Powracam z rozdziałem! Jestem z niego średnio zadowolona, ale taki musi być. W końcu Natalie i James wyjaśnili sobie parę spraw. Powoli zbliżamy się do wyjaśnienia ich historii. Co do następnego rozdziału, to myślę, że pojawi się dopiero około czerwca, bo zbliża się znienawidzona sesja, a ja mam sporo zaległości.
A tymczasem dziękuję za wszystkie komentarze i nie pogniewam się za kolejne!
***
Natalie od
paru godzin siedziała na łóżku, obejmowała kolana rękami i kołysała się
rytmicznie. Nie przypuszczała, że jeszcze kiedykolwiek spotka tę dziewczynę.
Widziała ją raz, w dodatku przez kilka chwil, ale twarz Chloe Pierce wypaliła
się w pamięci Natalie już na zawsze. Ujrzeć ją niespodziewanie w tej samej
klasie - nie była na to przygotowana.
Tym
bardziej zaskoczyła ją reakcja Jamesa, który zachowywał się, jakby nie miał
pojęcia, o co jej chodziło. Była przygotowana na kłótnie, parę ostrych słów,
ale cała rozmowa potoczyła się inaczej.
Nie
potrafiła sobie wyobrazić, że wejdzie jutro do klasy i ona tam będzie, z tym szyderczym uśmiechem na ustach, czekając na
okazję, żeby jej dopiec. Mogła liczyć na przyjaciół, ale ucieczka wcale nie
była rozwiązaniem jej problemu.
Drgnęła
słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości.
Zejdź na dół.
James.
Podeszła
do okna i spojrzała. Na zewnątrz było ciemno, więc dopiero po kilku sekundach
dostrzegła niewyraźną sylwetkę przy furtce, oświetlaną jedynie przez żółte
światło latarni.
Nie mając
nic do stracenia ubrała kurtkę, owinęła się szalikiem i po cichu wymknęła z
domu. Nieśpiesznie szła w kierunku furtki, a każdy krok wydawał jej się
niezwykle ciężki, jakby ktoś przywiązał jej kamienie do butów. Albo jakby szła
na ścięcie.
- Czego
chcesz? - zapytała zmęczonym głosem.
Furtka
zaskrzypiała, kiedy zamykała ją za sobą. Stanęła na przeciwko chłopaka,
niewiele widząc w słabym świetle.
-
Porozmawiać. Na poważnie. Bez głupich kłótni.
James
zrobił krok do przodu i w końcu mogła zobaczyć jego twarz, kiedy padła na nią
plama światła.
- Więc o
czym chcesz porozmawiać?
Zaplotła
ręce na piersi, jakby w ten sposób mogła ukryć niepewność i drżenie dłoni.
- Dlaczego
przyszłaś dzisiaj do mnie kłócić się o Chloe? - zapytał spokojnie.
Natalie zastanawiała się, gdzie podziała się jego wcześniejsza wściekłość i na czym,
lub na kim ją wyładował.
-
Powinieneś doskonale wiedzieć - wymamrotała.
- Więc
chyba nic się stanie, jeśli to powiesz?
Odetchnęła
głęboko. Nawet nie wiedziała jak ubrać to w słowa. Ale teraz nie miała już nic
do stracenia.
- To było
parę dni zanim zobaczyłeś mnie z... Danielem - zawahała się przy ostatnim
słowie i zerknęła na chłopaka, ale James nawet nie mrugnął. - Zdobyłam twój
adres i chciałam do ciebie przyjść. - Uśmiechnęła się krzywo. - Tak, wiem,
żałosne. I wtedy zobaczyłam ciebie z... nią. Chyba nie muszę nic dodawać.
Spojrzała
na Jamesa z wyczekiwaniem. Wyglądał na zamyślonego.
- Ten
dzień... Pamiętam. - Uśmiechnął się gorzko i zwrócił na nią swój wzrok. - To
dlatego ciągle wypominałaś mi zdradę. Naprawdę myślałaś, że mógłbym cię
zdradzić?
Patrzył na
nią z uprzejmym uśmiechem. Odwróciła wzrok, nie mogąc patrzeć na tę przyklejoną
maskę.
- Jak
sądzisz, co mogłam sobie pomyśleć, widząc cię w takiej sytuacji? Prawdopodobnie
to samo, co ty, kiedy zobaczyłeś mnie z Danielem.
Jej głos
drżał, kiedy kończyła mówić.
Chłopak
milczał dłuższą chwilę.
- Więc to
była twoja zemsta? - rzucił cicho. - Powiedz mi tylko, kto na to wpadł? Ty? Czy
może Daniel okazał się taki pomocny?
Kiedy
Natalie nie odpowiadała, wbijając wzrok w ziemię, James chwycił jej podbródek i
siłą zmusił do podniesienia głowy. Przybliżył swoją twarz i spojrzał prosto w
wystraszone oczy zwierzęcia zapędzonego w pułapkę.
- Nie
zdradziłem cię - powiedział spokojnym głosem, przyszpilając ją wzrokiem, chociaż
w jego uścisku czuła gniew. - Widzę, jak kiepskie mniemanie miałaś o mnie. A
Chloe to przyjaciółka, którą znam od dziecka. Nic nas nigdy nie łączyło. -
Natalie wstrzymała oddech, pragnąc uciec, zniknąć. - Tamtego dnia... Chciałem
ci o tym powiedzieć... - James uśmiechnął się krzywo. - Tamtego dnia
dowiedziałem się, że moja mama miała wypadek, zapadła w śpiączkę i jeśli się
kiedykolwiek obudzi, to nie będzie mogła chodzić.
Jego dłoń
w końcu opadła, uwalniając Natalie, która zrobiła krok w tył, patrząc na Jamesa
z niedowierzaniem.
- C-Co
powiedziałeś?
-
Słyszałaś.
Mówił prawdę.
Dopiero w
tym momencie uświadomiła sobie, jak straszny błąd popełniła. W jednej chwili
zalała ją fala gorąca.
- Dlaczego
nic nie...
- Nie
powiedziałem? - Uśmiechnął się kpiąco. - Może wtedy, kiedy przytulałaś się z
Danielem? Z pewnością miałem wtedy ochotę na rozmowy. - Zaśmiał się sucho. -
Nie bądź śmieszna.
Natalia
nie wiedziała, co powiedzieć. Przez tyle czasu tkwiła w przekonaniu, że James
spotykał się na boku z inną dziewczyną. Niezliczoną ilość razy analizowała
wszystkie ich rozmowy, spotkania, wciąż mając nadzieję, że to wszystko
nieprawda. A w momencie, w którym okazało się, że to rzeczywiście nieprawda,
znienawidziła samą siebie.
Nic
dziwnego, że wszyscy prędzej czy później odsuwali się od niej. Że w końcu
zostawała sama, nie zdając sobie sprawy, co zrobiła nie tak. Chociaż nie
znosiła oceniania po pozorach, bo ją samą tak kiedyś oceniono, to właśnie sama
to zrobiła. Była cholerną hipokrytką i wiedziała o tym od dawna, tylko postanowiła
ten fakt wygodnie ignorować.
James miał
rację, była śmieszna.
- Masz
rację - powiedziała cicho, nie patrząc na Jamesa. Nie zniosłaby tego widoku. -
Cieszę się... - Wzięła głęboki wdech, dodając sobie odwagi. - Cieszę się, że
sobie to wyjaśniliśmy. Przepraszam za wszystko. - Odwróciła się z zamiarem
odejścia.
- I to
tyle?
Nie
słyszała rozczarowania w jego głosie. Właściwie nic nie słyszała. Krew szumiała
jej w uszach, a oczy zaczęły wilgotnieć. Jeśli stąd nie odejdzie, rozpłacze się
na dobre, a wtedy już nigdy nie będzie mogła spojrzeć sobie w twarz.
-
Przepraszam - szepnęła, ukrywając drżący głos, po czym szybkim krokiem ruszyła
w stronę domu, walcząc z odruchem odwrócenia głowy i sprawdzenia, czy James
odszedł.
*
Przez dwa
następne dni Natalie nie pojawiła się w szkole. I choć Rose martwiła się o nią
szalenie, miała przeczucie, że dziewczyna nie chce nikogo widzieć, ani z nikim
rozmawiać. Dlatego odwiodła Pixie od pomysłu złożenia jej niezapowiedzianej
wizyty tuż po zajęciach.
Atmosfera
była napięta. Chloe wydawała się promieniować dumą z powodu tego, jakie
wrażenie wywołała na Natalie, natomiast Daniel co rusz rzucał jej wściekłe
spojrzenia, zaciskając dłonie w pięści. Pixie warczała na wszystkich i nie
potrafiła usiedzieć w spokoju nawet pięciu minut. Michael i Simon nie zostali
wtajemniczeni, ale zdawali sobie sprawę, że coś się stało i najlepszym wyjściem
byłoby zachowanie dystansu. Tak więc Rose była jedyną osobą, która trzymała to
wszystko w ryzach.
Odetchnęła
z ulgą kiedy skończyły się lekcje i mogła z czystym sumieniem odesłać
przyjaciół do domu, nie bojąc się, że zrobią coś paskudnego Chloe albo
James'owi, chociaż sama miała na to ochotę.
Spotkanie
z Williamem przebiegło spokojnie - na tyle na ile potrafiła się opanować - i
nim się obejrzała, za oknem zaczęło się ściemniać. Postanowiła poruszyć temat,
nad którym myślała od paru minut.
- Macie
dzisiaj występ w klubie, prawda? - Kiedy otrzymała potwierdzenie, kontynuowała
niepewnie: - Mogę jechać z tobą i porozmawiać z waszym kolegą?
Davies zmarszczył
czoło.
- Z kim? I
o czym?
Przygryzła
wargę i odwróciła wzrok. William westchnął.
- Jasne.
Jednak w
klubie okazało się, że Jamesa nie będzie. Niepokój Rose tylko się pogłębił. Tak
więc zarówno Natalie jak i James nie pojawili się przez ostatnie dwa dni. Nie
wyglądało to na przypadek.
- O co
chodzi? - zapytał William, podchodząc do Rose, siedzącej na krzesełku w kącie.
Spojrzała na niego pytająco. - Widzę twoją minę. O czym chciałaś pogadać z
Jamesem?
- Czy
"To nie twoja sprawa" zabrzmi zbyt niegrzecznie? - rzuciła z
nadzieją.
Davies
prychnął.
- Tak.
- Problem
w tym, że to prawda. To nawet nie powinna być moja sprawa. - Rose westchnęła,
palcami masując nasadę nosa. - Chętnie bym to z siebie wyrzuciła, ale po prostu
nie mogę. - Uśmiechnęła się przepraszająco.
William
spojrzał na nią z zaciekawieniem, zastanawiając się nad czymś.
- Jesteś
masochistką? - zapytał nagle, przechylając głowę na bok.
Rose
zamrugała, wytrącona z równowagi.
- Co? -
palnęła głupio.
- Czy.
Jesteś. Masochistką? - powtórzył, wyraźnie czerpiąc radość z jej zagubienia. -
No wiesz, osobą, której ból sprawia przyjemność i często...
- Wiem, co
to znaczy - syknęła, rozzłoszczona tym protekcjonalnym traktowaniem. - I nie,
nie jestem żadną masochistką. Skąd ci to przyszło do głowy?
Wzruszył
ramionami, ale widziała figlarne ogniki w jego oczach. Świetnie się bawił jej
kosztem.
- Ciekawy
wniosek, który wysnułem na podstawie obserwacji.
Szybko
policzyła w głowie do dziesięciu, próbując się uspokoić, po czym uśmiechnęła
nonszalancko.
- Ach tak?
Moja skromna osoba jest aż tak interesująca?
Roześmiał
się, odchylając głowę do tyłu.
- Nie masz
pojęcia jak bardzo - parsknął i odszedł z uśmiechem na ustach, zostawiając
oszołomioną Rose, rozdziawiającą usta jak ryba bez wody.
To było
niebezpieczne. Im częściej przebywała w towarzystwie Daviesa, tym bardziej się
zakochiwała. Czy to w ogóle miało sens?
Potrząsnęła
głową, odganiając niechciane myśli. Musiała skupić się na Natalie, a nie
wałkować wciąż swoje miłosne problemy.
Wyciągnęła
telefon i wybrała numer dziewczyny. Próbowała się do niej dodzwonić już wiele
razy, ale komórka milczała uparcie. Przyłożyła aparat do ucha, z nadzieją
wsłuchując się w sygnał oczekującego połączenia.
Po chwili
usłyszała krótki trzask i odezwał się cichy głos.
- Słucham?
Rose
wstrzymała oddech na sekundę, aby wybuchnąć.
- Natalie!
W końcu odebrałaś! Czy ty wiesz, jak się martwiliśmy, kiedy nie dawałaś znaku
życia?! Co się stało?!
- Nie
krzycz - poprosiła dziewczyna lekko zachrypniętym głosem. Rose była pewna, że
płakała. - Spokojnie, nic mi nie jest.
Zacisnęła
wolną dłoń w pięść.
- Właśnie słyszę.
Po drugi
stronie usłyszała drżące westchnienie i cichy trzask.
- Rose -
zaczęła Natalie łamiącym się głosem. - Rose... Pomyliłam się. Och, tak bardzo
się pomyliłam. B-Byłam głupia, myśląc, że... - Urwała i zaśmiała się sucho.
- Jestem taka głupia...
Rose nie miała pojęcia, o czym dziewczyna mówiła, ale czuła narastający niepokój.
Brzmiała na zrozpaczoną, jej głos drżał niebezpiecznie, jakby mogła się w
każdej chwili rozpłakać.
- O co chodzi,
Natalie? Co się stało? Mam do ciebie przyjechać?
Nawet nie
zauważyła kiedy zerwała się z krzesła, gotowa do drogi. Stojący w oddali
William spojrzał na nią ze zmarszczonym czołem, zadając nieme pytanie, ale
zignorowała go.
- Nie,
Rose, nie przyjeżdżaj - odezwała się rudowłosa po krótkiej chwili milczenia. -
Wolałabym być sama.
- Naprawdę
mogę...
- Nie
musisz. Wiesz, że z wszystkim wolę sobie radzić sama. Masz swoje problemy na
głowie, prawda? Zobaczymy się za niedługo.
I zanim
Rose zdążyłaby cokolwiek odpowiedzieć, rozłączyła się.
Oderwała
telefon od ucha i spojrzała na niego bezradnie.
Co jeśli
Natalie spotkała się z Jamesem i dlatego płakała? Mógł jej coś zrobić, przecież
wydawał się zdolny do wszystkiego.
Przed
odwiedzeniem dziewczyny powstrzymywał ją fakt, że prawdopodobnie wcale nie
byłaby za to wdzięczna. Ktoś inny doceniłby obecność przyjaciół i przyjął słowa
pocieszenia, ale Natalie potraktowałaby je jako litość i użalanie się nad nią.
Postanowiła
dać jej chwilę na pozbieranie się i tymczasowo pozwoliła sobie zapomnieć o
problemach z Jamesem.
Dopiero
wraz z tym postanowieniem jakiś ciasny węzeł w żołądku, którego nie była
wcześniej świadoma, rozluźnił się i mogła odetchnąć z ulgą.
Usiadła z
powrotem na krześle, jakby wypompowana z energii i wybrała numer Jennifer.
Potrzebowała usłyszeć dobrze znany, ciepły głos przyjaciółki.
- Halo?
Rose? - Dziewczyna odebrała po dłuższej chwili.
- Cześć,
Jenn - powiedziała, szczerząc się do siebie jak głupia, słysząc znajomą
zadyszkę. - Wracasz ze szkoły?
- Skąd
wiesz? - Usłyszała pacnięcie, co oznaczało, że Jennifer właśnie uderzyła się w
czoło. - No tak, zawsze umieram, wchodząc po tych cholernych schodach. Pewnie
brzmię jak jakiś napalony zboczeniec.
Rose
zachichotała mimowolnie.
- O
cholercia - mruknęła Jenn. - Stara Jenkins przechodziła obok i chyba to
usłyszała, bo spojrzała na mnie, jakbym miała za chwilę porwać jej wnuczka. A
ty się ze mnie śmiejesz, świetnie. Poczekaj aż tam przyjadę.
Parsknęła
do telefonu, tęskniąc za przyjaciółką. Jennifer potrafiła ją pocieszyć, nawet
nie wiedząc, że coś było nie tak. Miała szczęście, że otaczali ją tak wspaniali
ludzie.
-
Przyjeżdżasz na moje urodziny, nie możesz nic zrobić solenizantce -
zaprotestowała.
- A jest
jakieś prawo, które tego zabrania? Nie? No właśnie - odparowała dziewczyna,
dumna z siebie.
- Jesteś
okropna - stwierdziła Rose, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Opowiadaj co u
ciebie.
-
Specjalnie pytasz, żeby mnie dobić, niecnoto? - mruknęła Jenn. - Dobrze wiesz,
że nic, kompletnie nic się tu nie dzieje. Totalna nuuuda. Gdybyś tu była, to
chociaż miałabym z kim pójść na zakupy.
- Czemu
nie pójdziesz z mamą?
-
Żartujesz? Ostatnio oboje są nie do zniesienia. Jak wcześniej kłócili się bez
przerwy, tak po złożeniu papierów rozwodowych panuje cisza, rozumiesz? Kompletna
cisza. W ogóle się do siebie nie odzywają, a jeśli już, to tylko monosylabami.
Wyobrażasz sobie jak wyglądają wspólne obiady, o ile w ogóle się odbywają?
Można usłyszeć nawet mój trawiący żołądek, a wiesz, że jest super mega głośny.
Jedynie fakt, że zabroniliby mi do ciebie pojechać powstrzymuje mnie od
wrzeszczenia na nich.
- Aż tak
źle? Próbowałaś z nimi porozmawiać?
Jennifer
prychnęła.
- Jasne,
że tak. Kiedy już brakło im wymówek, żeby mnie zbyć. O niczym bardziej nie
marzę niż o tym, żeby to wszystko się już skończyło. Czuję się intruzem we
własnym domu.
- Och,
Jenn - westchnęła Rose, czując współczucie do przyjaciółki. - Wiesz, że zawsze
jesteś tutaj mile widziana. A zdecydowałaś z kim zamieszkasz po rozwodzie?
- W tej
chwili to nie mam ochoty widzieć ani mamy, ani taty, a co dopiero z nimi
mieszkać. Dużo o tym myślałam i cała sprawa pewnie tak czy siak potrwa do
czerwca, więc na razie skończę ten rok szkolny, a potem będę myśleć. Brałam też
pod uwagę opcję, żeby zacząć się samemu utrzymywać, ale mierzę siły na zamiary.
Rose
przygryzła wargę, kiedy do głowy przyszedł jej pewien pomysł. A raczej zalążek
pomysłu. Nie wiedziała, czy coś z tego wyjdzie, ale na razie wolała nie uświadamiać przyjaciółki, żeby nie narobić jej złudnej nadziei.
Coś jej
podpowiadało, że Jennifer robiła dobrą minę do złej gry. Jak obco musiała się
czuć we własnym domu, gdzie rodzice traktują się jak nieznajomi? Jenn nigdy nie
narzekała, a każdy problem pokonywała z szerokim uśmiechem. Rose obawiała się,
że tym razem dziewczyna nie uśmiechnie się tak łatwo.
Poczuła
nagły przypływ gniewu do rodziców przyjaciółki. Jak można być tak egoistycznym?
Najwyraźniej wplątanie córki w swoje kłótnie to za mało. Musieli jeszcze
przestać z nią rozmawiać i traktować jak jakąś cholerną kłodę pod nogami.
- Rose?
Rose! Umarłaś tam czy co?
Otrząsnęła
się i przycisnęła telefon mocniej do ucha.
- Tak,
przepraszam, zamyśliłam się.
Jennifer
westchnęła.
- Tak,
czyli umarłaś? Co ja z tobą mam, dziewczyno. Muszę kończyć, już dochodzę do
domu. Zgadamy się jutro. Kocham cię. Pa.
- Ja
ciebie też.
Schowała
telefon i odchyliła się na krześle. Czy naprawdę nie mogła mieć chociaż jednego
spokojnego dnia? Miała nieodparte wrażenie, że odkąd przyjechała do Nowego
Jorku, nie doświadczyła ani chwili wytchnienia.
Spojrzała
na Williama, który śmiał się z czegoś, co powiedział Eric. Zatrzymała wzrok na
zmrużonych, radosnych oczach i zjechała niżej, na szeroki uśmiech, od którego
wokół ust tworzyły się niewielkie zmarszczki.
Uśmiechnęła
się do siebie, spuszczając wzrok. Była takim tchórzem. Karmiła swoje
niespokojne serce marnymi wymówkami, ale prawda była taka, że po prostu bała
się zaangażować. Przerażał ją sam fakt wyznania uczuć Williamowi, a już
kompletnie paraliżowało ją na myśl o jego reakcji.
Jak mogłaby
mu cokolwiek powiedzieć, wiedząc, że nie czuje tego samego?
*
Następnego
dnia Natalie zjawiła się w szkole. Kiedy Rose zobaczyła ją w klasie, natychmiast
podeszła do jej ławki.
-
Martwiłam się! – wybuchła, nachylając się nad dziewczyną. – Co się stało? Czy
to James? - Zauważyła, że na dźwięk imienia chłopaka rudowłosa drgnęła nerwowo.
– A więc to o niego chodzi. Co zrobił tym razem?
Ale
dziewczyna tylko potrząsnęła głową, odmawiając odpowiedzi.
- Coś ty
powiedziała?!
Rose
odwróciła się gwałtownie słysząc krzyk i następujący po nim huk. Zobaczyła
Pixie, która najwyraźniej uderzyła pięścią w ławkę Chloe, natomiast ta wydawała się
zaskoczona zachowaniem brunetki.
Rozejrzała
się nerwowo, ale w klasie nie było nikogo innego. Nie chciała, żeby Pixie
wpadła w kłopoty.
- Zadałam
ci pytanie! – warknęła Pixie, pochylając się nad uczennicą z wściekłością. – A może
jesteś głucha?
Chloe
szybko odzyskała rezon i teraz uśmiechała się kpiąco.
-
Powiedziałam, że nie ma tutaj miejsca dla rudych zdzir.
Natalie
jakby skuliła się w sobie, malejąc w ławce.
Pixie bez
żadnego ostrzeżenia spoliczkowała Chloe, dysząc ciężko.
Blondynka
złapała się za policzek, po czym
spojrzała na brunetkę z zadowolonym uśmiechem.
- Mamy
problemy z kontrolą impulsów? – zaszczebiotała, jakby dopiero co nie została
uderzona, a na jej twarzy nie widniał wściekle czerwony ślad.
Rose
podeszła do Pixie, chwyciła ją za ramię i siłą odciągnęła od Chloe.
- Uspokój
się – syknęła jej do ucha. – Chcesz mieć przez nią problemy?
-
Słyszałaś co powiedziała o Natalie! – Wyrwała się i ze złością usiadła w swojej
ławce, po czym spojrzała na rudowłosą. – A ty co? Pozwolisz się tak obrażać?
Natalie jeszcze
bardziej wcisnęła głowę w ramiona, na co Pixie wzniosła oczy ku niebu.
- Nie mogę
patrzeć na tę twoją służalczą postawę. – Potrząsnęła głową z irytacją. – Może jeszcze
pójdziesz przeprosić Jamesa za to, że cię zdradził?
Usta
dziewczyny poruszyły się, ale słowa były zbyt ciche, żeby któraś je usłyszała.
- Co powiedziałaś? –
zapytała niepewnie Rose.
- On... –
Przyjaciółka spojrzała na nie z bólem w oczach. – On mnie nie zdradził.
Świetny jak zawsze ♥ Powodzenia na sesji :* I z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńOmg, omg, omg, omg, omg, omg, OMGGGGGG!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńAch, ta Natalie... kurczęęęęęę, ja chcę, żeby ona była z Jamesem ;-; To urocza para i jak już wszystko się wyjaśniło, powinni wrócić do siebie! Chociaż za jakiś czas... bo pewnie nie od razu, ale mam szczerą nadzieję, że ta dwójka nie zostawi spraw, tak jak są teraz i zawalczy o swój związek. Dokładnie. Tak ma być. xD
I oczywiście Rose i Willlll <3 Jestem pewna, albo nie, wierzę, że Rose się myli i Will też coś do niej czuje! No kurczę! musi czuć! Nie może być inaczej! Dlaczego to wszystko jest takieee skomplikowaneee? xD
Najbardziej to ja się obawiam, że wszystko nie skończy się dobrze i nikt nie zostanie parą, i będę cierpieć ;-; Nie pozwolisz, bym cierpiała? ;-;
Do czerwcu jeszcze daleko, nie jestem cierpliwa, ale poczekam :D Tymczasem powodzenia na sesji! ^_^ <3
Hej! Wracam po pewnej przerwie, ale już wszystko nadrobiłam oczywiście :)
OdpowiedzUsuńNo nie no, ja mam nadzieję, że oni jednak do siebie wrócą :D wprawdzie wiem, że cała sytuacja wyszła idiotycznie, głupie nieporozumienie, które urosło do ogromnych rozmiarów i ciężko im tak od razu przejść nad tym do porządku dziennego, mam nadzieję, że stąd takie, a nie inne zakończenie ich rozmowy w tym rozdziale... Po cichu liczę na to, że w niedalekiej przyszłości Natalie i James porozmawiają jeszcze raz normalnie, gdy już emocje trochę opadną, do końca wszystko sobie wyjaśnią, wyznają wzajemnie uczucia, wybaczą sobie i będzie happy end. Bo rozumiem, że tak od razu, to może się nie da, ale po ochłonięciu i przemyśleniu sprawy na pewno :)
Aczkolwiek Pixie moim zdaniem trochę przesadziła z Chloe :D
Czekam na kolejny rozdział i życzę powodzenia na sesji, a w wolnej chwili zapraszam też do siebie na nowy tekst :)
http://sentymentalna-bzdura.blogspot.com/
Całuję!
Elle
Rozdział świetny, kiedy następny? 😊
OdpowiedzUsuńRozdział jest prawie gotowy, powinien pojawić się zaniedługo :)
Usuń