Spodziewałam się, że wszystko w końcu się wyda, chociaż może nie w taki sposób. William ma rację. Z takich zdjęć i tak byśmy się nie wybronili.

— Powinniśmy usiąść wszyscy razem na stołówce — zaproponowała Natalie. — Mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś czegoś spróbuje.

Pixie nie wyglądała na zadowoloną, ale w końcu przytaknęła rudowłosej, kiedy pozostali uznali to za dobry pomysł.

Rose chciała po prostu wrócić do domu, zakopać się w pościeli i spać dziesięć lat.

 

— Nie dam rady — wymamrotała, opierając się ciągnącej ją do stołówki Natalie. — Wszyscy będą się gapić.

— Dasz radę! — ofuknęła ją dziewczyna, tupiąc nogą. — Kto jak nie ty! Jesteś silną, mądrą dziewczyną, a William jest szczęściarzem, że cię ma.

— Dzięki, ale to mnie wcale nie pociesza.

— Będziemy tam z tobą. — Tym razem to Daniel z Michaelem próbowali ją pocieszyć.

Simon mruknął coś pod nosem, po czym dodał na głos.

— Dopóki będziesz tam z Davisem, nikt się nie odważy nawet zbliżyć.

Rose nie była tego taka pewna.

— William napisał ci, że zajęli już stolik, tak? — upewniła się Natalie, kiedy zbliżyli się do drzwi stołówki.

Przytaknęła z rezygnacją.

— Gotowa? — zapytała jeszcze Natalie, posyłając jej pokrzepiający uśmiech.

Rose nie zdążyła odpowiedzieć, bo Simon z Michaelem już pchnęli drzwi, więc nie miała innego wyjścia jak podążyć za nimi.

Jak zwykle o tej porze dnia, w szkolnej stołówce przywitał ich gwar wypełniony rozmów i wybuchów śmiechu i być może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że większość tych rozmów zdawało się skupiać wokół jednego tematu, którego nietrudno było się domyślić po uczniach zerkających ukradkiem na jeden ze stolików.

— Czy mnie oczy mylą, czy oni naprawdę zajęli stolik na samym środku? — mruknął Simon.

— To tyle, jeśli chodzi o nie wyróżnianie się — skwitował Daniel.

Rose nie miała zamiaru sterczeć w wejściu i jeszcze bardziej zwracać na siebie uwagę, więc nie czekając na resztę, szybkim krokiem ruszyła w stronę Willa i chłopaków.

Dobrnęła do stolika z deptającymi jej po piętach przyjaciółmi i opadła na wolne krzesło obok Williama. Jej śladem poszła reszta aż wszyscy zasiedli przy jednym stoliku.

Pomyślała, że nikt z jej przyjaciół nigdy nawet nie odważyłby się pomyśleć o tym, że kiedykolwiek dojdzie do takiej sytuacji.

— Szkoda, że nie widziałaś swojej miny. — Sam parsknął śmiechem. — Jak owieczka wśród stada wilków.

Zmierzyła go wzrokiem.

— Zajmij się swoim deserem.

— Wszystko w porządku? — zapytał Will, dotykając jej ramienia.

Kiwnęła głową.

— Rose chce pewnie zapytać, czy nie było lepszego stolika. — Simon odezwał się, zanim miała szansę coś dodać.

William wzruszył ramionami, nie odrywając od niej wzroku, w którym widziała mieszaninę troski i niepokoju.

— To raczej nie ma większego znaczenia. I tak będą się gapić — dodał Eric, przerzucając od niechcenia stronę magazynu, który czytał.

Rose odnalazła pod stołem dłoń Willa, spoczywającą na kolanie i ścisnęła ją lekko, chcąc go uspokoić.

— Nic mi nie jest — powiedziała cicho, uśmiechając się blado.

— Nie wiem, jak można znosić takie ciągłe gapienie się. — Pixie potrząsnęła głową. — Nie chcę nawet myśleć o tym, co mówią. — Wstała od stołu. — Idę po jedzenie. Ktoś wybiera się ze mną?

Rose skrzywiła się wewnętrznie na ten ostentacyjny pokaz jej niezadowolenia z obecnej sytuacji, ale nie miała zamiaru wdawać się w dyskusję przy całej szkole. Nie czuła się też na siłach, aby to robić.

Simon i Michael stwierdzili, że nie są głodni, więc po chwili brunetka oddaliła się w towarzystwie Natalie i Daniela.

Rose powiodła za nią wzrokiem, wiedząc, że powinna porozmawiać z przyjaciółką – i to jak najszybciej – zanim sprawy wymkną się spod kontroli. Nie sądziła jednak, że będzie w stanie zrobić to teraz, gdy czuła się jak na celowniku, a cała sprawa była zbyt świeża.

— Nie przejmuj się tak Pixie — odezwał się Michael, patrząc na Rose jakby potrafił czytać jej w myślach. — W końcu jej przejdzie.

— Mam nadzieję — mruknęła i spojrzała z wdzięcznością na Willa, kiedy poczuła uścisk jego dłoni na swojej.

Jakaś jej część cieszyła się, że nie musieli się dłużej z Williamem ukrywać i mogła bez skrępowania trzymać go za rękę i nie myśleć o tym, czy ktoś zauważy ukradkowe uśmiechy, które wymieniali ze sobą na korytarzach.

Przeważała jednak ta część, która wzdrygała się na myśl o oceniających spojrzeniach czy pełnych jadu szeptach. Z tego, co zdążyła zaobserwować, większa część szkoły szybko przeszła nad tym do porządku dziennego, nie zaszczycając ich niczym poza jednym zaskoczonym spojrzeniem lub uniesieniem brwi. Wiedziała, że bardziej powinna obawiać się tych zaciekłych fanek Willa, bo chociaż była ich garstka, to – według Willa – potrafiły naprawdę uprzykrzyć życie.

Nic nie mogła poradzić na to, że mózg podsyłał jej obrazy wszystkich możliwie najgorszych scenariuszy, które szybko sprawiły, że zaczęło kręcić jej się w głowie, a serce groziło wyskoczeniem z piersi. Miała wrażenie, że wszystkie pary oczu na stołówce wiercą dziury w jej plecach, a rozmowy, które słyszała, dotyczyły tylko jej.

Wolną ręką złapała za kant stołu, ściskając zimny blat aż pobielały jej knykcie.

Głos Williama dotarł do niej jak przez mgłę.

— Rose, wszystko w porządku?

Wiedziała, co nadchodziło.

— Łazienka — wymamrotała, czując narastający uścisk w klatce piersiowej.

 

Nie pamiętała jak dobrnęła do drzwi, ale gdy tylko zamknęły się za nią, a gwar rozmów ucichł, odetchnęła głęboko. Najwyraźniej wystarczyło usunąć się z widoku setek par oczu, żeby uścisk w jej piersi zelżał, a oddech zaczął się uspokajać.

Ruszyła korytarzem i zatrzymała się za pierwszym zakrętem, po czym oparła o ścianę i pochyliła do przodu, opierając dłonie na kolanach. Zaczęła stopniowo regulować oddech, skupiając się na spowolnieniu wciąż kołatającego serca. Wytarła lekko spocone ręce o spódniczkę i skupiła wzrok na kurtynie włosów, które zasłaniały jej twarz z obu stron.

— Rose.

Drgnęła zaskoczona i podniosła wzrok na stojącego przed nią Williama, który pochylał się nad nią z niepokojem.

— Już dobrze? — zapytał, nie pytając nawet, co się stało.

Pokiwała głową i uśmiechnęła się blado. Chłopak wyciągnął do niej rękę, a Rose przyjęła ją z wdzięcznością i pozwoliła Willowi przyciągnąć się i z ulgą oparła głowę na jego ramieniu.

— Dziękuję — wymamrotała w materiał koszuli.

William położył dłoń na jej plecach i nieśpiesznym ruchem zaczął zataczać kciukiem kółka pomiędzy łopatkami. Była wdzięczna, że nie zadawał żadnych pytań, tylko pozwolił jej uspokoić się swoim tempie dzięki skupieniu się na jego spokojnych, miarowych oddechach.

Nie wiedziała, ile czasu minęło, ale gdy w końcu stwierdziła, że opanowała się wystarczająco, dała znak chłopakowi, który wypuścił ją, ale tylko na odległość ramienia, po czym zmierzył uważnym spojrzeniem.

— Jak się czujesz?

— Dobrze — odparła zgodnie z prawdą. — Już w porządku.

Will wciąż wyglądał na zmartwionego.

— Nie powinniśmy byli iść na stołówkę.

Posłała mu uspokajający uśmiech.

— Ja też nie spodziewałam się, że tak zareaguję.

Puścił jej ramiona, które wciąż trzymał i zmarszczył czoło.

— Mogłaś mi powiedzieć, że coś jest nie tak.

— Nie chciałam cię martwić.

Wymownie zaplótł ręce na piersi.

— Jesteś moją dziewczyną, więc to oczywiste, że będę się martwił.

Przyjemne ciepło rozlało się w jej wnętrzu na dźwięk słowa dziewczyna, ale nie dała tego po sobie poznać.

— Ale i tak przyszedłeś, prawda? — uśmiechnęła się szeroko.

Jedyną reakcją było prychnięcie.

Rose uśmiechnęła się jeszcze szerzej i zrobiła krok do przodu, wspięła się na palce i wycisnęła całusa na ustach chłopaka.

— Dziękuję.

Kolejne prychnięcie.

— Po takich marnych podziękowaniach nie jestem pewien, czy naprawdę jesteś wdzięczna.

Spojrzała na chłopaka z niedowierzaniem.

— W takim razie nie tknę cię już dzisiaj nawet palcem — oznajmiła, unosząc wysoko podróbek. — Możesz sobie pomarzyć.

William złapał ją za rękę i splótł razem ich palce.

— Jakbyś mogła się powstrzymać — skwitował, rzucając jej rozbawione spojrzenie.

Uniosła brwi.

— Chcesz się przekonać?

Will wybuchł śmiechem.

— Nie. — Uniósł ich złączone ręce i musnął ustami wierzch jej dłoni. — Chcesz się stąd wyrwać?

Rose szybko podliczyła w głowie dni, w które była nieobecna, odkąd zaczęła umawiać się z Williamem i westchnęła ciężko w duchu. Cóż, gorzej być już nie mogło.

— O niczym innym nie marzę.

 

— Gdzie jedziemy? — zapytała, wyglądając z ciekawością przez okno samochodu.

— Zobaczysz.

Odwróciła się w stronę chłopaka z pytaniem w oczach.

— Potrafisz wytrzymać pięć minut, nie wiedząc absolutnie wszystkiego? — zapytał z rozbawieniem, nie odrywając wzroku od drogi.

Prychnęła w odpowiedzi i skrzyżowała ręce na piersi.

— Swoją drogą — zaczął Will. — Pixie chyba wciąż niezbyt podoba się ta cała sytuacja.

Rose spojrzała na chłopaka, ale nie doszukała się w jego twarzy żadnej złości czy oskarżenia, ot zwykłe stwierdzenie faktu.

— Tak — przyznała z rezygnacją. — Starałam się być wyrozumiała, ale zaczyna mnie to denerwować. Przecież z Natalie było bardzo podobnie, a jednak Pixie jej tak nie traktuje.

— Rozmawiałaś z nią?

Potrząsnęła głową.

— Szczerze powiedziawszy, nie mam na to siły. Ale jeśli nic się nie zmieni, będę musiała.

— Chcesz, żebym to ja z nią pomówił?

Rose parsknęła śmiechem i rzuciła Willowi rozbawione spojrzenie.

— Nawet jeśli Pixie nie może już uważać cię za największe zło, to nie oznacza, że zgodzi się na pogaduszki.

Zerknął na nią z niedowierzaniem.

— Czy ty właśnie zlekceważyłaś mój wrodzony czar i wdzięk?

— Ależ skąd. Wciąż pamiętam ten pokaz twojego wrodzonego czaru i wdzięku, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy.

Uśmiechnęła się, słysząc ciężkie westchnięcie.

— Będziesz mi to wypominać do końca życia?

— I jeden dzień dłużej — dodała, nie potrafiąc ukryć swojego rozbawienia. — Poza tym Pixie uległaby na czar i wdzięk tylko jednego faceta.

— Kogo? — William nie krył swojej ciekawości.

— Tylko obiecaj, że nikomu nie powiesz.

Wywrócił oczami, ale Rose nie dała za wygraną.

— Dobra. Obiecuję.

— To Daniel — wyszeptała konspiracyjnym tonem, jakby zdradzała tajemnicę wagi państwowej.

— Daniel? Serio?

— Czemu to cię tak dziwi? — zapytała, gdy usłyszała zwątpienie w jego głosie. — Gdybyś poznał Pixie trochę lepiej i dobrze jej się przyjrzał, zauważyłbyś, że traktuje Daniela zupełnie inaczej niż nas.

Wzruszył ramionami.

— Skoro tak twierdzisz. Obawiam się jednak, że gdybym zaczął się jej przyglądać, nie przyjęłaby tego za dobrze.

Po namyśle Rose przyznała mu rację.

— Lepiej nie próbuj się nikomu przyglądać — dodała.

— Zazdrosna? — odparł Will, uśmiechając się zaczepnie.

— W twoich snach. — Jedyną reakcją był wybuch śmiechu, na co Rose prychnęła z wyższością.

Resztę drogi spędzili rozmawiając o wszystkim i o niczym, a Rose czuła jak gdzieś z tyłu jej głowy powoli rośnie pewna decyzja, co do której nie była do końca przekonana, a której nie mogła odkładać w nieskończoność.

 

Gdy William oznajmił, że dojechali na miejsce, Rose wyjrzała przez okno i zamarła, gdy dotarło do niej, gdzie prawdopodobnie byli.

— Przyjechaliśmy do ciebie?!

Ale chłopak już obchodził samochód, żeby otworzyć drzwi pasażera.

— Naprawdę nie mogłeś mnie uprzedzić? — jęknęła, gdy tylko drzwi się otworzyły.

— Wtedy na pewno jakoś byś się z tego wykręciła. — Will podał jej rękę i pomógł wysiąść z auta, ignorując jej świdrujące spojrzenie. — Ja naprawdę nie rozumiem, co jest w tym takiego strasznego.

— To, że spotkam twojego tatę! — odparowała jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. — Do takiego spotkania trzeba się jakoś przygotować.

Wywrócił oczami, a Rose stwierdziła, że w ostatnich dniach robił to stanowczo zbyt często w reakcji na jej słowa.

— Tata pracuje do późna, więc na pewno go nie spotkasz — powiedział, prowadząc ją w stronę domu. — Uwierz mi, sam wolałbym, żebyście się na razie nie spotkali.

— Dlaczego? — zapytała, mrużąc podejrzliwie oczy i rozglądając się po ogrodzie, który mijali, idąc kamienną ścieżką.

Był początek kwietnia, więc przyroda powoli budziła się do życia, dostrzegła zalążki kolorowych kwiatów w eleganckich klombach, pierwsze liście na drzewach i starannie przystrzyżony trawnik. Pomyślała, że nad ogrodem musiał pracować jakiś ogrodnik, bo nie podejrzewała, aby William zajmował się plewieniem po szkole, a jego ojciec prawdopodobnie nie miałby na to czasu.

— Tata jest… specyficzny. — Will skrzywił się, jakby to określenie nie do końca oddawało to, co miał na myśli. — Chyba wspominałem ci kiedyś, że wielu rzeczy nie potrafi zrozumieć. Niezbyt się dogadujemy, a ja nie chcę się z nim kłócić, więc staram się wpadać na niego jak najrzadziej.

Rose stwierdziła, że to, co do tej pory wiedziała o rodzinie chłopaka, było zaledwie mikroskopijną częścią czegoś wielkiego, z niezbyt szczęśliwym zakończeniem. Chciała wiedzieć więcej, ale wiedziała też, że William powie jej w swoim czasie, nie miała więc zamiaru ciągnąć go za język, tak samo jak on szanował jej prywatność.

Dlatego uśmiechnęła się do niego i ścisnęła mocniej jego rękę.

— Mam nadzieję, że posprzątałeś — powiedziała z rozbawieniem.

— Na błysk — odparł, błyskając zębami w uśmiechu, po czym otworzył przed nią drzwi i złożył przesadny ukłon. — Zapraszam.

Rose dygnęła uprzejmie, tłumiąc chichot i ujęła wyciągniętą przez Williama dłoń i pozwoliła wprowadzić się do środka.

Rozejrzała się po przestronnym holu, posadzce z ciemnego drewna, ciepłych, kremowych ścianach ozdobionych obrazami z geometrycznymi figurami i rozdziawiła usta.

— Nie mówiłeś, że mieszkasz w pałacu.

Will zamknął drzwi i spojrzał na nią, marszcząc czoło.

— Bo nie mieszkam.

Wywróciła oczami i ruszyła korytarzem aż dotarła do salonu, urządzonego w podobnym stylu, co hol – gustownie, ale z prostotą. Dwie skórzane kanapy w kolorze ciemnego brązu stały na białym, puchatym dywanie, pomiędzy nimi stolik z jasnego drewna. W rogu dostrzegła wygaszony kominek, nieopodal którego stał gramofon i stojak z płytami winylowymi.

Podeszła do gramofonu i przyjrzała mu się z zaciekawieniem.

— Działa?

— Powinien — odparł William, stając obok niej. — Zobaczmy… — Pochylił się nad stojakami i po kilku sekundach wyciągnął jedną z płyt.

Przyglądała się jak ostrożnie wyciąga płytę z opakowania i nasadza ją na płytę gramofonu, po czym delikatnie przesuwa igłę i ustawia ją w odpowiedniej pozycji.

Po chwili pomieszczenie wypełniła przyjemna, jazzowa melodia.

Will wyprostował się i odwrócił w jej stronę, a gdy uśmiechnęła się do niego, chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie.

— Zatańczy pani ze mną? — wymamrotał przy uchu Rose, wolną ręką muskając jej szyję.

Przeszedł ją przyjemny dreszcz i zachichotała.

— Z przyjemnością.

Rose odrzuciła głowę do tyłu i śmiała się serdecznie, kiedy okręcił ją dwa razy i zaczął wywijać z nią po całym salonie, zupełnie nie w takt płynącej z gramofonu muzyki, i poczuła jak ulatują z niej wszystkie troski.

Gdy zaczęło brakować jej tchu, pociągnęła Williama za rękę i zatrzymała się, a on razem z nią.

— Twoja kondycja jest tragiczna — stwierdził, widząc jej zaczerwienioną, lekko spoconą twarz i zadyszkę. Chciała pacnąć go w ramię, ale z łatwością zrobił unik. — Przyniosę coś zimnego do picia.

Tymczasem Rose rzuciła się na jedną z kanap i odetchnęła z ulgą. Takie wzmożone aktywności fizyczne zdecydowanie nie były dla niej.

Will wrócił po chwili z dwiema szklankami soku pomarańczowego. Podał jej jedną, a Rose od razu wypiła wszystko duszkiem, ignorując rozbawione spojrzenie chłopaka, który rozsiadł się obok niej i upił łyk.

Oblizała usta i odstawiła szklankę na stolik, przygotowując się mentalnie do tego, co postanowiła sobie w samochodzie.

— Will — zaczęła, odwracając się w jego stronę.

— Hmm?

— Muszę ci coś wyznać — powiedziała cicho i szybko spuściła wzrok, gdy na nią spojrzał. — Chyba w końcu jestem na to gotowa.

Delikatnie nakrył jej dłoń swoją. Czekała aż powie jej coś w stylu, że wcale nie musi mu mówić, że on może zaczekać i tak dalej, więc nieśmiało zerknęła na niego i zobaczyła poważny wyraz twarzy.

Willam upewnił się, że nie odwróci wzroku i kiwnął głową.

Wypuściła powietrze ze świstem.

Już nie było odwrotu.

2 komentarze:

  1. Jaka miła niespodzianka dzisiejszego dnia 😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :) Następny rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu!

      Usuń

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X